Kolejny film Micheala Manna, jak dla mnie mistrza gatunku(kryminał/sensacja). Niestety ostatnie jego produkcje nie powalały na kolana, były to dobre filmy, ale bez jakiś wielkich emocji. Po prostu solidnie zrobione produkcje, którym daleko do takich hitów jak Gorączka, Informator. Najnowszy obraz tego Pana jest doskonałym przykładem na to, że ów reżyser nie zapomniał jak robi się świetne filmy gangsterskie. Jest to produkcja zrealizowana na podstawie prawdziwych wydarzeń, z plejadą znanych aktorów - Johny Depp, Christian Bale, Marion Cotillard i Billy Crudap. Każdy z nich wcielił się doskonale w swoje rolę. Depp zagrał pewnego siebie złodzieja, gangstera Johna Dillignera, zrobił to bardzo przekonująco, tak jak opisują go osoby które znały tę postać. Gra Christiana Bale może budzić mieszane uczucia, mogą pojawiać się głosy, że został 'pożarty' przez Johnego. Nic bardziej mylnego, on miał po prostu taką rolę. Jego filmowy pierwowzór był bardzo spokojny, stonowany, cichy. Tak też go zagrał, nie chciał grać innej postaci, chciał po prostu jak najlepiej go przedstawić i to mu się udało - stąd brak fajerwerków w jego grze. Marion Cotillard też nie miała prostego zadania, musiała zagrać prostą kobietę, która zakochuje się w przestępcy i jest wobec niego bardzo lojalna. Musiała przedstawić z jakiej warstwy społecznej wywodzi się jej bohaterka, pokazać jakie są jej życiowe wartości, etc. Zrobiła to pierwszorzędnie. Nie bez kozery na sam koniec pozostawiłem Billego Crudapa. Jego rola była dla mnie wielkim zaskoczeniem - i to zdecydowanie na +. Oczywiście wiedziałem na co go stać, ale rola w którą dane mu było się wcielić teoretycznie nie powinna dawać jakiegoś wielkiego pola do popisu, a jednak to mu się udało. Dał prawdziwy pokaz swoich umiejętności. Wypadł w tej roli bardzo przekonująco, przedstawia typowego amerykańskiego karierowicza, który doskonale czuje się w błysku fleszy. Wszyscy odtwórcy tych ról wypadli świetnie. Zrobili to co do nich należało. Teraz przejdę do scenariusza, który jak już wspomniałem jest oparty na autentycznych faktach. Pozbawiony on jest niepotrzebnych scen, dialogi także są takie jakie być powinny, pokazują relacje jakie zachodzą miedzy postaciami. Brak tu jakiś wielkich efektów specjalnych. Dla wielu sprawą kontrowersyjną może być sposób w jaki film został zrealizowany - chodzi mi tu o ujęcia kamery i jej typ. Scena strzelaniny w lesie(jak i inne, ale ta scena konkretna może wywoływać skrajne emocje) została nakręcona z ręki za pomocą cyfrowej kamery. Efekt z początku może być nieprzekonywujący(sam tak uważałem na początku). Jednak na tym właśnie polega cały 'urok' tych/tej scen/y, zyskała/ują one na wiarygodności. Dzięki czemu czujemy się tak jakbyśmy tam byli. Do tego wszystkiego dochodzi fantastyczna muzyka Elliota Goldenthala, która doskonale wkomponowała się w obraz i przyprawiała mnie momentami o ciarki i mocniejsze bicie serca.
Reasumując Micheal Mann powrócił tym filmem do łask, pokazał jak świetnym reżyserem jest. Zaspokoił moje oczekiwania w 100%. POLECAM wszystkim kinomanom, nie fanom gatunku. Moja ocena to: 8/10. Jest jednak mimo wszystko gorszy od Gorączki, którą oceniłem na 9/10.