Stany Zjednoczone Ameryki, rok 1933, czasy Wielkiego Kryzysu. Po brawurowej ucieczce z więzienia John Dillinger, wraz z kilkoma innymi gangsterami, powraca do zajęcia, które wykonuje najlepiej. Prawie jak ówczesny Robin Hood okrada banki, oszczędzając jednocześnie zwykłych klientów. W tym samym czasie Melvin Purvis zostaje wyznaczony przez FBI do złapania lub zabicia zuchwałego gangstera…
Coś jest wyraźnie nie tak z tym filmem. Być może to przez dziwne, rozedrgane cyfrowe zdjęcia. Denerwuje tu zbyt czysty, jakby kręcony zwykłą amatorską kamerą, naturalny i momentami rozmazany obraz, niepasujący zupełnie do tego co zwykle widzimy na sali kinowej. Irytujące są także niektóre zbyt intensywne zbliżenia, wyglądające jak robota kogoś, kto się dopiero uczy kręcić filmy. Być może problem leży też w ciągle skaczącym nagłośnieniu - raz bohaterowie mówią za cicho, raz nagle ktoś odezwie się nienaturalnie głośno. Przez takie drobne szczegóły znika przyjemność oglądania filmu. Zawodzi też niestety i muzyka, zbyt nijaka, mało konkretna, nie budująca napięcia, nie tworząca odpowiedniej atmosfery.
Na plus trzeba oczywiście zaliczyć fantastyczne przedstawienie tamtych czasów. Wszystko jest tu wykonane z ogromną dbałością o szczegóły - stroje, budynki, samochody - dzięki czemu mamy ciągłe wrażenie, że to co widzimy na ekranie nie jest udawane, że nie jest to jedynie rekonstrukcja. Sama historia jednak mnie nie porwała, nie wciągnęła mnie zupełnie. Pomimo, że sporo się tu dzieje - napad na bank, nawet nie jeden, pościgi, strzelaniny - to jednak zdarza się tu zdecydowanie za dużo dłużyzn, a sam film jest jakoś dziwnie mało emocjonujący.
Również aktorstwo nie powala. Bale od czasu "Batman Początek" wpadł w jakąś okropną, poważną manierę i w każdym kolejnym filmie jest równie nadęty i niestety przez to karykaturalny. O ile jeszcze w Batmanie taka poza była do wytrzymania, to w przypadku "Wrogów publicznych" wywołuje już śmiech. Dobrze, że jego rola nie była aż tak duża i nie trzeba go było często oglądać na ekranie. Całe szczęście ze swoją pierwszoplanowa postacią poradził sobie Johnny Depp, a porządny występ dała również Marion Cotillard - świetna scena przesłuchania.
6/10
Całkowicie zgadzam się w temacie zdjęć. Kręcenie techniką cyfrową i częste
ujęcia "z ręki" dodały scenom strzelanin brawury i realizmu - dosłownie
uczestniczyło się w akcji. Niestety pozostałe sceny czasami źle skadrowane,
czasami drżące, nie podobały mi się w ogóle i popsuły mi odbiór filmu.
Ogólnie film podobał mi się, lecz czuję niedosyt. Film miał potencjał, żeby
wpisać się do klasyki kina gangsterskiego, niestety ten potencjał nie
został do końca wykorzystany. Mimo wszystko obraz bardzo dobry, polecam go
każdemu, kto lubi oglądać kino gangsterskie i nie tylko. Zakończenie było z
całego filmu najlepsze - "bye bye blackbird..."
Mam takie samo zdanie jak wy panowie ale i pytaniem którego niem mogę rozgryżć. Kiedy John był na posterunku w wydziale przeznaczonym na schwytanie Johna Dillingera. Widział taką kartkę z zaznaczonymi chyba tymi 2 kinami. Skoro o tym wiedział to dlaczego poszedł na pewną śmierć tego nie mogę pojąć.
Pewny nie jestem czy chodzi o to, ale ta kartka nie dotyczyła żadnego z kin, tylko wcześniejszego napadu na bank. Znając życie to pewnie się mylę, ale co tam :)
Mi także wydaje się, że te kartki dotyczyły poprzednich napadów. Ale nie jestem pewien.
Dla mnie to wszystko było takie dziwne zachowywał się tak jakby widział co się stanie.
ludzie, po jakiej uciecze?? przecież Dillinger nie siedział w więzieniu. to była dokładnie zaplanowana akcja w celu uwolnienia jego kumopli a nie żadna ucieczka :)
z tym Robin Hoodem też dajcie spokój. co innego rabować bogatym żeby rozdawać biednym, a co innego rozmyślny pijar Dillingera dbającego o dobre imię i akceptację wśród kryzysowej biedoty - akceptacji która mu była potrzebna (zresztą to żywcem wyjęte z "Gorączki")
zbliżenia na twarze Deppa czy Cotillard mnie się akurat podobały (to troche w stylu Leone czy Tarantino). ale ogólnie zdjęcia faktycznie nieciekawe. jakies takie za bardzo śliczne i wycackane :)
w moim przypadku nie było żadnych problemów z dźwiękiem, za to kilka razy w napisach były drobne buble.
z fajnym przedstawieniem lat 30 się akurat z Tobą nie zgodzę. fajne mogłoby być, bo aż się prosi przy takiej tematyce, ale IMO w ogóle klimatu nie było czuć...
choć oczywiście i scenografia i kostiumy na najwyższym poziomie profesjonalizmu, ale jak jest kasa to akurat nie ma z tym problemu.
mnie fabuła też nie wciągnęła w najmniejszym stopniu niestety. jedyne co naprawdę dobre to ta jedna, ostatnia scena...
aktorstwo raczej niespecjalne i tu się z Tobą w pełni zgadzam, mimo że aktorzy z najwyższej półki... ale osobiście to właśnie Bale mi sie podobał najbardziej (co nie znaczy, ze sama postać też - wszystkie postaci było bardzo schematyczne). osobiście jeszcze podobała mi się Lily Taylor (szeryfowa) - ale oczywiscie ta rólka była marginalna.
mówisz że nie siedzial w więzieniu. ale już czaje że chodzilo o to że w tym momencie kiedy ich uwalnial nie siedzial.
Mi osobiście podobały się te rozmyte zdjęcia, w moim odczuciu pasowały do całości filmu - jest właśnie przez to inny od wszystkich innych, do których jesteśmy przyzwyczajani. Dźwięk u mnie w kinie był ok. Żadnych spięć pod tym względem, o którym wspominasz nie zauważyłam.
Co do reszty zgadzam się, szczególnie co do dłużyzn... Niby analizując osobno sceny jest wszystko ok, ale w całościowym odbiorze powodowało to u mnie zgrzyty... Głównie przez nie właśnie wystawiłam niestety taką samą ocenę: tylko 6/10. Spodziewałam się więcej.