Charakter Yennefer został nieco złagodzony, "uszlachetniony" - Rozmowa z Grażyną Wolszczak

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Charakter+Yennefer+zosta%C5%82+nieco+z%C5%82agodzony%2C+%22uszlachetniony%22+-+Rozmowa+z+Gra%C5%BCyn%C4%85+Wolszczak-15491
FilmWeb: Proszę powiedzieć jak przyjęła Pani propozycję zagrania w "Wiedźminie"?
Zanim zaoferowano Pani rolę Yennefer, nie znała Pani podobno opowiadań Sapkowskiego, na podstawie których zrealizowano film.
Grażyna Wolszczak: Rzeczywiście, nie czytałam wcześniej żadnych utworów Sapkowskiego. To, że zaproponowano mi rolę w "Wiedźminie" było bardzo miłe i na tyle intrygujące, że postanowiłam natychmiast się "dokształcić". Tym bardziej, że nie musiałam brać udziału w zdjęciach próbnych. Wcześniej po prosu chodziłam na castingi, a tym razem było inaczej. Zaproszono mnie po prostu na rozmowę z reżyserem i przedstawiono scenariusz. Dostałam na początek do przeczytania scenariusz dwóch odcinków serialu. Spodobał mi się, ale ciężko było mi na jego podstawie ocenić jak duża będzie moja rola. Dopiero, kiedy wokół całego projektu zrobił się szum w mediach, zdałam sobie sprawę z wagi przedsięwzięcia. Zrozumiałam jak wielu ludzi przywiązanych jest do swojej wizji poszczególnych postaci, do tego, kto ma się wcielać w konkretne role.

FilmWeb: No właśnie - w związku z zamieszaniem, jakie wywołali miłośnicy fantasy i wielbiciele twórczości Sapkowskiego, zarzucając reżyserowi błędy obsadowe, a nawet oskarżając go o profanację dzieła, którego - jak mówili - nie powinno się ekranizować - nie czuła Pani ciężaru związanego z odtwarzaniem roli Yennefer? Czy ta mało komfortowa sytuacja nie utrudniała Pani pracy?
Grazyna WolszczakGrażyna Wolszczak: Było to dla mnie dość zaskakujące. Na początku nie bardzo rozumiałam czym spowodowany jest ten zamęt. Kiedy przeczytałam książkę, stało się to dla mnie częściowo jasne; nadal jednak nie uważałam, że potrzebny jest aż taki ferment. Przejmowanie się tym wszystkim byłoby z mojej strony nierozsądne. Wiadomo, że w sytuacji, gdy każdy ma własna wizję poszczególnych postaci, przywiązany jest do swojego sposobu widzenia książkowego świata, nie sposób spełnić oczekiwania wszystkich czytelników. Postanowiłam więc w ogóle nie zaprzątać sobie tym głowy. Było mi o tyle łatwiej, że sama rzadko korzystam z internetu. Jeżeli docierały do mnie jakieś nieprzychylne głosy pod adresem twórców filmu i aktorów, to już raczej przez moje dziecko, które często zagląda do sieci. Tego rodzaju wieści trafiały więc do mnie jakby rykoszetem. Choć istotnie, przeglądałam kiedyś "Vivę", w której był zamieszczony wywiad z Michałem Żebrowskim i wśród komentarzy dotyczących filmu, znalazła się wypowiedź łódzkiego internauty, grożącego, że jeśli nie zadowoli go gra pani Wolszczak, podpali wszystkie kina w swoim mieście (śmiech). Tak mnie to rozbawiło, że kupiłam sobie tę gazetę. Pomyślałam sobie, że po pierwsze - dobrze, że nie chodzi o Warszawę, po drugie - że i tak przecież nie mam wpływu na to, czy ten ktoś podpali kina, czy nie. Mnie zależy przede wszystkim, żeby dobrze zgrać i mieć satysfakcję z tej roli. Naturalnie na widzach i na tej konkretnej osobie, także mi zależy, ale nie wyobrażam sobie jak można w ogóle wszystkim dogodzić.

