Ignorując falę absurdów przelewającą się przez ten film, lub wykazując całkowitą ignorancję w naukach astrofizycznych, da się ten film obejrzeć. Jednakże ludzie mając choć podstawową wiedzę z zakresu astrofizyki już po kilkunastu minutach będą mieli dość tego filmu. Do końca wytrwają tylko najbardziej odporni na głupotę.
"totalne ignorowanie zasad grawitacji (właściwie to wszystkich zasad fizyki"
Kolejne teorie Alberta upadają. A Ty gadasz o zasadach fizyki. Nie dysponujemy technologią która by udowodniła działanie większości praw fizyki. Teraz naukowcy głównie zgadują, ale co jeśli ich teorie są mylne? Na kogo Ty wyjdziesz?
"supernowoczesny "inteligentny" komputer nie potrafi stwierdzić, że na pokładzie jest dodatkowa osoba, albo że lustra słoneczne są źle ustawione"
Dodam tylko, że komputer budowany przez ludzi. Sytuacja nie powinna mieć miejsca więc komputer mógł być nieprzygotowany na tą ewentualność.
"kto u diabła budował by tak długi statek, gdy o wiele logiczniejszym rozwiązaniem byłoby zbudowanie go tak aby jak najbardziej przylegał do tarczy!!"
Mieli fantazję i tyle;)
"a tak w ogóle skoro 1 misja się nie powiodła to dlaczego 2 statek zbudowali taki sam jak 1 ??"
Nie znali przyczyny niepowodzenia, oraz czas naglił. Lub był to szczyt technologii i naukowcy nie byli w stanie nic wymyślić.
"żadnych backupów (jak coś na statku się zepsuje to pech :))"
Budowa statku trwała długo, backupy (jakbyś jak Polak nie mógł pisać) to kolejne terminy.
"czy komputer poinformował załogę o pożarze??"
Tak, 2 wcześniejsze "rozbłyski" wysuszyły rośliny bez zapłonu. Potem jak się zapaliło to poinformował.
"czy na tym statku były jakieś gaśnice?? Oj trudno użyje się do tego zapasu tlenu haha"
Gaśnica? Przy zapaleniu jednego krzaczka się przyda, ale przy całej tej powierzchni bez szans.
"Sztuczna grawitacja działa nawet gdy zawodzi awaryjne oświetlenie??"
Być może ma własne zasilanie, nie podłączone do komputera.
"w przypadku awarii napraw dokonuje KAPITAN!!! Oczywista sprawa haha"
Od Kapitana wymaga się znajomości maszyny którą steruje. Zna go najlepiej. Teraz to pojechałeś;)
"Ten statek nie miał dowódcy panowała tam jakaś anarchia !!"
Każdy inaczej dowodzi, widoczne on nie wprowadził dyscypliny i skutki sam widziałeś.
"Kto powierzył by ratowanie planety tak niezrównoważonej psychicznie, młodej i nie doświadczonej załodze !!!To mieli być profesjonaliści, najlepsi fachowcy a nie banda dzieciaków z MTV's Real World!!!"
Spec od psychologii się znalazł. Czas, presja, strach - każdego może złamać.
"Nie ma żadnego wyjaśnienia na to co stało się z załogą Icarusa I, albo dlaczego Pinbacker ześwirował i chciał wszystkich zabić, nie mówiąc już o tym jak przeżył 6/7 lat na statku mając w dodatku tak rozległe oparzenia !!!"
Reżyser zostawił to nam byśmy sami znaleźli odpowiedz. Zresztą wiemy tylko to co załoga Icarusa II.
"Jaki w ogóle miał sens pokój obserwacyjny, hej wiem zbudujmy sobie pokój w którym można się oparzyć albo spalić ;) "Wisual candy" haha"
Do obserwacji, nie mieli z przodu radarów ani kamer. Lub dla przyjemności załogi, smutna załoga szybciej świruje:P
"Tylko JEDNA osoba na statku wie jak odpalić bombę :) Super bo jak dostanie sraczkl to mają przerąbane haha"
Kapitan być może wiedział. Więcej osób nie potrzeba.
"Załoga leci sobie bezproblemowo przez 16 miesięcy, a tu nagle 1 dnia mamy wszystkie możliwe awarie i śmierć prawie całej załogi. Kurcze może był to piątek 13-go :P"
Apollo 13 sobie i tu nagle jednego dnia same awarie. To pewnie ta 13.
Prom Challenger sobie leciał i tuż przed wyjściem z atmosfery bum. Na pewno to było planowane.
I to kończenie zdania "haha" to tak jak śmianie się z żartu którego sam wymyśliłeś i tylko Ciebie śmieszy. I weź tu poważnie z takim dyskutuj.
Widzę że nie potrzebnie tracę czas. I tak już dość go zmarnowałem oglądając to dzieło, więc zakończe tą dyskusję bo i tak jakbym podał jeszcze ze 100 błędów tego filmu, znajdzie się ktoś kto będzie próbował ich bronić używając jakiejś dziwnej racjonalizacji.
Próba logicznego wyjaśnienia jest taka zła? Przynajmniej mam więcej przyjemności z filmu bo przyjmuję to co mi dają.
Nie jest to genialny film, ale dostałem to czego oczekiwałem. Kino mnie cały czas bawi, czy to kino ambitne, czy papka dla mas. Nie będę stękać jak Ty, że film jest "bee" z rzyci biorąc argumenty (które bez problemu można podważyć).
Jedni używają dziwnej racjonalizacji, a Ty z kolei czepiasz się na siłę.
1. Gwałcenie praw fizyki w kinie Sci-Fi odbywa się notorycznie i bez wyjątków. Weźmy za obiekt krytyki osławione dzieło Kubricka - Odyseję. O ile stąpanie po ścianach się tłumaczy specjalnymi butami magnetycznymi, o tyle postura postaci i ruch kończynami w stanie nieważkości absolutnie odbiega od realiów, a scena biegania po ścianach to już całkiem czysta abstrakcja. Jego całe ciało musiałoby być obsadzone magnetycznymi punktami, bowiem reszta kończyn poruszałaby się w swobodnym opadzie. Magnetyczne buty nie przeskoczą siły bezwładności i reszty zmian morfologicznych, które powinny wystąpić u postaci. Każdy astronauta w nieważkości ma charakterystyczny wygląd twarzy, bowiem znany nam wygląd twarzy ludzkiej kształtuje znana nam grawitacja. Tam jej nie ma więc mięśnie, skóra i ścięgna rozchodzą się inaczej. Również włosy, zatem postaci w Odysei kosmicznej nawet trochę nie przypominają realiów w kosmosie. A teraz już wiesz jak ciężko uzyskać realne warunki dla kosmosu.
2. Co do komputera to przecież były awarie, zatem i on je miał. Jaki by nowoczesny komputer nie był - zawsze może się zepsuć. To tylko mechanizm.
