Wzięłam ten film z wypożyczalni tylko po to, by mieć na jego temat własne zdanie. Włączyłam, na początku z brwią uniesioną w ironii poznawałam bohaterów, a potem...
Przyznaję szczerze. Podobał mi się. Wulgarne żarty? Powiem tak: mało która komedia mnie śmieszy, więc w ogóle nie patrzyłam na to w ten sposób, tylko jako na prozę życia. W takiej roli te momenty mają w filmie sens... No ok. Oprócz tych, gdzie panowie imitują seks grupowy. Powiedzmy, że trochę niesmaczne. Socjologiem made in USA nie jestem, może to tam normalne...? ;) Uśmiałam się tylko w jednym miejscu, podczas dialogu z ojcem. Ostatnie słowa Bana, podsumowujące entuzjastyczny wywód rozmówcy ;)
Przede wszystkim jednak urzekła mnie cała historia i to, co można z niej wynieść dla siebie. NIE, NIE TO ŻE JAK SIĘ WPADNIE TO WSZYSTKO BĘDZIE CACY! Chociaż część głupich nastolatków mogłaby tak pomyśleć =.=' - raczej to, że aby stworzyć dobry związek trzeba trochę do tego dorosnąć i mieć dużo wyrozumiałości dla drugiego człowieka, a na siebie spojrzeć krytycznym okiem. I starać się poukładać dotychczasowe życie na nowo, biorąc pod uwagę okoliczności losu. I może być dobrze.
Komu się podobał, polecam ,,Licencję na miłość", podobne klimaty ;) I też całkiem miła historia... Tylko nie nastawiajcie się na nie wiem jaką komedię... ;)