Chodzenie na filmy Khavna to niebezpieczna gra. Jego „3 Days od Darkness” z 2007 r. uważam za najgorszy film jaki widziałem w życiu. „Mondomanila” (2010) była już nieco lepsza, chaotyczna i męcząca, pozostawiająca wiele do życzenia, ale zapadająca w pamięci szaloną stroną wizualną. Jego przedostatni film jest już więc zdecydowanym krokiem do przodu. Przede wszystkim, to wygląda naprawdę ładnie, a na zdjęcia patrzy się z ogromną przyjemnością. Khavn w końcu skumał się z porządnym operatorem i to nie byle jakim, bo z samym Christopherem Doylem. Nie jest to jedyne znane nazwisko w filmie, bo główną rolę gra Tadanobu Asano, którego kojarzy chyba każdy miłośnik japońskiej kinematografii.
Sama historia jest zdecydowanie Khavnowska. Opowieść o tragicznej miłości gangstera i dziwki, opowiedziana przy pomocy piosenek, teledyskowej formy i zaprawiona delikatnie symboliką. Treści w tym bardzo mało, ale wygląda na tyle ładnie, brzmi na tyle fajnie i jest opowiedziane na tyle krótko (73 min), żeby seans zleciał szybko i przyjemnie. Cieszę się, że Khavn w końcu nauczył się kręcenia filmów i opowiadania obrazem, teraz już tylko musi się zakolegować z dobrym scenarzystą i może w końcu zrealizuje coś naprawdę wartego uwagi.
Więcej recenzji i innych materiałów o kinie:
https://facebook.com/profile.php?id=548513951865584