Absurdalny, pozbawiony spójnej fabuły i ciężki do określenia gatunkowo. Quentin Dupieux (znany bardziej jako Mr Oizo) znowu zaskakuje nas i porywa w świat abstrakcji, choroby, niepoprawnego humoru i pastiszu (?). Obok Złych Glin NIE MOŻNA przejść obojętnie. Kolejna, po Morderczej Oponie, produkcja nieszablonowa i absolutnie łamiąca wszelkie filmowe schematy. Czy wyszło to filmowi na dobre?
Muzyka jest naprawdę dobra, no ale czego spodziewać się po Mr Oizo? Produkcja nie mogła być normalna, skoro akompaniowało jej takie tło dźwiękowe. Większość scen może wywołać u widza pewien niesmak. Mamy tu do czynienia z filmem w stylu "Borata" - takim, który u jednych wywoła salwy śmiechu, a innych zbulwersuje. Warto tutaj wspomnieć rolę Mansona, która, choć dość epizodyczna, jest naprawdę znakomita. Podobnie, jak rola jednego z głównych bohaterów, jednego ze Złych Glin - Księcia. Po seansie z całą pewnością zapadnie nam w pamięci wiele cytatów z filmu. Większość z nich mogłaby osiągnąć miano wręcz kultowych. Mimo tego, film ciężko ocenić jednoznacznie... Wydaje się być absolutnie pozbawiony sensu i jest tak faktycznie. Przewijające się wątki tak naprawdę nie mają większego znaczenia fabularnego. Najważniejszy jest absurd wyciekający z ekranu i muzyka która mu akompaniuje przez całe osiemdziesiąt minut.
Podsumowując: film wywołał u mnie mieszane uczucia... Po jego zakończeniu miałem poczucie zmarnowanego czasu, ale jednocześnie byłbym niesprawiedliwy, gdybym nie docenił niektórych stron tej produkcji. Film ciężkostrawny i kontrowersyjny - zachęcam do obejrzenia i własnej oceny. : )