3. Budowa statku to nie kwestia logiki tylko możliwości technicznych (najprawdopodobniej) obecne statki też są dość podłużne, szczególnie podczas startu. Ze względu na złożoność modułów i jednoczesną chęć uzyskania odpowiedniej opływowości.
4. Nie wiedzieli czemu się nie powiodła. Stracili kontakt. Nie wiedzieliby co zmieniać w statku.
5. A jaki backup przewidujesz na końcu układu słonecznego? Skąd ty się urwałeś? Gdy Apollo 13 ściągali tylko z naszej orbity, to nie umieli im pomóc.
6. Nie pamiętam czy poinformował. Chętnie obejrzę raz jeszcze. Ale o ile wiem film był pozbawiony tak super inteligentnego i wyimaginowanego komputera jaki posiadały statki w Odysei, Alienie, czy baza w Moon.
7. Nie pamiętam. A nie używali tam gaśnic?
8. Nie wiemy na jakiej zasadzie działa ta grawitacja. Może nie ma nic wspólnego z prądem. Poza tym patrz punkt 1. Brak nieważkości w filmach Sci-Fi jest podyktowany głównie usprawnieniem akcji, fabuły i stworzeniu warunków bardziej filmowych.
9. Jak widać nie szedł sam i uważał, że zrobi to najlepiej.
10. Dzień dobry. Witamy na świecie. I na wojnie nie słucha się dowódców gdy strach o własne życie, bądź życie wielu innych ludzi. A tu ważyły się losy całej ludzkości. Jeśli byłbym przekonany do własnych racji i wiedziałbym, że to może uratować miliardy - też bym nie słuchał dowódców.
11. Astronauci przeważnie są w podobnym wieku, chodzi o sprawność organizmu i jego wytrzymałość na warunki. Co więcej, to, że się stali nierozważni czy niezrównoważeni, to efekt sytuacji jaka zaczęła ich przytłaczać. To efekt również otwartej przestrzeni kosmicznej, która niesie ze sobą różne objawy. Istnieje kilka chorób kosmicznych.
12. Czy brak wyjaśnienia jest błędem w logice, albo dziurą w czymkolwiek? Jest wiele filmów posiadających niewyjaśnione kwestie i to jest jak najbardziej plusem tego filmu, bo mnie to nurtowało kilka razy. To, że przeżył też nie musi być dziwne.. W końcu oszalał, ten ból mógł sprawiać mu przyjemność, a zapasów w statku mieli przecież pod dostatkiem i zostały wszystkie dla niego.
13. A jaki sens miałaby sauna albo jakuzi na tym statku? Pewnie taki sam. Lecą miesiącami, a przestrzeń kosmiczna, to interesujące miejsce do obserwowania. Szczególnie w miejscach w których jeszcze nie byli.
14. No tak, lepiej powierzmy tak odpowiedzialne zdanie i wiedzę wielu osobom, by zwiększyć prawdopodobieństwo zawalenia misji przez obłęd jednej z osób... On był wykształcony odpowiednio i on wiedział co ma robić.
15. Z uwagi na uwagę błyszczysz coraz większą ignorancją. Gdyby nie 'dziwne' zbiegi okoliczności w filmach to kinematografia w ogóle by nie powstała.
"Można się jeszcze masy masy innych rzeczy czepiać, ale szkoda czasu haha "
Tak żenujące uwagi można napisać do każdego filmu. Try Me.
Odpowiedź na wpis kolegi @vaspera -
Cyt: „Na jakiej podstawie wnioskujesz, że o budowie Słońca wiemy więcej niż o budowie jądra Ziemi? Skąd wiesz ile tak na prawdę wiemy o tych "obiektach"?
Masz dostęp do jakichś wysoce zaawansowanych danych, po przeanalizowaniu których będzie można zobrazować wiedzę na ich temat przy pomocy dwóch pasków postępu, typu:
jądro Ziemi - 65.78%
Słońce 74.89 ?”
Mam jak większość ludzi dostęp do książek i Internetu. Wiem też w jaki sposób uzyskujemy wiedzę na temat budowy gwiazd i planet. Podstawowe źródło tej wiedzy to obserwacje astronomiczne i geologiczne. Co może będzie dla Ciebie szokujące to gwiazd takich jak nasze Słońce obserwujemy chyba miliony (jeśli nie więcej) zaś planet takich jak Ziemia tylko jedną – to właśnie ta po której chodzimy. Żadnej innej podobnej do Ziemi planety nie oglądamy za pomocą naszych teleskopów (choć prawdopodobnie jest ich też bardzo dużo we wszechświecie). Już chociażby to porównanie „jeden do miliona” na korzyść Słońca powinno Ci dać do myślenia. Powiesz pewnie że Ziemie jednak znamy bardzo dobrze bo po niej chodzimy. Fakt powierzchnię naszej planety znamy całkiem nieźle, ale trochę zaskakujące może być to, że dużo dowiedzieliśmy o jej powierzchni dopiero obserwując ją z orbity za pomocą satelitów badawczych. Jak widać do uzyskania wiedzy o czymś nie koniecznie trzeba łazić po badanym obiekcie.
Drugim nie mniej ważnym powodem jest to że budowa wnętrza ziemi jest bardzo złożona. Sam fakt niejednorodności fazowej wnętrza (jądro w fazie ciekłej, powierzchnia faza stała), bardzo komplikuje równania którymi opisujemy model planety. Co gorsze budowa chemiczna jest bardzo niejednorodna – w środku prawie czyste płynne żelazo, na zewnątrz tlenek krzemu i inne związki chemiczne.
Słońce ma budowę dużo prostszą – całe jest jakby ciekłe (tak naprawdę to bardzo silnie sprężony gaz – plazma której gęstość (ciężar właściwy) jest większa od gęstości wody) – dlatego dla uproszczenia piszę że to ciecz. Ze względu na istnienie pionowych ruchów konwekcyjnych materii słonecznej poza jądrem skład chemiczny jest praktycznie stały i łatwy do określenia. Jądro zawiera w zasadzie czysty hel plus troszeczkę nieistotnych domieszek.
Rodzaj reakcji termojądrowych zachodzących wewnątrz gwiazdy znamy nawet bardzo dobrze – jeśli Cię interesuje poczytaj o Cyklu P-P lub Cyklu CNO w wikipedi.
Wiedzę o budowie planet i gwiazd systematyzujemy za pomocą modelowania komputerowego. Otóż zbudowanie modelu gwiazdy typu Słońce jest o wiele łatwiejsze niż zbudowanie modelu planety typu Ziemia. Ponadto każdy model należy weryfikować doświadczalnie – obliczenia uzyskiwane z takiego modelu porównujemy z obiektami realnego świata. I tu znów porównanie na korzyść gwiazd – mamy miliony obiektów do porównania w stosunku do jednej jedynej Ziemi.
Cyt: „Ty to masz jednak trafne te porównania...
Co ma fakt, że stąpamy po Ziemi od zarania ludzkości, do tego, co wiemy o jej jądrze?
No chyba, że wiesz o jakimś przedstawicielu naszej cywilizacji, który się tam dokopał?”
