Niesamowite wrażenie zrobiła na mnie ta scena. Niby nic wielkiego, bo we wcześniejszym akcie było o tym wspominane (w rozmowie z Jordanem, śledczy zwięźle opisuje męczącą jazdę w metrze oraz swe dywagacje nad pracą maklera), lecz dodając do tego jedno ujęcie, charakter całej sceny się zmienia.
Po ukazaniu dwóch osób, zasiadających na przeciwko niego oraz grymasie twarzy zaraz po nim, na pierwszy rzut oka zdaje się, że ubolewa nad utraconą szansą przesiadując wśród pospólstwa w nieprzyjemnym otoczeniu. Tak jak to opisywał wcześniej.
Jednakże po przeczytaniu artykułu o schwytaniu Belforta oraz ujrzeniu nieświadomych obywateli orientuje się, że podjął słuszną decyzje kierując się sumieniem oraz postępując według zasad, kosztem potencjalnego wzbogacenia się. Gdyby zabrakło uwidocznienia otaczających go ludzi, scena nabrałaby innych kolorów. Samo odczytanie gazety oraz mimika jego oblicza byłaby odebrana jednoznacznie, lecz dodając do tej mikstury spojrzenie na ludzi, zabarwienie obrazu zmienia się diametralnie.
Wraz ze świetną kompozycją sceny zza głowy bohatera oraz jej wymownością jest to dobre zwieńczenie tej persony.