Podstawową bolączką tego filmu jest to, że na wszystkich serwisach figuruje jako horror, którym jest tylko po części (bo ma wampiry). Przede wszystkim jest to bowiem komedia. Owszem, niskobudżetowa, z czego biorą się słabe efekty specjalne i nienajlepsze aktorstwo, ale - na Boga! - ten film SPECJALNIE został tak nakręcony. Aktorzy celowo grają sztucznie i często rzucają wyświechtanymi sloganami. Tak właśnie miało być. Bo to jest KOMEDIA.

Zresztą, to chyba powinno być oczywiste już na samym początku seansu, kiedy facet korzysta z agencji (działającej oficjalnie!) zamieniającej ludzi w wampiry, co ma być lekiem na wszystkie problemy delikwenta. Bohater bowiem chce nabyć wielką siłę, by zemścić się na niewiernej żonie. Jednak jako że jednocześnie przed ukąszeniem i czasową śmiercią zmienił testament i wydziedziczył żonę, ta nie miała pieniędzy na przyzwoity pochówek i koniec końców bohater został spalony w piecu, a jego prochy trafiły do urny. Na pięć lat.

Nie będę dalej opisywał, ale wystarczy spojrzeć na postać wampira-naukowca (produkuje zamiennik krwi ludzkiej, ale i również laser do zabijania wampirów), wampira-klowna czy masywnych bab, które w pewnym momencie walą się po łbach i ciągają za włosy (jedna jest wampirem, a druga jej dawną koleżanką, wciąż nieprzemienioną). W tym filmie jest zresztą cała masa rozmaitych smaczków (kwestia dziewicy na ofiarę, nazwiska na tablicy na komisariacie, krzyż z XVI wieku, scena kręcenia snuff movie), które powodują, że "Revamped" naprawdę sympatycznie się ogląda. Ale przypominam - to jest komedia grozy, a nie horror!

Moja ocena: 6/10 (bo nie przesadzajmy, arcydzieło to to nie jest, ale jak na produkcję niskobudżetową, to jest to film całkiem sprytnie zrobiony)