Mam nadzieje że w/w opis odpowiedział na te pytania.
Cyt: „Na chwilę obecną, jedynym sposobem na udowodnienie jakiegoś twierdzenia, jest wykonanie odpowiedniego eksperymentu w odpowiednich warunkach. Niestety, jeszcze nikt nie wymyślił lepszej metody.”
Szczegóły jak porównujemy wyniki modelowania z pomiarami obiektów modelowanych – to przekracza możliwości 99% czytających to forum, więc sobie odpuszczę.
Cyt: „Jeśli już zacząłeś temat boga, jako istoty stojącej ponad wszystkim, to odpowiedz mi na pytanie, kto go stworzył? Rozumiem, że sam bóg może odpowiedzieć na to pytanie, bo wybacz, ale raczej wszystko musi mieć swój początek?”
A co do cholery ma to wspólnego z filmem „Sunshine”?
Cyt: „Gdzie w filmie powiedziane jest, że reakcje jądrowe w Słońcu zostały wyłączone? Nie wiem na jakiej podstawie dochodzisz do tak daleko idących wniosków. Doszukujesz się błędów w założeniach scenariusza, nie mając odpowiedniej wiedzy odnośnie jego treści.”
Jeśli Słońce nagle gaśnie to elementarna Astrofizyka powie Ci że jedyną możliwością takiego stanu rzeczy może być zanik/zatrzymanie mechanizmu produkcji energii wewnątrz Słońca.
Zaś samo zatrzymanie tych reakcji jest możliwe tylko z dwóch powodów:
1. Brak paliwa jądrowego, czyli wodoru – bzdura jest go jeszcze 70% masy Słońca.
2. Spadek ciśnienia hydrostatycznego w centrum – możliwe tylko przez utratę ¼ masy gwiazdy.
To drugie byłoby możliwe wtedy gdyby „kosmiczny potwór” pożarł część naszego Słoneczka na śniadanko.
Cyt: „Myślisz, że Cefeidy, to jedyne przypadki obiektów wytrąconych z równowagi termodynamicznej.
Jestem przekonany, że jest wiele przypadków, o których istnieniu nie mamy pojęcia.”
Cefeidy to gwiazdy o dość specyficznej równowadze. Pulsują czyli są nietrwałe w krótkookresowej skali czasu, ale żyją w tej pseudo-równowadze przez miliony lat. Co ciekawe nikt z zewnątrz ich nie wytracał z tej równowagi – specyficzny układ warunków wewnętrznych spowodował że w naturalny dla siebie sposób pulsują.
Ale uprzedzając następne zaczepki – prawie wszystkie nie za bardzo stabilne gwiazdy są dużo cięższe od Słońca. To ten wyróżnik masa – daje mi taką pewność jak się będzie zachowywać nasza gwiazdka w przyszłości. 1.44 mas słońca – to kryterium które mówi czy gwiazda jest nudna jak flaki z olejem, czy ciekawa i pełna fanaberii jak gwiazda filmowa. Ta liczba (Granica Chandrasekhara) określa że cięższa gwiazda wybuchnie kiedyś jako Supernowa.
Cyt: „Poza tym, po co wymieniłeś ten przypadek, skoro żadna planeta nie przetrwałaby w ich pobliżu?”
Wymieniłem po to aby nie zostać posądzony o tendencyjne przemilczenie jakiejś możliwości.
Cyt: „Nie twierdze, że da się zbudować takie elektrownie na bazie naszej gwiazdy.
Nasza obecna bezradność w tym temacie, jest chyba wystarczającym dowodem na to, jak nie wiele wiemy o procesie fuzji jądrowej - wnioski już wyciągnij sobie sam.
Nie chodzi tutaj jedynie o "opakowanie", ale również o doprowadzenia do takiego stanu, aby mogło ono utrzymać te procesy w jego wnętrzu. Nie wystarczy przecież stworzyć odpowiednio wytrzymałego pudełka i łączyć w jego wnętrz lekkich jąder atomowych.”
I tu się mylisz – w zasadzie to jedyny problem z którym nie możemy dać sobie rady. Plazma zamknięta w pułapkach magnetycznych stygnie tak szybko, że ilość reakcji termojądrowych które w niej zdążą zajść jest niewystarczająca do ekonomicznego wykorzystania – do takiej elektrowni dostarczać trzeba więcej energii niż się z niej da wykorzystać.
Co do możliwości wymienienia wszystkich możliwych rodzajów katastrof – to chyba Cię zaskoczę – nie potrafię wymyślić żadnego realnie brzmiącego scenariusza w którym ginie Słońce, ale przeżywa Ziemia jako matka życia. To dlatego pomysł na te film uważam za szczyt głupoty i ignorancji.
Jeśli chodzi o eksperyment OPERA – proponuje troszeczkę cierpliwości. Chętnie pogadam o tym za kilka lat. Jestem prawie pewien że to zwykły błąd pomiaru czasu. Jeśli jednak się mylę, to będę się cieszył jeszcze bardziej bo to tylko rozszerzy teorię Einsteina – a nie jak sądzą niektórzy całkowicie wyrzuci ją do kosza.
Cyt: „Odnoszę wrażenie, że kreujesz się na osobę, które posiada wiedzę, nawet większą od tej, posiadanej przez profesorów akademickich...,
ale nawet oni potrafią uchylić czoła przed ogromem kosmosu, u Ciebie tej pokory niestety nie dostrzegam.”
Po pierwsze na nikogo się nie kreuje.
Po drugie, aby to oceniać musiałbyś widzieć jaką wiedzą dysponuje profesor akademicki w specjalności Astrofizyka.
Po trzecie nie widzę niczego niepokornego w moim podejściu do „ogromu kosmosu”. Duży jest – to fakt i nic poza tym. Pokłonów jak niedouczony szaman przed kosmosem bić nie będę. Jeśli już mam się kłaniać to chętnie pochylę głowę przed ludźmi nauki którzy z pełnym zaangażowaniem uprawiają te dziedziny wiedzy starając się usilnie przekazać choćby cześć nabytej mądrości przeszłym pokoleniom.
Pozdrawiam.
Ciągle, to samo - uważasz, że posiedliśmy już wystarczającą wiedzę na temat wszechświata, aby móc wysuwać wnioski nawet na temat zjawisk hipotetycznych, czy nawet jeszcze nie odkrytych. Skąd u Ciebie taka pewność, że to co możemy jeszcze odkryć, musi ściśle wiązać się z wykreowanymi już teoriami na temat otaczającego nas świata - przecież nawet Wielki Wybuch jest już co raz bardziej negowany przez sporą grupę naukowców.
Pewnie odpowiesz, że możemy posiłkować się logiką, ale gdzie jest na nią miejsce np. w mechanice kwantowej?
Jest przecież jeszcze tyle pytań, na które nie potrafimy znaleźć odpowiedz np. dokąd uciekła cała antymateria powstała po Wielkim Wybuchu, bo przecież takie jej ilości nie mogły po prostu wyparować?
