Nie chodzi mi tu absolutnie o wątek rasowy. Tylko o to że postaci wykreowane w tym filmie są albo anielsko dobre (Hanks, Morse czy Duncan ), albo przesiąknięte złem do szpiku kości ( Rockwell, Hutchinson ). Osobiście lubię gdy w filmie postać jest trochę bardziej złożona, gdy nie można jej jednozancznie określić, ma różne ludzkie słabostki lub przebłyski. Myślę że to największa wada tego filmu.