FilmWeb: Czy w trakcie pracy nad rolą słuchała Pani jakichkolwiek podszeptów, sugestii miłośników twórczości Sapkowskiego, podpowiadających jak (ich zdaniem) należałoby budować postać Yennefer?
Grażyna Wolszczak: Nie. Jak już mówiłam, postanowiłam nie zagłębiać się w takie rzeczy. Na temat roli rozmawiałam z reżyserem, czytałam książkę, a przede wszystkim, trzymałam się scenariusza. Czytając książkę, wiedziałam już, że zagram Yennefer, moja lektura przebiegała więc głównie pod tym kątem. Zatem, siłą rzeczy, ta postać zlała się w mojej wyobraźni z moją osobą. Kiedy ktoś pyta mnie teraz na ile identyfikuję się z tą rolą, ciężko mi to ustalić. Gdybym wcześniej miała jakieś wyobrażenia dotyczące tej postaci, może potrafiłabym powiedzieć jak silne jest podobieństwo. A tak, od początku byłyśmy tą samą osobą. Choć Yennefer jest może bardziej energiczna, zwariowana, pełna temperamentu. U mnie "szaleństwa" siedzą sobie wewnątrz; jestem raczej introwertyczką.

FilmWeb: Pani zdaniem filmowa Yennefer różni się znacznie od książkowej?
Grażyna Wolszczak: Różni się, nawet bardzo. Wydaje mi się, że scenarzysta postanowił w tej postaci zawrzeć swoje marzenie o femme fatale, czy też o jakimś ideale kobiety, za którym tęskni. U niego ten ideał kobiecości wygląda zdecydowanie inaczej niż u Sapkowskiego. Moim zdaniem z pewną szkodą dla Yennefer, którą trochę pozbawiono w filmie temperamentu. Jej charakter został nieco złagodzony, "uszlachetniony".

FilmWeb: Wracając do przygotowań, jakie wiązały się dla Pani z pracą nad tą rolą: czy poza jazdą konną musiała Pani nabyć jeszcze jakichś szczególnych umiejętności?
Grażyna Wolszczak: Oprócz lekcji jazdy konnej nie musiałam pobierać żadnych innych specjalnych nauk. Inne aktorki uczyły się różnych technik walki, Agnieszka Sitek na przykład miała podobne treningi jak panowie. Ja w filmie nawet magią specjalnie nie walczę. Widocznie ciężar mojej roli przechylił się w inną stronę. Tylko raz używam magii na okoliczność uzdrawiania Geralta z ran zadanych w walce. Nie wygląda to jednak tak, jak w filmach, w których do pokazania tego rodzaju zabiegów stosuje się efekty specjalne.

FilmWeb: Przed realizacją filmu mówiło się, że będzie w nim sporo scen erotycznych, potem pojawiły się głosy, które temu przeczyły, sugerowały wręcz, że erotyka zostanie maksymalnie wyeliminowana. Jak to jest naprawdę z erotyką w "Wiedźminie"?
Grażyna Wolszczak: Jedna i druga opinia jest nieprawdziwa, jak to zwykle bywa z plotkami. Na dobrą sprawę to ciężko mi się na ten temat wypowiadać, bo sama dopiero jutro po raz pierwszy zobaczę film - rozmawiamy więc raczej o tym, co mi się wydaje. Nie wiem co z nakręconego materiału zostanie w filmie, ale z moim udziałem realizowaliśmy tylko jedną erotyczną scenę. Naturalnie o zawartości erotyki w filmie przesądził gust reżysera i zapewne gdyby kręcił to ktoś inny, wyglądałaby ona inaczej. Moim zdaniem scena, o której mówimy, jest bardzo "soft" (śmiech). Pozostałe sceny prawdopodobnie również nie należą do specjalnie śmiałych, tym bardziej, że znajdą się one w serialu, który będzie emitowany w porze wysokiej oglądalności. To wyklucza "mocniejszy" erotyzm.