Z uwagi na zbliżające się święta, nie chciałbym dalej brnąć w tę kłótnię, więc odpowiem dwoma cytatami:
"Co my wiemy, to tylko kropelka. Czego nie wiemy, to cały ocean." - Isaac Newton
"Czysto logiczne rozumowanie nie da nam żadnej wiedzy o realnym świecie." - Albert Einstein
Teraz wybór należy do Ciebie, czy chcesz ciągnąć to dalej ;)
Pozdrawiam
i Wesołych Świąt.
Nie jestem pieniaczem, kłótnie mnie nie bawią. Myślałem że uprawiamy w miarę merytoryczną dyskusję. Jeśli sadzisz inaczej to z góry przepraszam, nie miałem zamiaru nikogo a tym bardziej Ciebie urazić. Jeśli chcesz zawiesić dyskusję z okazji świąt to nie widzę problemu.
Pozwolę sobie jedynie króciutko odpowiedzieć na dwie kwestie:
Cyt: „ ... Skąd u Ciebie taka pewność, że to co możemy jeszcze odkryć, musi ściśle wiązać się z wykreowanymi już teoriami na temat otaczającego nas świata - przecież nawet Wielki Wybuch jest już co raz bardziej negowany przez sporą grupę naukowców.”
Nie twierdzę że jestem tego pewny – ja jestem przekonany że tak będzie (bardzo wysokie prawdopodobieństwo to nie pewność). Ponadto zdecyduj się proszę czy Ty należysz do przeciwników Wielkiego Wybuchu, bo kilka linijek dalej zadajesz pytanie bazujące na przypuszczeniu że Big Bang jednak był zjawiskiem rzeczywistym.
Cyt: „Pewnie odpowiesz, że możemy posiłkować się logiką, ale gdzie jest na nią miejsce np. w mechanice kwantowej?”
Mechanika kwantowa jest w 100% oparta na logice. Problem w tym że mikro-świat nie wygląda tak samo (i nie zachowuje się tak samo) jak bardzo pomniejszony świat makro, więc ludzie przyzwyczajeni do tej nieszczęśliwej i nieprawdziwej analogii nie mogą sobie pewnych zjawisk ze świata cząstek nawet wyobrazić. Obraz zjawiska w którym samochód po przekroczeniu bramy wjazdowej na dużą posesję pozornie rozmyje się po placu parkingowym, jest tak niezgodne z naszymi codziennymi doświadczeniami, że przenosząc to na pojedynczy elektron nie możemy sobie tego nawet wyobrazić, sądząc że równania mechaniki kwantowej dają nielogiczne wyniki.
Z cytatami wielkich uczonych proponuję zachować umiar. O ile zgadzam się całkiem Newtonem, to w przypadku Einsteina chciałbym przypomnieć że negował on mechanikę kwantową, na co dziś chyba nikt się nie odważy. Czytałeś pewnie Jego słynne powiedzenie że „... przecież Pan Bóg nie gra z nami w kości” – no cóż jednak gra, a dzięki Heisenbergowi może nawet ingerować w pseudo-determinizm naszego świata bez łamania praw fizyki które jak sądzę sam ustanowił.
Również serdecznie pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt.
Włodek.
"Nie jestem pieniaczem, kłótnie mnie nie bawią. Myślałem że uprawiamy w miarę merytoryczną dyskusję. Jeśli sadzisz inaczej to z góry przepraszam, nie miałem zamiaru nikogo a tym bardziej Ciebie urazić. Jeśli chcesz zawiesić dyskusję z okazji świąt to nie widzę problemu."
Nie, w żadnym wypadku mnie nie uraziłeś, twierdzę tylko, że nie ma sensu ciągnąć tego dalej, bo na pewno nie znajdziemy konsensusu - szkoda naszego czasu ;)
Reprezentujemy dwa osobne światy, patrzymy pod zupełnie innym kątem na pewne sprawy, więc dajmy sobie spokój, tym bardziej, że zaczynają się już "zlatywać" tutaj różne osoby, które delikatnie mówiąc, nie powinny brać udziału w takiej dyskusji ;)
"Nie twierdzę że jestem tego pewny – ja jestem przekonany że tak będzie (bardzo wysokie prawdopodobieństwo to nie pewność). Ponadto zdecyduj się proszę czy Ty należysz do przeciwników Wielkiego Wybuchu, bo kilka linijek dalej zadajesz pytanie bazujące na przypuszczeniu że Big Bang jednak był zjawiskiem rzeczywistym."
Staram się nie opowiadać po żadnej ze stron, ponieważ nie przekonują mnie do końca argumenty, zarówno przeciwników, jaki i zwolenników tej teorii.
"przecież nawet Wielki Wybuch jest już co raz bardziej negowany przez sporą grupę naukowców.
- mówiąc to, chciałem pokazać, że nawet "tęgie głowy" do końca nie wiedzą po której stronie się opowiedzieć.
"dokąd uciekła cała antymateria powstała po Wielkim Wybuchu, bo przecież takie jej ilości nie mogły po prostu wyparować?" - kolejne pytanie bez odpowiedzi.
Skoro nie wiemy, jak powstaliśmy, to jak mamy odpowiedzieć na pytanie, dokąd zmierzamy?
- czyli jednak przyszłości nie można przewidzieć w takim stopniu, jak Ty sugerujesz.
"Mechanika kwantowa jest w 100% oparta na logice. Problem w tym że mikro-świat nie wygląda tak samo (i nie zachowuje się tak samo) jak bardzo pomniejszony świat makro, więc ludzie przyzwyczajeni do tej nieszczęśliwej i nieprawdziwej analogii nie mogą sobie pewnych zjawisk ze świata cząstek nawet wyobrazić. "
Właśnie to miałem na myśli. Prawa mechaniki kwantowej mają się nijak do tego, jak postrzegam makroskopowy świat. Logika, znana z codziennego życia, nie ma tam prawa bytu.
"Z cytatami wielkich uczonych proponuję zachować umiar. O ile zgadzam się całkiem Newtonem, to w przypadku Einsteina chciałbym przypomnieć że negował on mechanikę kwantową, na co dziś chyba nikt się nie odważy. Czytałeś pewnie Jego słynne powiedzenie że „... przecież Pan Bóg nie gra z nami w kości” – no cóż jednak gra, a dzięki Heisenbergowi może nawet ingerować w pseudo-determinizm naszego świata bez łamania praw fizyki które jak sądzę sam ustanowił"
Bardzo dobry przykład, skoro nawet sam Einstein mylił się w tak ważnej kwestii, to jednak nie ma nic pewnego i nie możemy niczego zakładać z góry ;)
Tak nawiasem mówiąc, skoro nie dopuszczał on istnienia odrębnych praw dla mikroświata, to ciekawe czemu odważył się wypowiedzieć takie słowa? No cóż, dziwnym był człowiekiem, ale ten cytat będzie chyba jeszcze długo aktualny.
