"Wilgotne miejsca" są ciekawym połączeniem filmu o dojrzewaniu oraz... rasowego shockera. Ten obraz ma sporo do przekazania, ale nie da się ukryć: czasami po prostu epatuje obrzydliwością tylko po to by wywołać w widzu określone reakcje (od odwrócenia wzroku po mdłości). Trudno mi to piętnować, bo zawsze byłem obrońcą "szoku" jako jednej z wielu emocji wyzwalanych przez kino i nie gorszej niż "wzruszenie" czy "strach". Niemniej reżyser w niektórych miejscach bywał zwyczajnie żenujący, niebezpiecznie chyląc się ku żartom z komedii młodzieżowych (masturbacja nad pizzą). Czasami także silił się na zrobienie obrazu "kultowego" zapominając iż taki status zyskują dzieła dopiero po premierze, a nie w trakcie realizacji. Scena odlotów naćpanych bohaterek jest niczym innym jak zmyślną mieszanką videoclipu, efekciarstwa i filmów takich jak "Trainspotting" czy "Las Vegas Parano". Niestety zupełnie tu nie pasuje.
Pomijając te kilka zarzutów jakie wystosowałem, jest nieźle. W dużej mierze za sprawą oryginalnego podejścia do tematu oraz osoby Carli Juri. Aktorka dała z siebie dosłownie wszystko, dzięki czemu stała się najjaśniejszym punktem programu.
Mam jednak wrażenie że powinienem zacząć od książki.