W połowie lat 80. Sean Connery nie ukrywał, że rola Bonda trochę mu już ciążyła i szukał nowego, filmowego wyzwania. Sidney Lumet znalazł takie dla niego. We WZGÓRZU Szkot wcielił się w rolę zdegradowanego oficera brytyjskiej armii, który trafił do obozu karnego dla zbuntowanych żołnierzy – takich, co dopuścili się drobnych przekrętów, albo dezerterów. Placówka mieściła się w samym sercu libijskiej pustyni w okresie II wojny światowej. Osadzonym dokuczało nie tylko palące słońce, ale też sadystyczne kierownictwo, rządzące za pomocą strachu i bestialskiej przemocy. Przeciwko takim praktykom “resocjalizacyjnym” postanowił wystąpić grany przez Connery’ego niegdysiejszy sierżant Harris. WZGÓRZE Lumeta uchodzi dziś za jeden z najbardziej krytycznych wobec wojskowych standardów filmów w historii kina. Ślepe posłuszeństwo wobec przełożonych i karne wykonywanie najbardziej absurdalnych rozkazów nie tylko osłabia człowieka fizycznie, ale przede wszystkim niszczy go od środka. Lumet bez znieczulenia i wyjątkowo szorstko ukazuje ten proces dehumanizacji jednostki, jej ponurego pogrążania się w nienawiści i chęci odwetu. Przekaz filmu wybrzmiewa tak mocno, bo przyjął on bardzo ascetyczną formę. W czarno-białe kadry nie została wpisana żadna, choćby najskromniejsza ścieżka dźwiękowa, a zbliżenia na twarze wycieńczonych więźniów mówią często więcej niż tysiąc słów.