Bez kitu, to co tutaj odwalacie jest przekomiczne.
Święta wojna matołów z matołami czy film jest gównem, czy arcydziełem. Z jednej strony argument "nie zrozumiałeś" (bo faktycznie ciężko czegoś nie zrozumieć w prostej jak moja knaga bajce dla dzieci), z drugiej "jesteś idiotą bo dałeś 10/10".
Tylko czemu akurat tutaj? Przecież cały ten ranking najpopularniejszych filmów według motłochu aż roi się od absurdalnych pozycji. W całej czołówce jest chyba tylko jeden tytuł zasługujący na wysokie miejsce. Więc czemu ulubionym miejscem waszego żenującego obszczekiwania się stała się akurat "Zielona mila"? To jakaś miejscowa tradycja, jak wyścigi na knurach w Wysraczynie?
Jestem szczerze zaintrygowany, może Ci nieliczni z was, którzy potrafią pisać mogliby mnie oświecić?
Bo Mila to najgorszy film z top 10 i jedna z największych pomyłek tego rankingu.
właśnie ze ty najbardziej hejtujesz ten film, porównując go na forum do pewnego haburgerdramatu
oj tam, ale to nie było na forum mili, więc...
i nie było to porównanie bo wynik był druzgocąca na korzyść "hamburgerdramtu"
poza tym ostatnio przerzuciłem się na Tomka
9?
http://www.youtube.com/watch?v=Nbc1Fs3Om-0
czemu mu zawyżyłeś?
Jak najbardziej, chociaż zbyt wiele dramatyzmu to w nim nie uświadczysz.
Dość dobrze do tego określenia pasuje też "Skazani na Shawshank". Ogólnie wszystkie trzy tytuły to podręcznikowy przykład mainstreamu.
Skazani na Shawshank z tej trójki jest najlepszym i najmniej hollywoodzkim filmem.
Najmniej hollywoodzkim? Litości, przecież ten film może być spokojnie używany jako definicja "hollywoodzkiego mainstreamu".
Nie, mówię całkiem poważnie. Jest to zresztą jeden z głównych powodów jego popularności - idealne wpasowanie się w gusta masowego odbiorcy
Wszystkie filmy oprócz tego, "Nietykalnych", "Skazanych na shawshank" i Gumpa (dwa ostatnie sam uwielbiam, ale są za wysoko) w pełni zasługują na top10 czyli nie tylko jeden. A to forum po prostu jest śmieszne i tyle. Fani są przekonani o wybitności dzieła i dobrze ich wybić z błędu czasami.
Jeśli dla kogoś dany tytuł jest wybitny to w jaki sposób chciałbyś wybić mu to z głowy? To tak jak przekonywanie kogoś, że czerwony wcale nie jest ładny. Można o tym podyskutować, ale to co tutaj prezentujecie nie ma z dyskusją nic wspólnego.
To dokładnie taka sama sytuacja, jak to, że uważasz top10 za słuszny oprócz 4 tytułów. Dla mnie to taki sam śmieszny nonsens jak ocenianie "Zielonej mili" na 10.
Jest różnica między wybitny, a lubieniem filmu. Wybitność da się obiektywnie wymierzyć, a lubienie czegoś to w pełni subiektywne odczuci.
Lecimy:
-"Ojciec Chrzestny"
-"12 gniewnych ludzi"
-"Pulp Fiction"
-"Ojciec Chrzestny II"
-"Lot nad kukułczym gniazdem"
W pełni zasługują na wysokie miejsce (wkład w kino, wybitne aktorstwo, treść)
Zapomniałem że w topce jest "Siedem". Zamiast filmu Finchera powinno być "Milczenie Owiec" i wszystko by grało.
"Hannibal" to dobry film, ale nie dorasta do pięt Milczeniu. Jest Campowy co lubię, ale pod względem pracy kamery, klimatu, aktorstwa (tu też lepiej "Czerwony Smok" wypada), fabuły, cytatów i co najważniejsze wkładu gatunkowego (mało jest tak ważnych filmów w tym gatunku jak Milczenie) wypada biednie. Zresztą został dosyć zmiażdżony po premierze przez krytyków i fanów, ale i tak go lubię. Jest na poziomie "Czerwonego Smoka" czyli solidny Thriller.
