Obraz zniszczyła kamera 'z ręki' zupełnie nie pasująca do opowieści gangsterskich (to nie Pitbull
tylko stylówa z dawnych lat) i nadmiar chłodu w narracji. Ten film powinien być romantyczny i
szalony, bo takim człowiekiem był Dillinger (dobrym-złym-neutralnym, to już kwestia drugorzędna),
niekoniecznie efekciarski, ale bardziej dynamiczny - na pewno.
To mógł być kolejny wielki film gansterski o takim trochę współczesnym Robin Hoodzie. Żaden tam
bohater, ale z drugiej strony koleś grający czyściej niż władza i banki wtedy.
Trailer dał nadzieję na świetne widowisko z CZYMŚ - ale okazał się ładną, zimną wydmuszką.