"Zielona mila" to film, który wg mnie wyraża tęsknote współczesnego świata za Bogiem.Tylko niewinny umiera na "starym iskierce" zamiast na krzyżu.Tu jednak "zwykła wiara" nie wystarczy dlatego to pomieszanie magii i prawdy.Końcówka ze starym Mr.Jingle jest poprostu śmieszna.Filmowi daje 5, no 6
??? najśmieszniejszy komentarz jaki przeczytałam. Jaki bóg? Rany!! Bardziej byłabym sklonna powiedzieć, ze film pokazuje, że boga nie ma :P ale nie bede się wdawac tu w jakies religijne dyskusje...:P"teksnote współczesnego świata za bogiem" hahaha!
SPOILER
Przecież pod koniec John mówi, że musi odpokutować fakt, że pozwolił uśmiercić Johna, który był darem od Boga. Śmieszą mnie więc powyższe komentarze, a jeśli Ty TomeQu nie widzisz tu żadnego Boga, to proponuję obejrzeć ten film raz jeszcze. Dla mnie Coffey jest pewnego rodzaju uosobieniem anioła, tak przynajmniej sobie to wyobrażam.
Od. lew890
Faktycznie postać Coffey'a można uosabiać z aniołek. Tu zgadzam się bezpretensjonalnie. Mnie ta opowieść urzekła, po prostu się popłakałam. A jak rozumiem po wypowiedziach poprzedników, których, strasznie mi szkoda z tego powodu, powieść ta rozśmieszyła oznajmiam, że z was też można się śmiać. Śmiechem rozpaczy i żalu.
Pzdr. Collision.
W rzeczy samej, John zdaje się być posłannikiem samego Boga. Lub jego współczesnym uosobieniem. Człowiekiem, który przyjmuje na swe barki cierpienia i grzechy innych ludzi.
wiecie co wam powiem, ludzie? Obejrzeliście wspaniały film, w którym dopatrujecie się cudu, Boga i aniołów, płaczecie śledząc tę historię, a wyśmiewacie się wzajemnie. To niedorzeczne, opanujcie się i pomyślcie nad przesłaniem tego filmu, a nie wykłócajcie się o to. Niech każdy dojdzie do swoich wniosków, a jeżeli ktoś tej opowieści nie rozumie to jest jego strata. Na temat filmu - świetna ekranizacja świetnej powieści.
Zgadzam się i dodam, że zielona mila moim zdaniem jest metaforą tego, iż każdy z nas ma w życiu określoną drogę do przebycia, ową zieloną milę.
no może nie przesadzajmy z tą metaforą, bo to akurat powiedzieli na końcu filmu :) wg mnie o inny "tekst" tu chodzi.
Zatem tylko zacytowałem ową metaforę, tak czy siak chodzi o przesłanie, mógłbyś określić o jaki ''tekst'' Ci chodzi?
Film uważam za jeden z najlepszych, znajduje się też w Top5, więc nie widzę powodów by oceniać go na 6. Jest to jedyny film na którym łzy mi kapały. Nie rozumiem czemu doszukujesz się w filmie Boga, a potem to, co uważasz za magię - analogicznie cuda-jest dla ciebie śmieszne...
"znajduje się też w Top5, więc nie widzę powodów by oceniać go na 6"
plisss, chyba nie sugerujesz się rankingiem przy wystawianiu oceny, czy tak?
Oczywiście, że nie. Chodzi mi o to, że jest wg mnie jednym z najlepszych filmów, a wg rankingu nie tylko ja tak sądzę. Dlatego też nie widzę powodów by tak słabo oceniać film. No ale każdy ma prawo do subiektywnej oceny.
"wg rankingu nie tylko ja tak sądzę. Dlatego też nie widzę powodów by tak słabo oceniać film."
LOL czyli się sugerujesz.
Sugeruję się tylko przy wyborze filmów/seriali. Oceniam jednak subiektywnie patrząc na to, co mi się podobało a co nie.
jego miejsce swiadczy tylko o tym ze gusta widzow malajato zdecydowanie przereklamowany pretensjonalny i ckliwy hollywodzki dramacik
Widac ze ten film jest troche za "trudny" w odbiorze dla niektorych ludzi...Ten film ma pokazac jakie niesprawiedliwe czasami jest zycie i przewrotn. To ze czlowiek ktory robi tak wiele dobrego zostaje skazany na krzeslo elektryczne...Ten dar rzekomy od "Boga" to tylko dodatek, nie jest najwazniejsza czescia filmu.