dla mnie jest lepszy, nie tyle dlatego że jak piszesz jest campowy czy popada w turpizm, ale jest bardziej artystyczny od MO (w tle nie przypadkowo Florencja) co mi się ogromnie podoba, obie części mają sporo wad dla mnie jednak delikatnie wygrywa druga część, głębsze porównanie przedstawiałem tutaj:
http://www.filmweb.pl/film/Hannibal-2001-1502/discussion/Sugeruj%C4%99+nie+zaczy na%C4%87+ogl%C4%85dania+film%C3%B3w+o+Hannibalu+od+tego,1939102
MO jest tandetne, nie rozumiem czemu wszyscy się nim tak zachwycają, Ridley lepszy (szkoda że to on nie zrobił pierwszej części)
Podniecają się przez kultowe cytaty, genialną pracę kamery (czemu bez oscara?) i dlatego że był pierwszy. Przede wszystkim bez niego wszystkie filmy typu "Siedem" by nie powstały bo reaktywował ten gatunek. "Hannibal" też jest tandetny bo Camp w większości właśnie polega na tandecie. Demme'owi trafił się film życia i laury były zdecydowanie zasłużone. Poza tym Foster jest lepsza niż Moore jako Starling (mimo że tą drugą o wiele bardziej lubię to wypadła słabo). Ridley ogólnie jest lepszym reżyserem.
Kicz jest tandetny, a Camp jest kiczem który "wie" o tym że nim jest.
Owszem technicznie MO wygląda chyba lepiej, zdjęcia są w obu filmach rożne w obu bdb (przy takim Blade Runnerze wyglądają dużo słabiej), aktorsko Hopkins w obu częściach genialny, ale w każdej w inny sposób, Foster racja lepsza, jednak w dwójce jest jeszcze niesamowity Oldman. Muzyka? Hmm, z przykrością muszę przyznać, że to Hans wzbił się na wyżyny.
Hannibal jest trudniejszy w odbiorze, trzeba mieć pewien rodzaj wrażliwości, pojęcia sztuki aby go zrozumieć. Sama fabuła bardziej jest skupiona na samym Lecterze, jest go więcej, jest on przedstawiony głębiej, bardziej artystycznie, za tą część kocham Ridleya. W milczeniu są tylko znakomite sceny z samym doktorkiem (Hopkinsem), dla mnie to za mało. Pisałem o tym więcej w załączonym linku.
PS. O co Ci dokładnie chodziło z tym La_Pierem?
"Kicz jest tandetny, a Camp jest kiczem który "wie" o tym że nim jest. "
No nie do końca. Za początek campu w filmie można uznać dzieła Wooda i pokrewne, a zapewniam cię że nie było to jego celem.
"Foster racja lepsza, jednak w dwójce jest jeszcze niesamowity Oldman."
A w MO Levine. W "Czerwonym smoku" Fiennes, Hoffman, Watson i niezły Norton. "Hannibal" imo wypada najgorzej z trylogii pod tym względem.
"Hmm, z przykrością muszę przyznać, że to Hans wzbił się na wyżyny. "
Na wyżyny to on się wzbił w "Cienkiej, czerwonej linii". Potem już było tylko gorzej z wyjątkami jak "Gladiator". Ogólnie to większość ścieżki jak przy POTC nie jest jego autorstwa tylko pomagierów do czego "miszcz" już przyzwyczaił.
"Sama fabuła bardziej jest skupiona na samym Lecterze, jest go więcej, jest on przedstawiony głębiej, bardziej artystycznie"
Właśnie dlatego postać się przejada. Jednym z większych uroków MO jest dawkowanie postaci Lectera. Każda scena zapada w pamięć. A w "Hannibalu"? Nic oprócz sceny z Liottą nie zapada głęboko w pamięć jak dla mnie.
"PS. O co Ci dokładnie chodziło z tym La_Pierem?"
Jak o co? Że to jego słowa. Ogólnie dokopałem się do jego wypowiedzi sprzed paru lat jak twierdził że "Hannibal" jest lepszy, ale było i minęło.
"No nie do końca. Za początek campu w filmie można uznać dzieła Wooda i pokrewne, a zapewniam cię że nie było to jego celem."
Może nie było, ale z czasem taką plakietkę mu przypisano. Zresztą to był taki trochę kontrargument na temat tandetności w Hannibalu o której pisałeś, a była ona właśnie zamierzona.
"A w MO Levine. W "Czerwonym smoku" Fiennes, Hoffman, Watson i niezły Norton. "Hannibal" imo wypada najgorzej z trylogii pod tym względem."
