Pierwsza godzina to istna tragedia… jednostajne tempo, chaotyczna narracja, kompletny brak napięcia. Trzęsione ujęcia z bliska maskują prawdopodobnie braki w scenografii, i ogólnej sprawności reżysera. Potęgują wrażenie bałaganu. Nie od dziś wiadomo, że znacznie trudniej jest robić sceny akcji z szerszej perspektywy, bo wtedy wszystko widać i każdy szczegół musi być dopracowany. Natomiast taką padakę, gdzie nie wiadomo kto gdzie jest, co robi i w ogóle co się dzieje, to każdy partacz nakręci. Ogólnie cały film wyprany z emocji, niemal zerowa psychologia postaci. Teksty, które w zamierzeniu miały wzruszać, prędzej powodują śmiech wywołany nieudolnością reżysera. Alternatywnie – zażenowanie, że na taką banalna kaszanę próbuje widza nabrać. Aktorsko wybija się głównie drugi plan, np. Stephen Graham. Depp jest słaby a Bale zupełnie fatalny, beznadziejny wręcz.
Zauważyłem kilka lepszych scen, np. strzelanina w lesie całkiem fajnie nakręcona, albo moment lądowania w Indianie... Po stronie plusów zaliczam też klimat przełomu lat dwudziestych i trzydziestych – oddany stosunkowo słabo, ale i tak go uwielbiam.
Generalnie – spore rozczarowanie
5=/10
Pojechałeś po tym filmie tak, że Twoja ocena wydaje się o dwa oczka za wysoka ;)
Mi tam na 6/10 wystarczyło. Początek rzeczywiście słaby i również odniosłem wrażenie bałaganu, jednak wszystko się, że tak powiem, rozwija w dobrym kierunku i ostatecznie wychodzi całkiem solidny przeciętniak.
Dla mnie abosolutnie poniżej oczekiwań - te miałem spore więc tym bardziej się zawiodłem. Autor tematu ma absolutną rację; myślę, że również relacje między bohaterami sprawiają sztuczne wrażenie (kwestia zarówno kiepskiej gry, jak i bardziej: złego scenariusza i reżyserki), do tego dodać trzeba muzykę: w większości gangstarskich filmów jest ona świetna i zapadająca w pamięć - tej z wrogów zaś nie pamiętam ani ani.
Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale jeśli film zawodzi moje oczekiwania, to mam ochotę mu w komentarzu "przywalić" trochę ponad-proporcjonalnie do tego, na co zasługuje. Stąd te pomyje, które wylałem na "Wrogów publicznych". No bo jednak, biorąc pod uwagę potencjał historii i reputację reżysera, to wyszło mizernie.