Opuszczony przez wszystkich, samotny bohater mający stawić czoła przeważającym (czterokrotnie) siłom wroga dziś już nie jest niczym nowym, jednak mimo wszystko postać wykreowana przez Gary'ego Coopera ma w sobie moc, przyciąga. Nakręcony w typowo amerykańskim stylu tamtych lat (charakterystyczne zbliżenia na twarz), również tak samo zagrany zasłużenie wskoczył do klasyki kina. Ciężko nie kibicować szeryfowi, zwłaszcza takiemu z krwi i kości. Warto, ba, trzeba obejrzeć niezależnie od stosunku do westernów.