Zanim obejrzałam film, przeczytałam kilka postów z tego forum. Większość komentarzy miała to samo przesłanie- film jest obrzydliwy, gorszący i chory. Spodziewałam się zobaczyć coś naprawdę kontrowersyjnego, a okazało się, że jest dużo szumu o nic.
Polscy mężczyźni, zazwyczaj wychowani w przekonaniu, że kobieta powinna być piękna, ale skromna, dawać rozkosz, ale się sama nie mówić o swoich potrzebach. Ponadto powinna być zadbana, czyściutka, najlepiej by było gdyby nie oddawała kału ani moczu, a przynajmniej nigdy o tym nie wspominała. Drapanie się po tyłku nie wchodzi w grę, polski samiec nie przyjmuje nawet do wiadomości, że kobietę może swędzić du*a.
Głowna bohaterka "Wilgotnych miejsc" bezczelnie obnosi się z tym, że jest po prostu ludzką istotą, złożoną z krwi i kości, mającą swoje potrzeby i swoje słabości, których się nie wstydzi.
Pomijając tę scenę z brudną toaletą na początku, ogólnie nie znalazłam w filmie niczego "chorego" ani "porytego".
Ja znalazłam wiele takich porytych sytuacji w tym filmie, ale mimo wszystko miał w sobie coś wciągającego. Był na pewno bardzo dobrze zrobiony i zmontowany.
no wlasnie - znalazlas wiele obrzydliwych momentow - ale jednak nie umialas oderwac oczow - podobnie zreszta jak ja... Dlatego ze ten film jest az do bolu autentyczny i tylko nasza socjalizacja go od nas odpycha. Jesli sie o niej tylko zapomni, to mozna zobaczyc, ze nie ma w nim niczego co by bylo/jest nam/czlowiekowi obce...