Pozdrawiam jeszcze raz i dziękuję za rozmowę :)
"zaczynają się już "zlatywać" tutaj różne osoby, które delikatnie mówiąc, nie powinny brać udziału w takiej dyskusji ;)"
Mam nadzieję, że nie zostanę uznany za jedną z takich osób, jeśli ośmiele się wtrącić :)
Kolego vasper, ja także zgadzam się, że uprawianie nauki powinno uczyć pokory wobec tego, czego jeszcze nie wiemy. Pewnie, że nie da się przewidzieć czym nas jeszcze może kosmos zaskoczyć, choć są pewne rzeczy, którymi nas nie zaskoczy. Jednak dyskusja ta zaczęła się na temat bezsensownego zachowania Słońca a nie kosmosu. Nie da się ukryć, że pewne dziedziny nauki znamy lapiej, a niektóre gorzej, i nie sposób tego uogólniać. O Słońcu wiemy na pewno więcej niż o Wszechświecie całościowo, i nie ma sensu chylić przed nim czoła. Przeciwnie, jest to obiekt badań dość dobrze nam dostępny, i na drodze badań naukowych znamy już większość z jego zagadek. W tym wszystkie kluczowe.
"Staram się nie opowiadać po żadnej ze stron, ponieważ nie przekonują mnie do końca argumenty, zarówno przeciwników, jaki i zwolenników tej teorii."
W ten sposób może można uprawiać retorykę, ale na pewno nie naukę. Nauka polega na stawianiu hipotez i weryfikowaniu ich doświadczalnie. Jeśli chcemy iść naprzód jako ludzkość, to musimy zaufać nauce (zwłaszcza wobec jej dość dużej skuteczności), i kontynuować badania jak daleko się da, a także wykorzystywać je potem użytecznie. Innymi słowy, jeśli chcemy zbudować teorię powstania wszechświata, to musimy przyjąć jakieś założenie jak np Wielki Wybuch i na podstawie tego zalożenia przewidzieć i zweryfikować doświadczalnie konsekwencje naszej teorii. Można i trzeba pamiętać, ze to tylko założenie, ale jesli się to potwierdza doświadczalnie, i w dodatku nikt nie wymyślił lepszego, to trzeba to przyjąć jako chwilowy pewnik. Bez metody stawiania takich założeń ludzkość nadal tkwiłaby w glinianych chatach.
"dokąd uciekła cała antymateria powstała po Wielkim Wybuchu"
Tego nikt na razie nie wie. W kosmologii istnieje więcej niewyjaśnionych na razie problemów, ale przecież nikt nie twierdzi, że znana nam wiedza kosmologiczna jest komletna. nie przekreśla to jednak przecież badań naukowych. Prędzej czy później pojawi się ktoś, kto zaproponuje model ewolucji Wszechświata który to wyjasnia, i który będzie można w jakimś stopniu potwierdzić doświadczalnie.
Przepraszam za ten wpis, ale kosmologia to mój konik :)
Pozwolę sobie jeszcze odnieść do pierwszego wpisu, którym włączyłeś się do tej dyskuzji, z dn. 21 grudnia.
"Przepraszam, że wtrącę się w Waszą rozmowę, ale wg tych słów, prawie wszystkie filmy z gatunku sci-fi można zakwalifikować pod fantasy..."
Właśnie o to chodziło! Nie upieram się nad nazywaniem tego fantasy, ale chciałem wykazać, że kryterium podziału zaproponowane przez mojego przedmówcę, kolegę Uziela, nie wystarcza. Poprzez tak prowadzoną retorykę jak wcześniej dyskutowaliśmy z U. nie da się zadnego twierdzenia ani ostatecznie przyjąć, ani odrzucić - nawet tego, ze jest to fantazy. Dlatego, że nie da się oddzielić nieścisłości naukowej od totalnej fantastyki.
"Pomimo co raz większego postępu nauki, kosmos w dalszym ciągu jest dla nas miejscem wręcz mistycznym"
Podobnie dla przeciętnego mieszczucha miejscem wręcz mistycznym jest las w bezksięzycową noc. Dla większości ludzi tak - ale nie dla gajowego. Odczucia mistyczne, jeśli ktoś je odczuwa, to nie przeczą, że o lasach wiemy duzo, i możemy w miarę dokładnie przewidywać zachowanie lasu jako ekosystemu.
Pozdrawiam także i życzę Wesołych Świąt, a z racji prowadzonej dyskusji życzę wszystkim pokory wobec świata z jednej strony, a większego zaufania do nauki z drugiej
"Mam nadzieję, że nie zostanę uznany za jedną z takich osób, jeśli ośmiele się wtrącić :)"
Nie, w żadnym wypadku nie miałem na myśli Ciebie ;)
"Kolego vasper, ja także zgadzam się, że uprawianie nauki powinno uczyć pokory wobec tego, czego jeszcze nie wiemy. Pewnie, że nie da się przewidzieć czym nas jeszcze może kosmos zaskoczyć, choć są pewne rzeczy, którymi nas nie zaskoczy. Jednak dyskusja ta zaczęła się na temat bezsensownego zachowania Słońca a nie kosmosu. Nie da się ukryć, że pewne dziedziny nauki znamy lapiej, a niektóre gorzej, i nie sposób tego uogólniać. O Słońcu wiemy na pewno więcej niż o Wszechświecie całościowo, i nie ma sensu chylić przed nim czoła. Przeciwnie, jest to obiekt badań dość dobrze nam dostępny, i na drodze badań naukowych znamy już większość z jego zagadek. W tym wszystkie kluczowe."
Na pewno nie można porównywać Słońca do całego kosmosu i chyba każdy z nas zdaje sobie z tego sprawę.
Owszem, wiemy bardzo dużo o naszej gwieździe, ale nie można powiedzieć, że wiemy wszystko.
Skąd więc pewność, że jakiś zewnętrzny czynnik, o którego istnieniu nie mamy pojęcia, nie może wpłynąć w jakimś stopniu na cykl życia gwiazdy, procesy w niej zachodzące?
Nie zgodzę się również z twierdzeniem, że znamy już wszystkie kluczowe zagadki dotyczące jej istnienia i funkcjonowania.
"W ten sposób może można uprawiać retorykę, ale na pewno nie naukę. Nauka polega na stawianiu hipotez i weryfikowaniu ich doświadczalnie. Jeśli chcemy iść naprzód jako ludzkość, to musimy zaufać nauce (zwłaszcza wobec jej dość dużej skuteczności), i kontynuować badania jak daleko się da, a także wykorzystywać je potem użytecznie. Innymi słowy, jeśli chcemy zbudować teorię powstania wszechświata, to musimy przyjąć jakieś założenie jak np Wielki Wybuch i na podstawie tego zalożenia przewidzieć i zweryfikować doświadczalnie konsekwencje naszej teorii. Można i trzeba pamiętać, ze to tylko założenie, ale jesli się to potwierdza doświadczalnie, i w dodatku nikt nie wymyślił lepszego, to trzeba to przyjąć jako chwilowy pewnik. Bez metody stawiania takich założeń ludzkość nadal tkwiłaby w glinianych chatach."
