Jedność czasu, miejsca, akcji, konflikt tragiczny: zderzenie dwóch racji gdzie wybór
którejkolwiek prowadzi (przynajmniej pozornie) do klęski - wszystko według najlepszych
antycznych reguł. Dlatego nie dziwię się rozczarowaniu niektórych, którzy oczekiwali
kolejnego rozrywkowego obrazu a'la Ford, a dostali traktat moralny rodem ze starożytnej
Hellady. Zinnemann jest tu raczej Sofoklesem niż i Leone i widzę że to chyba wielu
najbardziej przeszkadza w odbiorze tego filmu.
Sam film jest mistrzowski, jak zresztą większość obrazów które wyszły spod ręki Freda.
Atmosfera gęstnieje, klęska się zbliża, napięcie z każdą minutą rośnie. Cooper jako
opuszczany przez wszystkich szeryf mimo wiecznie cierpiętniczej miny daje radę, Grace
wygląda jak zwykle (czytaj : olśniewająco). Zakończnie nie może być inne.
Wbrew niektórym opiniom jak najbardziej zasłużone miejsce wśród filmowej klasyki.