Przyznam, przed napisami końcowymi nie znałem reżysera filmu, po prostu oglądałem "bo dużo
oskarów". Na raz nie dałem rady, lekko wiało nudą, ale coś wydawało się podobne. Po kilku
podejściach obejrzałem całość, przez dłuższą chwilę zastanawiając się nad fenomenem oskarów, tuż
zanim przepiękne, przeciągnięte sceny końcowe wreszcie zgasły. Wtedy pojawiło się nazwisko pani
reżyser i doznałem olśnienia. Jak to śpiewała maryla rodowicz, to już było, film dla amerykanów i o
amerykanach, przeciętniak dla ckliwej na tym punkcie grupy odbiorców. Prawdopodobnie nie byłbym
aż tak zawiedziony, gdyby nie fakt, że filmy tej pani są tak doceniane, podczas gdy naprawdę
przełomowe i zapadające w pamięć filmy stają na drugim planie. Czy ktoś ma jakieś logiczne
wytłumaczenie tego faktu? proszę nie pisać"bo to dobre filmy", dobre filmy oglądam często, ale
niewiele z nich dostało choć jednego oskara.