Czerwonego Smoka nie oglądałem, jednak tu się mogę zgodzić, aktorsko Hannibal wypada gorzej. Jednak za to wole tutaj samego Hopkinsa, w obu częściach genialny, oczywiście to w Milczeniu zagrał lepiej, jednak bardziej mnie przerażał w sequelu (w MO tego nie miałem, może te jego doświadczenie i spokój działa na mnie silniej od psychopatycznego spojrzenia).
"Na wyżyny to on się wzbił w "Cienkiej, czerwonej linii". Potem już było tylko gorzej z wyjątkami jak "Gladiator". Ogólnie to większość ścieżki jak przy POTC nie jest jego autorstwa tylko pomagierów do czego "miszcz" już przyzwyczaił."
Żeby nie było ja Hansa nie cierpię, w szczególnego za to że że zżynał kilkakrotnie od mojego mistrza Ennio. CCzL nie oglądałem, jednak OST z Hannibala bardziej mi się spodobał od tego z MO, i jest to niewątpliwie jednak z lepszych Cimmera (bardzo tez lubię te z Helikoptra w Ogniu oraz z Rain Mana).
"Właśnie dlatego postać się przejada. Jednym z większych uroków MO jest dawkowanie postaci Lectera. Każda scena zapada w pamięć. A w "Hannibalu"? Nic oprócz sceny z Liottą nie zapada głęboko w pamięć jak dla mnie."
Mnie się to akurat bardzo spodobało, postać samego doktorka jest bardzo fascynująca i lepiej dla mnie, że było go więcej, ale co kto woli.
Heh, mnie akurat z MO najbardziej zapadły najbardziej tandetne sceny: czyli zabójstwo na końcu o którym pisałem oraz ucieczka z klatki. Jednak w sumie Hannibala oglądałem później i bardziej mi się podobał, dlatego więcej z niego zapamiętałem (u Ciebie jest akurat na odwrót).
"Jak o co? Że to jego słowa. Ogólnie dokopałem się do jego wypowiedzi sprzed paru lat jak twierdził że "Hannibal" jest lepszy, ale było i minęło."
Nasza dyskusja się tak jakby rozdwoiła, już wiem o co Ci chodziło. Pisał mi kiedyś że dopiero do 3 lat na poważnie zaczął filmy oglądać, co nie znaczy że zawsze muszę się z nim zgadzać (nie wybaczę mu np 9 dla Tomka). Jak na razie Hannibala uważam za lepszego i nie mam zamiaru zdania zmieniać, czemu tak uważam? Patrz niżej oraz na załączony kilka postów wyżej link do forum Hannibala, więcej pisać na temat mi się nie chce :)
O to Ci chodziło?
http://www.filmweb.pl/film/Hannibal-2001-1502/discussion/a+ja+mam+pytanie,158319
mógłbyś powiedzieć jak to odkopałeś, bo może znalazłeś szybszy sposób
Co takiego jest w pracy kamery w "Milczeniu owiec", co zasługuje na oscara? To akurat po prostu solidny element świetnego filmu, żadnego geniuszu tu nie widać.
Te najazdy na twarz to maestria. Po prostu genialny pomysł. Nie zauważyłem że oscara zgarnęły zdjęcia do "JFK" które też były o ile pamiętam świetne.
Te najazdy na twarz nie były już wtedy niczym szczególnie odkrywczym i niesamowitym.
Powtarzasz się po userze La_pier xD Nie widziałem jeszcze Manhuntera i muszę nadrobić. Prequel serii jest zdecydowanie żałosny.
Gdzie się powtarzam?
Do Hannibala trza mieć pewien rodzaj wrażliwości, owszem Hannibal o czym pisałem tez nie jest doskonały, jednak to MO jest bardziej tandetne, czasami rodem z filmów klasy "D".
Powtarzasz się bo La_pier to pisał na forum Scotta. BTW on uważa ze MO jest lepsze o ile mi wiadomo. Może być i bardziej tandetne co nie zmienia faktu że bardziej się zapisał w historii kinematografii, a akurat ta specyfika filmu którą uważasz za tandetę jest symptomatyczna dla filmów z samego początku lat 90-tych i nazywa się klimatem/ Hannibal leży na półce "przeciętniak". Piszesz o jakimś rodzaju wrażliwości, ale wytłumacz mi czy ten turpizm i camp był w ogóle potrzebny. Czy pasuje do serii/ filmu? Ostatnio się naczytałem na forum "Batman Forever" że Schumacher chciał oddać klimat silver age. Oczywiście to bzdura i po prostu nieumiejętność dostosowania się reżysera do kręconego filmu.. A co te filmy łączy? Że oba rozsierdziły fanów poprzedników i krytyków.