O prawie każdym filmie można napisać, że pokazuje taki truizm jak "życie jest czasami niesprawiedliwe".
Czy taki banał jest wystarczającym powodem, by uważać, że prezentuje on głębsze treści?
nie taki banal nie, ale sposob przedstawienia tego banalu to ze nie wychodzi on na pierwszy plan, gra aktorska, to tak
Nie zgadzam się. Dokładnie to samo możnaby napisać o dowolnym filmie w którym zabójca morduje niewinną osobę np. próbującego powstrzymać go policjanta. Oczywiście ta sytuacja pozbawiona będzie 'poetyckości' bycia skazanym i śmierci na krześle elektrycznym, ale będzie można mówić o tej samej prawdzie, przedstawionej w jeszcze mniej oczywisty sposób (o ile to w ogóle możliwe).
Masz swoje zdanie wiec nie bd przekonywal Cie do zmiany ;) mnie ten film przekonal i rozlozyl, Ja po prostu twierdze ze to sprawy "boskie" sa tylko dodatkiem by ten film urozmaicic, nie sa najwazniejszym elel=mentem zarowno ksiazki jak i filmu
Że też masz siłę by z nimi wszystkimi dyskutować:) mnie takie dyskusje męczą i nudzą:) (chodzi o tych co wypowiadają się krytycznie na temat tego dzieła)
no wlasnie stwierdzilem ze szkoda tej sily ;) nie przekonam tych "specjalistow" ;D
No nie przesadzajmy, nie każdy jest "specjalistom", jest wiele podkategorii tych że maruderów:)
"specjaliści", specjaliści, osoby chcące się odróżniać od tzw. mas, i moi ulubieńcy:) napinacze, tych można poznać po tym że rzadko składają broń, jeśli z nimi zaczniesz...ponad to ich posty mają specyficzną formułę:)
he he he. Zabawny jesteś. "Tychże" i "ponadto" pisze się razem. Mam takie wrażenie, że ludzie ubóstwiający rzewne knoty, takie jak "Zielona mila" mało czytają (stąd braki w poprawnej pisowni) i w sumie niewiele oglądają, a jak oglądają, to żywiołowo - są jak żywioł wody ujęty w koryto - wszyscy to samo i tak samo - stąd wyniki tych waszych rankingów. To jest poszukiwanie łatwości i stadności, w sumie zjawisko zrozumiałe. Ja też mam swoje kategorie i podkategorie: A) "rzewni idioci" - kupią wszystko, co żałosne, ronią łzy na seansach (moim zdaniem, problem neurologiczny); B) "tłumacze oczywistości" - egzegeci banałów, ogłaszający światu swe wielkie odkrycia interpretacyjne, które są zwykle stekiem truizmów przemielonych milion razy (to wynika z ewidentnych braków w lekturach i filmach; a co mnie zadziwia, nie wstydzą się tego, a wręcz ogłaszają z "brawurową odwagą" całemu światu); C) "łatacze dziur" - ci całą swą inwencję poświęcają temu, by tłumaczyć idiotyzmy ulubionych filmów - używają do tego logiki tak pokrętnej, że zapętlają się zwykle, sobie przecząc (eksplozja zjawiska miała miejsce w tematach poświęconych np. "Prometeuszowi"); D) "pokrzywdzeni i zaszczuci" - to ci, co nie radzą sobie z argumentacją i wtedy nazywają swoich oponentów "prowokatorami" albo "trollami" - sami walą na odlew i często "ad personam"; ale jak ktoś im odpowie - zalewają się łzami i krzyczą wniebogłosy jak to strasznie ich skrzywdzono (zjawisko intensywne w tematach "Atlasu chmur"). Jest was więcej - niezliczone grupy i podgrupy. Jest was legion )))
Z przyjemnością stwierdzam że ty także jesteś zabawny, no przynajmniej w kilku fragmentach swego posta.
