Im film starszy tym lepszy. Wadą jest długość, 219 min, ale scenografia, stroje, ilość statystów i koni, całe tło robi wrażenie. I dla mnie najważniejsze, na tym Dzikim Zachodzie nie ma żadnego Murzyna co w dzisiejszych produkcjach amerykańskich jest nie dopomyślenia. Dzisiaj nawet rycerz Okrągłego Stołu w wydaniu hoolywoodzkim musi byc czarny.
Ale murzyni byli częścią Dzikiego Zachodu i historii USA. To klasyczny western z czasów segregacji wyrugował ich z pamięci.
Murzyni wtedy nic nie znaczyli. Nianie, służba, robotniki, byli owszem, ale na marginesie. Nie zajmowali się kowbojką.