Ja np. nie wiem co ludzie widzą w drugim "Alienie" bo uważam że jest zbyt efekciarski i wolę część trzecią. Co nie zmienia faktu że to film Camerona wniósł więcej do kina (technicznie i pojawia się w nim pierwsza bohaterka kina akcji).
La_Pier to mój film-webowy guru, uczę się od niego, racja zerżnąłem trochę wypowiedz, bo sam tego lepiej ując nie potrafię, jednak nie zgadzam się z nim co do do MO. Owszem wiem dobrze że się bardziej zapisał w kinematografii, że na nowo wzbudził serie thrillerów jak Se7en. Ma za tu u mnie duży plus, jednak nie jestem w stanie przez to podchodzić to do tego filmu zbyt pobłażliwie. Przyznaję sceny z Hopkinsem genialne, te zbliżenia kamery, jego spokój, wyrachowanie, coś niesamowitego. Jednak cały ten wątek z seryjnym zabójcą taki niemrawy, jakoś nie pasujący do filmu, no i ta końcowa scena z jego zabójstwem rodem z telenoweli już do końca mnie zniesmaczyła.
Dla Ciebie, dla milinów fanów "Hannibal" może być przeciętny, mnie to niewiele obchodzi.
Pytasz czy ten camp i turpizm był potrzebny? Był niesamowicie potrzebny, razem z tym całym wątkiem sztuki i artyzmu, kluczowy dla wymowy filmu. Aby ukazać jeszcze bardziej namacalne i wyraziście ten wewnętrzny dysonans Hannibala. Gdzie z jednej strony jest bardzo inteligentnym, dobrze wychowanym doktorem sztuki i kustoszem, z drugiej niemal krwiożerczą bestią gotową do zabijania. Co więcej w tej części te dwie natury się niemal zazębiają, co widać doskonale w przeprowadzaniu zabójstw. Nie robi tego jak w MO, tak trochę po barbarzyńsku, lecz z wyzuciem smaku, z gracją, pewnym rodzajem sztuki.
Skoro wspomniałeś o zakończeniu "Milczenia owiec", które trącało telenowelą to co można powiedzieć o zakończeniu "Hannibala"? Było wręcz tragiczne, na siłę zmienione względem książki pod presją środowiska i ewentualnej reakcji widzów.
To wyjątkowo nierówny tytuł - z jednej strony mamy kawał genialnego kina, który miejscami wręcz góruje nad książką, kapitalnego Hopkinsa, świetnego Oldmana, ale z drugiej jest cała masa uproszczeń i banału.
Bardzo słabym elementem kontynuacji była także postać Starling, której w żaden sposób nie udało się nawet zbliżyć do poprzeczki ustawionej przez Foster. Była to mdła i pozbawiona wyrazu postać.
Tak samo cienko wypadł Liotta jako Kendler, który swoją drogą chyba cały swój aktorski talent jaki kiedykolwiek posiadał wyczerpał w "Chłopcach z ferajny", bo oprócz Hilla w swoim dorobku nie ma chyba ani jednej chociaż zbliżonej poziomej roli.
Bardzo lubię całą "trylogię" z Hopkinsem i zgadzam się w pełni z Twoim zdaniem jeśli chodzi o wypełnione sztuką i wysublimowaną metaforą tło "Hannibala", ale z powodów wymienionych wyżej cenię go niżej niż "Milczenie owiec", które było niemal w 100% perfekcyjne.
Wątek z Buffalo Billem niemrawy? Przecież to klasyka kina, scena ze schowanymi genitaliami była mistrzostwem świata jeśli chodzi o odrażające i przerażające charaktery. Tak samo słynne "you wanna f*ck me?" ze szminką. Cała jego postać została perfekcyjnie stworzona i wprowadza do filmu fajną symetrię względem przeciwieństwa - Hannibala , o którym zresztą nie będę się rozpisywał bo temat wałkowano tysiące razy.
I co takiego "telenowelowego" było Twoim zdaniem w zakończeniu?
Ile trzeba razy do was powtarzać, że film i książka to dwie różne rzeczy? Co z tego że to jest adaptacja? Film się rządzi zupełnie innymi prawami. Nie można wszystkiego przedstawiać tak samo jak w książce, bo to się mija z celem i nie ma w ogóle sensu takich filmów tworzyć. W każdym razie masz tu trochę racji, że było trochę kiczowate. Jednak to w MO jeszcze bardziej. Czemu to porównałem do telenoweli? Otóż jak wiadomo ten gatunek cechuje się bardzo tanimi chwytami, bardzo tandetnymi. A scena tego zabójstwa właśnie taka była. Jak pośród całkowitej ciemności, nic kompletnie nie widząc, agentka odwraca się i jednym strzałem zabija Billa? Tylko dziecko w coś takiego uwierzy.
