Władysław Sikora, niegdysiejszy filar legendarnego kabaretu Potem od wielu lat realizujący się w kinie niezależnym (
"Baśń o ludziach stąd") skończył prace nad nowym filmem zatytułowanym
"Zamknięci w Celuloidzie". Podobnie jak wcześniejsze produkcje obraz ten jest filmem niepoważnym z jednej strony, a i niepozbawionym wątków filozoficznych z drugiej. Narracja filmowa poprowadzona jest w sposób bezczelnie niedyskretny.
Na całość składają się trzy historie miłosne w tym samym miejscu i podobnym czasie. Oprócz tematu i miejsca łączy je jeszcze coś: każda z nich celowo łamie którąś z klasycznych reguł kina*. To, co je różni to wszystko pozostałe - poetyka, reguły, środowisko a także elementy filmowe - montaż, tempo, muzyka (do każdej historii muzykę pisał inny kompozytor).
Osią fabuły jest pewne odkrycie pierwszego głównego bohatera - Tomka. Jest to gruntowne odkrycie na miarę prywatnego przewrotu kopernikańskiego. Swoją wiedzą Tomek dzieli się z bohaterami innych historii, z różnym skutkiem. Po ekranie kręci się też ekipa filmowa oraz postaci, których tam nie powinno być.
"Zamknięci w Celuloidzie" to trzy zupełnie różne, ale podobne historie splecione przewrotem kopernikańskim z duchami i ekipą filmową w tle. Ktoś mógłby powiedzieć: chaos. I niech mówi dopóki jest wolność słowa.
"Zamknięci w Celuloidzie" kręceni byli za naprawdę nieduże pieniądze w Zielonej Górze i jej okolicach. Główne role w filmie grają kabareciarze młodego i średniego pokolenia o rodowodzie zielonogórskim oraz poznańskim (członkowie formacji: Babeczki z Rodzynkiem, Komuna Kabaretowa, Hlynur, Profil, Jurki, Hrabi). W epizodach pojawiają się twarze medialnie rozpoznawalne. Film trwa 90 minut.