Przecież nie tylko ja nie opowiadam się po żadnej ze stron ;)
Również wielu naukowców nie zgadza się do końca z prezentowanymi dowodami, które zdają się potwierdzać istnienie Wielkiego Wybuchu, tym samym nie mając innych, lepszych odpowiedzi na pytania, poruszające zagadnienie powstania wszechświata
Nie przeczę faktowi, że powstanie tej teorii i konsekwencje wynikające z tego faktu, nie wpłynęły na rozwój naszej wiedzy o wszechświecie, ale przecież lwia część twierdzeń i hipotez nie opiera się na niej, nie ma z nią nic wspólnego.
Kosmologia, czy astrofizyka, na obecnym poziomie rozwoju, pewnie zadowoliłaby się nieco inną teorią.
Pozwolę sobie sprowadzić moją wypowiedź do nieco trywialnego przykładu. Mianowicie, nie jest nam potrzebna wiedza o tym, jak powstał dany samochód, do tego, aby przewidzieć jego zachowanie na drodze.
"Tego nikt na razie nie wie. W kosmologii istnieje więcej niewyjaśnionych na razie problemów, ale przecież nikt nie twierdzi, że znana nam wiedza kosmologiczna jest komletna. nie przekreśla to jednak przecież badań naukowych. Prędzej czy później pojawi się ktoś, kto zaproponuje model ewolucji Wszechświata który to wyjasnia, i który będzie można w jakimś stopniu potwierdzić doświadczalnie. "
Właśnie, znana nam wiedza kosmologiczna nie jest kompletna, więc nie możemy wykluczyć żadnego hipotetycznego zjawiska. Możemy je negować, ale nigdy w stu procentach odrzucić.
"Właśnie o to chodziło! Nie upieram się nad nazywaniem tego fantasy, ale chciałem wykazać, że kryterium podziału zaproponowane przez mojego przedmówcę, kolegę Uziela, nie wystarcza. Poprzez tak prowadzoną retorykę jak wcześniej dyskutowaliśmy z U. nie da się zadnego twierdzenia ani ostatecznie przyjąć, ani odrzucić - nawet tego, ze jest to fantazy. Dlatego, że nie da się oddzielić nieścisłości naukowej od totalnej fantastyki. "
Fakt, linia dzieląca oba gatunki jest bardzo cienka, ale sci-fi zawsze balansowało na krawędzi, a wynika to z faktu, że w takiej literaturze (filmie), pisarz opisuje swój własny pogląd na to, jak jego zdaniem, będzie wyglądał świat w przyszłości i jaką wiedzą naukową będziemy wtedy dysponować.
Poza tym, o tym, jaki gatunek zostanie przyporządkowany danemu dziełu, decyduje sam pisarz, albo ludzie, nie mający prawie żadnej styczność z naukami przyrodniczymi.
Zresztą w samej nazwie, kryje się już nieścisłość - fantastyka naukowa - nie jest to przypadkiem, w jakimś stopniu, sprzeczność? ;)
"Podobnie dla przeciętnego mieszczucha miejscem wręcz mistycznym jest las w bezksięzycową noc. Dla większości ludzi tak - ale nie dla gajowego. Odczucia mistyczne, jeśli ktoś je odczuwa, to nie przeczą, że o lasach wiemy duzo, i możemy w miarę dokładnie przewidywać zachowanie lasu jako ekosystemu."
Dla przeciętnego mieszczucha, jakikolwiek kontakt z naturą jest pewnie dość mistycznym przeżyciem :)
Nie wiem, na ile można porównywać las do kosmosu, ale trudno jest nie zgodzić się z takim twierdzeniem.
Jednakże, możemy w miarę dokładnie przewidzieć zachowanie lasu jako całego ekosystemu, ale niestety sprawa ma się nieco inaczej, jeśli weźmiemy pod uwagę zachowanie się pojedynczych czynników, które to również mają niebagatelny wpływ na to miejsce.
Przepraszam za tak lakoniczną wypowiedź, ale niestety nie dysponuję jakąś ogromną ilością czasu, a nie wypada nie odpowiedzieć na tak ciekawy komentarz :)
Pozdrawiam.
ale wy wszyscy głupi jesteście, żal mi was, każdy stara się coś udowodnić że racja jest po jego stronie, a z waszych wpisów można by zrozumieć że pozjadaliście wszystkie umysły i jesteście wszechwiedzący lepsi od naukowców z nasa a tak naprawdę to jesteście tylko zwykłymi oglądaczami filmów, po kilkudziesięciu filmach sci fi jesteście już naukowcami z najwyższej kategorii, jesteście tylko zwykłymi wieśniakami, żałośni jesteście...naukowcy od siedmiu boleści weźcie się do roboty, i tak nikt was nie chce, tu się wymądrzacie a na wakacje dorabiacie roznoszeniem ulotek hahaha
bez obrazy oczywiście ale chciałem napisać że zebrało się tu paru dyplomowanych naukowców z dyplomami , z fizyki, historii itp , po waszych wpisach stwierdzam że wypowiadają się tu same uczone głowy po uniwersytetach z doktoratem , pracujecie może w NASA??
Zebrało się tutaj kilku ludzi którzy mają własne poglądy i chcą się nimi w kulturalny sposób podzielić z innymi. Wyraźnie nie pasujesz do tego towarzystwa, więc nie przeszkadzaj.
Pozdrawiam
Chciałem jedynie przypomnieć szanownym dyskutantom zirytowanym brakiem spójności astro-fizyczno-chemiczno-termo-multi-naukowej w filmie Sunshine, że film fabularny (ogólnie) to nie wykład albo praca naukowa.
Pozdrawiam i życzę udanych wniosków :-)
Gdyby w dramacie historycznym „Kleopatra” Marek Antoniusz wraz z trzema kumplami wyciął w pień trzy rzymskie legiony, to każdy z krytyków zmieszałby ten film z błotem za totalny absurd historyczno - militarny.
Gdyby w „Ojcu Chrzestnym” Al Pacino własnoręcznie wystrzelał wszystkich „żołnierzy” z pozostałych wrogich rodzin mafijnych, reakcja byłaby podobna.
Gdyby w „Czterech Pancernych” Gustlik gołymi rękami podniósł czołg typu Tygrys i przeniósł o metr w lewo, to taka bzdura została by wyśmiana przez wszystkich.
Dlaczego? – bo każdy wie, że to jest po prostu niemożliwe.
Ale, gdy ktoś wytyka dużo większe bzdury zawarte w „Sunshine” uzasadniając nawet dlaczego są to totalne niedorzeczności, zostaje zaraz oskarżony o to iż się wymądrza, zarzuca się mu posiadanie (o zgrozo) doktoratu, a niekiedy nawet posiadanie tytułu profesora nauk ścisłych.