Może za bardzo się czepiam, ale czego innego oczekiwałem od Milczenia. Myślałem że to będzie jakiś trzymający w napięciu, mroczny, zaskakujący thriller, a wyszedł bardziej dramat psychologiczny. Na tym polu jednak Hannibal wygrywa, który bardziej zaskakuje, Hannibal jest bardziej przerażający (w MO tego nie miałem, może te jego doświadczenie i spokój działa na mnie silniej od psychopatycznego spojrzenia). Jak pisałem wyżej postać samego doktorka jest tutaj bardziej rozbudowana, głębsza niż w jedynce. Samo przeprowadzanie zabójstw jest inne, bardziej wysmakowane. Właściwie cały sequel jest podporządkowany właśnie tej postaci, fabuła, muzyka, aktorstwo. W jedynce to jest jakby dodatek dla całej tej historii seryjnego zabójcy.
Pozostali aktorzy jakoś strasznie źle nie zagrali, za bardzo się czepiasz, jednak jak wyżej pisałem to Hopkins był tutaj kluczem do sukcesu.
Dla mnie był niemrawy, bez polotu, te "słynne" cytaty i genitalia mnie nie porwały, nie utrwaliły się w pamięci.
Może jak się inaczej nastawie do MO to znajdę w nim coś więcej, jak na razie Hannibal delikatnie górą.
Jeśli finałowe sceny w MO to agentka w ciemnościach usłyszała jak Bill przeładowywał rewolwer, po czym odwróciła się i go zastrzeliła. Nie ma w tej scenie nic głupiego ani tandetnego, choć nie da się ukryć że końcówka ta nie urywa duby i twórcy mogli się postarać o bardziej wyszukany finał.
Generalnie nie widzę sensu kontynuowania waszej dyskusji bo to że Milczenie owiec jest lepsze od Hannibala jest rzeczą oczywistą.
Nie dziwię się że skoro AB Ci się nie podoba, to tak samo masz z Hannibalem. Do takich filmów trzeba dorosnąć.
Sory, ale twój tekst że do takich w miarę prostych filmów trzeba dorosnąć jest słabiutki. Nawet Many takich głupot nie wali. Zresztą dał 8/10 AB co jest równoznaczne o ile wiem że film mu się podobał.
Źle to ująłem, trzaba mieć wyczucie smaku, rozumieć to pod względem nieco artystycznym.
Dał mu 8, ale na każdym kroku po nim jeździ, nie wiedzieć czemu.
he i mówisz to do użytkownika który wystawia 10/10 tak specyficznym i wyrafinowanym produkcją jak No Country for Old Men, Memento Mulholland Dr.
powtarzasz się, jakoś mało ich masz
to nie ja zarzucam filmom Europejskim czy chociażby Łowcy Jeleni że są "nudne", drugiemu Łowcy też za to wystawiłeś tylko 8?
więcej od ciebie
nie mówiłem że Łowcy Jeleni nudny tylko że jest on nierealistyczny.
Łowca androidów natomiast ma niezły klimat, muzykę, scenografię ale fabularnie to on nie powala, szczególnie wątek miłosny strasznie przynudza. Generalnie lubię ten film, zresztą jak większość sci-fi jednak znam kilka lepszych.
na jakiej podstawie tak uważasz?
akurat przy weselu wspomniałeś o nudzie
"wątek miłosny przynudza", wiedziałem że palniesz coś w ten deseń
no to wymień te lepsze (poza filmami Camerona)
romans + sci-fi to nie zbyt dobre połączenie. Co do tych filmów to masz przecież mnie w znajomych to możesz sobie sprawdzić które mają u mnie wyższe oceny.
Gra w ruletkę. Kiedy De Niro ponownie przyjeżdża do Sajgonu okazuje się że Christopher Walken jest tam niepokonanym i wielbionym mistrzem gry w rosyjską ruletkę, zrozumiałbym jeszcze gdyby to był poker czy makao ale w ruletka - grę gdzie szansę na wygraną wynoszą 50 na 50 i nie liczą się żadne umiejętności... absurd, po prostu wielki absurd.