Może nie porywa fabularnie, choć nie jest źle, ale żabojady jednym tytułem schowały do kieszeni większość hollywodzkich produkcji o tej tematyce. Zwłaszcza jeżeli chodzi o wierność oddania samego okrętu, marynarzy, sprzętu. O procedurach nie mówie bo ich nie znam ani pewnie nikt inny na Filmwebie. Nie mówię też o realiźmie bo w paru miejsach on też mocno kuleje (choć i tak o wiele lepiej niż w filmach ze Stanów). Sceny na pokładzie okrętu były tak przekonujące, że przez cały czas miałem wrażenie, że były kręcone na prawdziwym obiekcie, a przynajmniej jakimś treningowym. Robiłem również stop-klatki na ekrany sonarów i albo postprodukcja zrobiła fenomenalną robotę albo to były prawdziwe przyrządu i oprogramowanie...może jakieś treningowe. Raczej nie były to jakieś śmiesznie animowane gify czy też żałośnie customowane managery okien z linuksa na super tajne prze poufne OSy departamentów rządowych czy innych tam agencji rządowych a tak naprawdę robi się to po to, żeby nie ponosić opłat związanych z pokazaniem Microsoftowych Windowsów w produkcjach filmowych ;) Albo tworzenie śmiesznych animacji rodem w ogóle z matrixa w których proste połączenie terminalowe pokazane jest jako ciężka, nieprzydatna i niepotrzebna animacja.... I w Wilczych Echach wyglądało to właśnie tak, jakby oprogramowanie okrętu było prawdziwe a nie wyrenderowane.....w co ciężko uwierzyć bo to przecież wszystko jest tajne. Więc jeśli to nawet postprodukcja to brawa dla nich.