Proszę zaliczyć ten film do gatunku „komedia sci-fi”, to przestanę się czepiać. W przeciwnym wypadku nie pozostaje mi nic innego jak posądzenie adwersarzy o stosowanie podwójnych standardów, a być może nawet hipokryzje.
Pozdrawiam.
Wlodek,
Ja jedynie zasugerowałem, na marginesie waszej ciekawej e-rozmowy, że do pewnych rzeczy trzeba mieć odpowiednie podejście :-) bo przecież w większości filmów fabularnych, przeważająca większość rzeczy jest przeważnie niemożliwa :-)
Ok, zaliczę Sunshine do gatunku komedii science fiction, jeżeli zaliczysz Braveheart do gatunku komedii historyczno-lingwistycznej ;-)
Pozdrawiam i udanego sylwestra!
Wielu młodych widzów zdobywa wiedzę oglądając filmy. Problem w tym, że na takich filmach jak „Sunshine” zdobyć można anty-wiedzę, a raczej doznać uwstecznienia. I to tylko dlatego, że hollywoodzko zmanierowany duet scenarzysta-reżyser poszedł sobie na łatwiznę, mając potencjalnego widza za idiotę. Przykładając się choć trochę do szczegółów mogli zrobić całkiem dobry film, a jednak stworzyli totalne badziewie. A mam im najbardziej za złe to, że nie tylko ogłupiają widza, ale kształtują ich przyszłe pokolenia które w przyszłości będą łykać jeszcze większe brednie.
Przykład na uzasadnienie ostatniego zdania - w „Alien I” chyba po raz pierwszy widziałem obraz ogromnego statku kosmicznego obserwowanego z zewnątrz i słyszałem charakterystyczny szum z jakim ten kolos przepływał obok kamery. Szum ten trochę przypominał dźwięk przepływającej łodzi podwodnej. Ale o ile łódź w wodzie można usłyszeć, to statku kosmicznego w próżni usłyszeć już się nie da.
Problem w tym, że Allien’a obejrzało miliony ludzi niejako przyzwyczajając widza do tej bredni. Teraz już prawie nikogo nie razi stosowanie takich absurdalnych dźwiękowych chwytów, ogłupiając następne pokolenia. A można było tego uniknąć wzorując się choćby na Kubrick’u.
Bzdura bzdurze nie równa, i warto odróżniać to co jest mało prawdopodobne od tego co jest całkiem niemożliwe. Chyba nie ma filmu pozbawionego błędów (naukowych, historycznych, technicznych etc), ale „Sunshine” bazuje na absurdach już od samego początku i konsekwentnie trzyma się tego przez cały czas. Nie piętnując takich gniotów niejako prosimy się o to, by przyszłe filmy z gatunku SF były jeszcze głupsze.
Cyt: „Ja jedynie zasugerowałem, na marginesie waszej ciekawej e-rozmowy, że do pewnych rzeczy trzeba mieć odpowiednie podejście :-) bo przecież w większości filmów fabularnych, przeważająca większość rzeczy jest przeważnie niemożliwa :-)”
Myślę, że stwierdzenie „...przeważająca większość rzeczy jest przeważnie niemożliwa” to jednak duża przesada – no chyba że masz na myśli „Sunshine” ;-)
Pozdrawiam i życzę Szczęśliwego Nowego Roku.
cytat: „...przeważająca większość rzeczy jest przeważnie niemożliwa” to jednak duża przesada – no chyba że masz na myśli „Sunshine”
to nie jest przesada. gdyby wszystkie filmy musiałyby być ultra-realistyczne, zdziwiłbyś się jak wyglądałoby kino w ogóle i ile filmów nie mogłoby powstać. gdyby wszyscy specjaliści ze wszystkich dziedzin techinczo-naukowo-różnych mieli podejście podobne do twojego, praktycznie każda scena byłaby poddawana krytyce jako absurdalna i niemożliwa. pościgi samochodowe, sceny walki, zachowanie, dialogi, kontekst społeczno-kulturowo-historyczny, realia, fizjologia itd pokazane 'naprawdę' realistycznie uniemożliwiłyby nakręcenie całej masy znakomitych filmów, w tym wielu klasyków.
można nie lubić filmu Sunshine, ale FILMY FABULARNE PRZECIEŻ NIE SĄ ŹRÓDŁEM WIEDZY ŚCISŁEJ :-D dlatego twoje zarzuty są nietypowe i trochę 'niepasujące' aka nie na miejscu, mym skromnym zdaniem :-)
A przy okazji, nie wiem czy wiesz, że Boyle korzystał z konsultacji fizyków z renomowanej uczelni (polecam dodatki DVD), którzy m.in. stwierdzili, że w filmie jest wiele rzeczy niemożliwych, ale nie oburzali się na 'luki' naukowo techniczne ponieważ (i znowu) FILMY FABULARNE, W TYM SCIENCE FICTION, NIE SĄ ŹRÓDŁEM WIEDZY ŚCISŁEJ, A FILM FABULARNY TO NIE PRACA NAUKOWA.
rzekłem byłem :-)
ps - ja np nie czepiam się Mela Gibsona, ze w filmie Braveheart posługuje się (nieudanym) szkockim angielskim, kiedy to akcja filmu dzieje się kilka wieków przed powstaniem tego języka :-)
jest to rażące zaniedbanie kulturowe (pojawiające się w całej masie innych filmów) już nie mówiąc o śnieżnobiałych zębach wszystkich bohaterów filmu ;-), ale film Braveheart nie jest pracą dotyczącą gramatyki historycznej, czy historii szkockiego-angielskiego, ale historią pana Williama Wallace'a przedstawioną w sposób producencko-hollywoodzko-marketingowy (a nie naukowy :-)), który ma swoje wymagania.
Dzięki i wzajemnie!
Cyt: „...gdyby wszystkie filmy musiałyby być ultra-realistyczne, zdziwiłbyś się jak wyglądałoby kino w ogóle i ile filmów nie mogłoby powstać.”
A gdzie ja piszę o ultra-realizmie? Twierdzę tylko, że główny motyw tego dzieła jest totalnie bez sensu, resztę wpadek (bzdur) może nawet bym zaakceptował.
Cyt: „...można nie lubić filmu Sunshine, ale FILMY FABULARNE PRZECIEŻ NIE SĄ ŹRÓDŁEM WIEDZY ŚCISŁEJ”
Źródłem wiedzy może i nie są, ale ŹRÓDŁEM TOTALNEGO ABSURDU być nie powinny.
Cyt: „A przy okazji, nie wiem czy wiesz, że Boyle korzystał z konsultacji fizyków z renomowanej uczelni (polecam dodatki DVD), którzy m.in. stwierdzili, że w filmie jest wiele rzeczy niemożliwych, ale nie oburzali się na 'luki' naukowo techniczne ponieważ (i znowu) FILMY FABULARNE, W TYM SCIENCE FICTION, NIE SĄ ŹRÓDŁEM WIEDZY ŚCISŁEJ, A FILM FABULARNY TO NIE PRACA NAUKOWA.”
