Lubię adaptacje książek Kinga, ale tę uważam za wyjątkowo nieudaną.
no bo jest wyjatkowo nieudana adaptacja
ten film to gniot
ja bym nawet 5 nie dala
no moze najwyzej 3 - za checi
nie sposób się nie zgodzić z argumentacją... nieudany gniot bo nieudany gniot !
Jak ja kocham takich ludzi... Może byś wyjaśnił dlaczego ten film ci się nie podobał, co?
Taa... Rozumiem więc że film był dla ciebie zbyt nierealny i naciągany? Widzisz, pewien surrealizm występuje w większości filmów. Nie oszukujmy się, życie zazwyczaj nie jest ani białe, ani czarne, tylko szare, nudne, a filmy, które starają się je pokazać takim jakim jest, kwalifikują się zazwyczaj do kategorii "obyczajowe". Jeśli nie odpowiadają ci postacie czy fabuła, powinieneś/naś zgłosić pretensje do Kinga, nie do twórców filmu. Zresztą, niekiedy w książkach czy filmach fabuła jest lekko naciągana, a postacie nierealne aby zwrócić uwagę widza/czytelnika na inny aspekt utworu. W przypadku "Zielonej mili" jest to uniwersalne rozważanie na temat życia, śmierci, i świata, na którym przyszło nam żyć. Co do pewnych dłużyzn w filmie i "łapatologi dla amerykańskich widzów"- nie zwróciłam na to specjalnej uwagi, dla mnie film był wciągający i ciekawy, choć te "wylatujące muszki" faktycznie mogły nieco razić... Jeśli chodzi o grę Hanksa- też zauważyłam w niej podobieństwo do tej zaprezentowanej w "Forreście Gumpie"- ale tu akurat, według mnie, ta "wiecznie zdziwiona mina" pasowała jak ulał. Pamiętajmy, że nie jest to strona Toma Hanksa, na której mamy oceniać jego cały filmowy dorobek i porównywać grę we wszystkich filmach. Tu oceniamy tylko grę w "Zielonej mili", więc mówienie, że zagrał źle, bo podobnie do jakiegośtam filmu, jest moim zdaniem nieco głupie.
Ogromnym minusem tego filmu było dla mnie obsadzenie w głównej roli Hanksa. Ja tego aktora nie lubię, nie podoba mi się jego gra, uważam, że jest w nim coś antypatycznego i jakby to powiedzieć.... nieapetycznego. Większość aktorów reprezentuje jakiś tam swój styl gry (poza jednostkami wybitnymi, które potrafią zaskoczyć nas w nowej roli). Styl Hanksa akceptuję tylko w 2 filmach: Masz wiadomość i Bezsenność w Seattle. Nie znaczy to, że nie rozumiem, że komuś jego gra może się podobać. Wracając do Zielonej Mili. Uważam, że jak piszesz "uniwersalne rozważanie na temat życia, śmierci, i świata, na którym przyszło nam żyć", zostało tu właściwie pominięte. Nie dostrzegam w tym filmie żadnych uniwersalnych wartości, nie dostrzegam też, charakterystycznej dla Kinga, atmosfery grozy i wszechobecnego zła wobec, którego człowiek jest bezsilny. Zło pokazane w tym filmie jest rzeczywiste i możliwe do pokonania, natomiast główni bohaterowie z jednej strony nie mają problemy podłączyć kogoś do prądu, natomiast z drugiej, jak trzeba zrobić coś konkretnego to zachowują się jak pensjonarki.
Dla mnie natomiast podstawowym plusem tego filmu była cała postać Johna Coffeya. Jego bezradność, dziecinność... trudno to opisać, w każdym razie myślę, że to dzięki niemu właśnie ten film nabrał tego niepowtarzalnego charakteru. I to on właśnie, jego postać i teksty stanowiły, już wspomniane przeze mnie rozważania. Przynajmniej takie jest moje zdanie. Co do gry Hanksa- cóż, chyba nie ma się co spierać, kwestia gustu.
Większą bezradnością i dziecinnością odznaczała się postać grana przez Hanksa (Paul Edgecombe), czyli u gościa wykonującego wyroki śmierci w zakładzie karnym. To większe si-fiction niż postać Johna Coffey'a, który moim zdaniem, był najbardziej rzeczywistą postacią w tym filmie
Może i masz rację... Ale zauważ, że jeśli Edgecombe byłby tylko twardą i surową maszyną do zabijania, w filmie nie miałoby prawa bytu wiele rozmów i sytuacji z jego udziałem. Ponadto obawiam się, że to głównie King jest odpowiedzialny za wykreowanie jego postaci... Ale spierać się nie będę, bo niestety "Zielonej mili" nie przeczytałam... Ech, muszę się do tego wreszcie zabrać...