W przypadku lektur, jeśli chodzi o mnie to udało Ci się strzelić, niewiele czytam, choć staram się jak tylko mogę by temu zaradzić, od lat kilku. Ale żeby tak wszystkich do jednego wora wrzucać (zwłaszcza że "Zielona Mila" to ekranizacja książki)? Nieładnie!
Ps. Bardzo dobra klasyfikacja.
Nie lubię Kinga; są dobre i złe książki, podobnie jak filmy. Może i nadmiernie generalizuję, ale te klasyfikacje oparte są na obserwacjach. Gratuluję dystansu i poczucia humoru.
Moja klasyfikacja także jest oparta na obserwacji, jednakże w porównaniu z twoją, moja jest bardzo biedna, i raczej w przyszłości jeśli będę się włączał do jakiejś nudnej dyskusji fanów z anty fanami będę opierał się o twoją klasyfikację, oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko.
"Jest was więcej - niezliczone grupy i podgrupy."
a do jakiej grupy byś siebie zaliczył?
Skoro tak, to śmiem stwierdzić że lekko mówiąc nie przepadasz za kultura masową, czyli to co teraz się kultywuje niemal wszędzie na świecie. Mam rację?:)
Nie do końca. Uważam, że perły można znaleźć i w śmietniku - kultura masowa też wydala z siebie czasem perły, po prostu stosować trzeba własną miarę wypracowaną na podstawie lektur, filmów, przemyśleń, słuchania mądrych ludzi (miałem trochę szczęścia w życiu pod tym względem za młodu). Jak już człek wypracuje sobie aparaturę odbioru - może zaczynać przygodę. Kino jest moją wielką miłością, podobnie pewnie, jak tych ludzi, których wymieniłem w swych zestawieniach - przecież oni też kochają kino. Tylko to nas łączy. Aż to?
Tylko i aż to nas wszystkich łączy. Wspomniałeś coś o młodości a zatem masz parę lat na karku, a to oznacza że ja mając niespełna 20 lat mam dość czasu na klarowanie swojego gustu, poprawa już jest zauważalna! Jednak ja wychowywałem się w świetle mega hitów takich jak Star Wars, Titanic, Avatar, Forrest Gump, Siedem Dusz czy nieszczęsnych Transformersy od których nazwałem swoją epokę w kinie:) a także wszelakie ekranizacje komiksów. Otoczony takimi filmami na nich się wychowałem i dlatego takie dzieła jak choćby Zielona Mila oddziałują na mnie tak a nie inaczej. Ciężko jest coś na to poradzić, ale jestem niemal pewny że i ja będę swego czasu narzekał na produkcje przyszłości z łezką w oku wspominając dawne hity, w tym nie zabraknie na pewno choćby Star Wars.
No pewnie, że masz czas, ja też - mam nadzieję - trochę jeszcze mam, żeby się poduczyć, zobaczyć coś nowego, poszerzyć horyzonty - są na FW więksi spece ode mnie. Na gwiezdnych Wojnach (Nowej nadziei) jako dziecko byłem w kinie - to był szał. Druga seria na mnie kompletnie już nie podziałała (nie wiem dlaczego - może byłem za stary, albo może dlatego, że Lucas jest lepszym pomysłodawcą i producentem niż reżyserem, może nie lubię kina opartego w 90 % na tłach komputerowych). Fakt, że to, co zobaczymy wcześnie potem nas warunkuje. Jak byłem młody nie było sieci, nawet wideo było w powijakach, chodziło się przede wszystkim do kina - panował wtedy pewien snobizm, może głupi, ale w jakimś sensie pożyteczny - trzeba było obejrzeć Obywatela Kane, wypadało znać Bergmana (mimo, że zrozumiało się go po latach), trzeba było przeczytać Ulissesa - nic nie pojąłem; ale kilka lat temu przeczytałem drugi raz i rzecz jest świetna, choć trudna. A te tytuły, które wymieniasz - Awatar mnie nie zachwycił, pozostałe filmy ok - to jest rozrywka, człowiek zmęczony po pracy kupuje piwo i w dobrym towarzystwie obejrzy nawet i transformery, czemu nie? Ale te chwile zespolenia z wielkim kinem, poczucie obcowania ze sztuką - tego Ci życzę.