film bardzo mnie poruszył, sam fakt, że aktor zagrał wypowiadając 3-4 zdania a tragizm sytuacji został oddany w 100%. Redford zagrał nieco "zachowawczo" i bez emocji, ale wydaje mi się, że taki był zamysł, tak miało to wyglądać, dojrzały człowiek, który jest świadom ciężkiej sytuacji, w której się znalazł i mimo wszystko nie panikuje, nie poddaje się, nie daje za wygrana, stara się zachować zimną krew...no i jeszcze końcowa scena- niezwykle wymowna gdzie (zdania są podzielone) wg mnie bohater umiera, a dłoń człowieka ratującego go w ostatniej chwili jest tylko majakiem, o czym świadczy też rozbłysk białego światła podczas wynurzania się bohatera z otchłani oceanu.