Holenderski kandydat do Oscara to bardzo ciepła, choć nie pozbawiona ironii komedia o rodzinie i rodzinnych konfliktach. Niespodziewana wiadomość o rychłym ślubie brata do niedawna szczęśliwego geja burzy spokój trzech sióstr. W całym tym zamieszaniu na wierzch wyjdą skrywane tajemnice, małe i wielkie smutki, do których nawet przed samym sobą nikt się nie przyznawał, a siły nabiorą marzenia.
Choć postaci potrafią zachować się po chamsku, mamy kilka dramatów, jest to w gruncie rzeczy bardzo ciepła rodzinna opowieść. Bohaterów trudno nie lubić i optymistyczne zakończenie staje się balsamem dla widzów i rodzajem spokojnego katharsis. Bowiem daje widzom nadzieję, że każdy rodzinny problem można rozwiązać, jeśli tylko porzuci się fałszywe maski.
Polecam.
Zgadzam się. Ponadto wielkie wrażenie robi w tej historii to, jak członkowie rodziny (zwłaszcza trzy siostry) potrafią sobie wybaczać, choć nie zapominać... W sumie trudno stwierdzić, czy to film "postępowy" (BARDZO liberalne podejście do seksu), czy "konserwatywny" (rodzina ponad wszystko!) i... Dobrze, że ciężko stwierdzić, takie filmy są najlepsze :) I czemu mam wrażenie, że te 15 lat temu taki film mógł powstać tylko w Holandii?
PS Fajnie na takie starożytne komentarze odpowiadać, czuję się prawie jak Indiana Jones :)