FilmWeb: Proszę powiedzieć co było dla Pani największym wyzwaniem, czy też - co sprawiło Pani największą trudność w budowaniu postaci Yennefer?
Grażyna Wolszczak: Może były jakieś trudności, ale chyba niespecjalnie poważne, bo nic nie przychodzi mi w tej chwili do głowy. Jedyne co mogę powiedzieć o jakichkolwiek trudnościach, to rzecz, która wiąże się z każdą rolą - mianowicie próbę przełożenia tego, jak widzimy daną postać i jak pragnęlibyśmy, żeby ona wypadła w filmie na konkretne działania aktorskie. Nie zawsze udaje się to tak, jakbyśmy chcieli. Ale jak mówię - dotyczy to zawodu aktora w ogóle, nie zaś wyłącznie tej jednej roli.

FilmWeb: Marek Brodzki pozwalał Pani na jakieś sugestie dotyczące sposobu gry? Miała Pani możliwość stworzenia takiej Yennefer, jaka odpowiadała Pani wizji tej postaci, czy też musiała się Pani ściśle trzymać scenariusza i poleceń reżysera?
Grażyna Wolszczak: No cóż, musiałam się ściśle trzymać tego, co zostało już z góry ustalone przez reżysera. A miałam czasem wrażenie, że Yennefer za dużo mówi. Moja postać została fantastycznie zbudowana - to kobieta bardzo świadoma swoich możliwości i ograniczeń. Tyle, że czasem niektóre rzeczy przez nią wypowiadane, przekazywały treści, które nie powinny były zostać nazywane po imieniu. Denerwowałam się, że muszę wykładać kawę na ławę i przedstawiałam swoje propozycje skrótów (a na ogół aktorzy walczą o każdą linijkę tekstu; chcą ich mieć jak najwięcej), ale scenarzysta skutecznie przekonywał mnie do każdego zdania. Nie wiem, co z tego wyszło, bo jak mówię, nie widziałam jeszcze filmu.

FilmWeb: A jak pracowało się Pani z Michałem Żebrowskim, który podobno jest dość trudnym partnerem i dość zamkniętą w sobie osobą?
Grażyna Wolszczak: Myślę, że Michał jest być może skomplikowanym partnerem w życiu prywatnym, natomiast jako aktor jest prawdziwym profesjonalistą. Jest dobry w tym, co robi. Nie musieliśmy wspólnie przechodzić jakiegoś obozu adaptacyjnego, żeby nawiązać porozumienie (śmiech). Pierwszy raz spotkaliśmy się zresztą właśnie na planie "Wiedźmina" i to przy scenie nad przepaścią, w której Geralt ratuje Yennefer. Ta scena miała ogromny ładunek emocjonalny, a jednak bez trudu złapaliśmy kontakt. Gdybym miała wskazać ideał partnera filmowego, to z pewnością byłby to Michał Żebrowski. Jest piekielnie zdolny i świetnie nawiązuje się z nim porozumienie. Być może niektórzy mogliby mieć niego pretensje o to, że w życiu osobistym buduje barierę między sobą a resztą ludzi. Niełatwo jest do niego dotrzeć, ale jako aktor i partner filmowy jest niezastąpiony. Spędziliśmy ze sobą zresztą już tyle czasu na planie, że zbliżyliśmy się także prywatnie. Rozumiem jednak dziennikarzy, którzy mogą się irytować jego niechętnym stosunkiem Michała do jakichkolwiek wypowiedzi prasowych czy wywiadów. Dlatego postanowiłam sobie - skoro Michał Żebrowski postanowił nie udzielać wywiadów nikomu, ja będę ich udzielać wszystkim (śmiech).