To czemu Mel Gibson w filmie Braveheart nie wykorzystuje czołgów typu Challenger, a angielskich łuczników nie potraktował napalmem zrzucanym z helikopterów? Jeśli dopuszczamy mega-absurdy to bądźmy do cholery konsekwentni.
Co do kwestii językowej w Braveheart, wolałbym większą zgodność z historią jak np. filmie Pasja(2004), ale traktuję teksty wypowiadane przez aktorów jako „środki wyrazu” w granej sztuce. Przecież Makbet może być całkiem przyjemnym widowiskiem granym po polsku, ale pod warunkiem że przekład będzie wysokiej klasy.
Bardziej boli mnie nieścisłość historycznych faktów. Jak byś się zapatrywał na film Krzyżacy w którym przegrywamy bitwę pod Grunwaldem tylko dlatego, że reżyser potrzebował scen pogoni jazdy krzyżackiej za rozbitymi polskimi chorągwiami?
hahaha, oprócz tego, że filmy nie powinny być traktowane jak prace naukowe, porównania i przykłady powinny mieć sens i odnosić się do przedstawionej wypowiedzi, zatem nie powinniśmy porównywać cyrkla do pietruszki, bo jak zapewne wiesz nie ma to sensu :-)
Porównania w swojej wypowiedzi nie widzę, zaś co się tyczy przykładów to nie wiem o który przykład waści chodzi.
Jeżeli zaczynasz zdanie od 'hahaha' (co właściwie jest trochę nie na miejscu), to może napisz najpierw co cię tak śmieszy.
Wszystko jest możłiwe, tudzież nic nie jest niemożliwe. I bardzo dobrze, że są gatunki, które to uwzględniają. Pozostaje kwestia elastyczności (twórcy i widza) i gustu (twórcy i widza). To bardzo fajnie, że dzielisz się swoją opinią. Obejżałeś do końca, czy nie jesteś odporny na głupotę? ;)
Film mnie zaciekawił, bardzo przyjemnie mi się relaxowało przez pierwszą połowę przynajmniej. Potem zabiegi komercyjne zaczęły trochę męczyć.
Nie przeszkadzały mi rzeczy "niemożliwe". Bardziej mierziły mnie rozwiązania producenckie jak np. wyszpanowany, poparzony antybohater, czy "amerykańskie" zachowanie ekipy.
Kwestie "fiction" były mocno fiction, ale właśnie dlatego mi się podobały.
Racjonalne podejście nie ma większego sensu jeśli chce się w pełni docenić główne walory tego jakże niedoskonałego filmu.
Kolega chyba nie wie co to jest gatunek filmowy Sci-Fi... Krótko: Sci-Fi to skrót od angielskiego Science-Fiction, co w tłumaczeniu oznacza film fantastycznonaukowy. O nauce nie będę rozprawiać, bo cyfrowy_baron zdaje się być z tym terminem zaznajomiony, natomiast fantastyka to dziedzina literatury/filmu/etc. (ogólnie dotyczy sztuki), która cechuje się kreowaniem ogólnie pojętych wytworów wyobraźni. Zadanie domowe dla cyfrowego_barona: połączyć znaczenie obu wyrazów - "nauka" oraz "fantastyka" :) Myślę, że więcej nie trzeba tłumaczyć.
Ochłoń kolego, bo Ci się podzespoły poprzepalają. Najpierw sprawdź gatunek filmu, a potem się wypowiadaj! To nie film naukowy, a fantastycznonaukowy! Czy np. po obejrzeniu "Władcy Pierścieni" również byłeś tak oburzony (wraz z całą rzeszą botaników i innych przedstawicieli różnych nauk)?... no przecież drzewa nie chodzą i nie mówią!!!!!!!!!! hahaha
A czy cyfrowy napisał że "ten film powinien być zgodny z prawdą bo to science fiction" ?
Dlaczego czepiasz sie definicji gatunku? On nigdzie nie powiedział, że wszystkie filmy sci-fi maja być zgodne z prawdą.
On po prostu napisał, że ten film ma wiele błędów które aż rzucają sie w oczy. I to prawda. To, że gatunek sci-fi pozwala na nierealne wydarzenia, nie znaczy, że film musi mieć AŻ takie błędy. Każdy ma prawo krytykować to, co mu sie podoba - i mało mnie obchodzi to, że "definicja gatunku na to pozwala".
Ignorancją jest z Twojej strony pojmowanie tego filmu jako zjawiska dokumentalnego.
Sci-Fi ma to do siebie, że daje wolną rękę jeśli chodzi o zawartość praw fizyki w filmie.
Zamysł tego filmu polega na tym, mimo wszystko słońce jednak zgasło tak szybko jak wydawało się to niemożliwe - takie jest założenie na początku. Skoro słońce "zgasło" reakcje na nim przebiegające przygasły i może temperatura spadła poniżej 3600oC dzięki czemu lustra mogłyby być zrobione ze specjalnie sformowanego węgla.
Zamysł kolejny polegał na tym, że wysłali na słońce maksymalnie potężny ładunek, który może, wywołać powrotne uruchomienie się cyklu reakcji termojądrowych.
A jako, że Astrofizyka opiera się głównie na teoriach i założeniach, sens założeń nie powinien być dla Ciebie obcy.
Film jest genialnym widowiskiem i spełnia swoją rolę wyśmienicie, chcesz fizycznych naukowo rzeczy, oglądaj program Hawkinga. A co do głupoty, nie narzekaj, bo mimo dużej wiedzy udowodniłeś, że również do mądrych nie należysz, jeśli potrafisz odbierać rzeczy tylko w sposób dosłowny.
Pobieżna analiza wpisów osób zachwycających się tym gniotem, po prostu szokuje.
Jednak oglądając statystki "wierzących w zamachową wersję katastrofy w Smoleńsku" dochodzę do wniosku, że odsetek "odpornych na głupotę" w naszym społeczeństwie jest iście astronomiczny, nawet wśród młodego "niby światłego" pokolenia.
Myślę, że powodem tego stanu rzeczy jest kompletny zanik umiejętności "czytania ze zrozumieniem" - jeżeli w ogóle ktoś jeszcze czyta cokolwiek.
przejrzalem troche postow, i widze podzial na 2 fronty. Mnie tez irytowalo wiele rzeczy w tym filmie ale mimo wszystko oceniam go wysoko 8/10. Nie bede pisal pracy naukowej na podstawie tego filmu. Sunshine zapewnil mi 2 godziny wysmienitego widowiska z oszalamiajaca muzyka. A sama nierealnosc wykonywanej misji gdy sie juz wciagniesz przestaje kuc w oczy. I nie jestem "tępakiem" tylko inz materialowym pracujacym w zawodzie, wiec robienie z siebie prof astrofizyki i wytykanie innym "tępakom" jest na poziomie wczesnej podstawowki: moj tata jest lepszy bo ma czerwone auto . Dzieki takim ludziom w tym kraju nigdy nie bedzie dobrze.