Ten film pamiętam doskonale, oczywiście bez szczegółów, nawet nie pamiętam kto gra, pamiętałem tylko wrażenia, odczucia, emocje, no i tę prościuteńką fabułę, spotykających się dwoje ludzi... najpierw młodych, upływający czas, i.... bardzo starych. I to wszystko w ciągu 1,5 godziny. Nie zapomnę do końca życia scenę, gdy spotykają się któregoś roku, ona stoi tyłem... rozmawiają, ona się odwraca i on widzi, że ona jest w ciąży... To było straszne - on doskonale wiedział, że ona jest mężatką, że ma dzieci, ale to był "inny świat, "inny kosmos", jej "kosmos" - i nagle przez tę ciążę zetknął się w sposób niespotykanie bliski z jej "kosmosem".... Facet doznał po prostu szoku... I ja prawie też, skoro pamiętam tę scenę!!!
Jak dobrze, że istnieje filmweb, że jakimś cudem podając słowa "rok", "roku", "rokiem" w końcu trafiłem na właściwą nazwę tego filmu. Cieszę się, że po "100 latach" znów będę go mógł obejrzeć...
No i chyba nie muszę pisać, że dla mnie ten film to Absolutne Arcydzieło!