FilmWeb: Reżyser podkreśla, że "Wiedźmin" jest przede wszystkim opowieścią o poszukiwaniu własnego miejsca na ziemi, o próbie odpowiedzi na pytanie co determinuje ludzki los, co nas kształtuje, kim jesteśmy. Pani zdaniem jest tak w istocie czy też ten film to po prostu dobre kino rozrywkowe?
Grażyna Wolszczak: Nie mam zielonego pojęcia, jak wygląda ten film po zmontowaniu. Nie widziałam go jeszcze i ciężko mi powiedzieć, co zostało w nim choćby ze scen, które zostały nakręcone z moim udziałem. Dwa odcinki, których scenariusz dostałam do przeczytania gdy proponowano mi rolę, wydały mi się bardzo przygodowe. Poczułam się więc zaskoczona, kiedy przedstawiono mi scenariusz filmu fabularnego, gdyż jego główną osią uczyniono wątek miłosny. Traktowany oczywiście bardzo rozmaicie, bo opisujący także jakąś niemożność, niespełnienie. W tej chwili wiem, że zostało to zmontowane zupełnie inaczej, nie mam wiec pojęcia ile zostało tam z mojej roli i piekielnie się boję, że cały szum jaki powstał wokół mojej osoby w związku z "Wiedźminem" okaże się niepotrzebny, bo pojawię się na ekranie kinowym przez... góra pięć minut (śmiech). Z tego samego powodu nie potrafię też powiedzieć, jaki charakter ma cały film - czy bardziej rozrywkowy, czy też filozoficzny. Wiem, że Marek Brodzki, reżyser, rozbudował wątek dziewczynki to znaczy, że są właściwie dwie kobietki - Ciri i Yennefer. Ciri w ogóle nie było w scenariuszu filmu, jeżeli więc reżyser zdecydował się dodać i rozwinąć jej wątek, musiało to zaowocować dalszymi konsekwencjami. Kto wie, czy nie będę więc musiała czekać na serial, żeby zobaczyć co tak naprawdę miałam do zagrania (śmiech).

FilmWeb: Ostatnio częściej pojawia się Pani na ekranach, jeszcze do niedawna jednak można było Panią oglądać raczej na deskach teatru. Proszę powiedzieć - czy był to Pani świadomy, celowy wybór, by związać się silniej ze sceną?
Grażyna Wolszczak: Skądże! Zdecydował o tym splot różnych okoliczności - po części to, że mało jest w ogóle w naszym kinie ról kobiecych, po drugie także i to, że ja sama raczej nie zabiegałam szczególnie o angaż do filmów. W zawodzie aktora, niestety, obowiązują teraz inne zasady niż kiedyś - trzeba się przepychać łokciami, dobijać o każdą rolę. A kariery młodych aktorów bywają dziś zawrotne, ale krótkie. Gdyby ktoś powiedział mi jakimi prawami rządzi się w naszym kraju zawodowy sukces aktora, byłabym bardzo wdzięczna, bo sama nie widzę tu żadnych prawidłowości. A co do ról kobiecych - jeżeli już są jakieś, to zazwyczaj albo dla bardzo młodych kobiet albo starszych pań. Natomiast w moim przedziale wiekowym panuje całkowita stagnacja. Jest mnóstwo wspaniałych aktorek pomiędzy trzydziestką a pięćdziesiątką, ale ich szanse na zaistnienie są niewielkie.

FilmWeb: Sądzi Pani, że w Pani przypadku po premierze "Wiedźmina", sytuacja ulegnie poprawie?
Grażyna Wolszczak: Nie mam pojęcia. Nie nastawiam się na wielkie zmiany. Mam jakieś plany, ale kwestia ich realizacji pozostaje sprawą dość odległą. Od pomysłu czy projektu do rozpoczęcia zdjęć wiedzie bardzo daleka droga. Kilka razy zdarzyło mi się planować udział w jakimś filmie, którego realizację w końcu odkładano. Pewnemu reżyserowi od dwóch lat mówi się, że już za moment może zacząć swój film. Dziwię się, że jeszcze nie oszalał. Z konkretnych rzeczy mam w planach na pewno udział w serialu "Marzenia do spełnienia", który ma podobno powrócić na ekrany. W maju mieliśmy kręcić kolejne odcinki, jednak nagle zrobiło się cicho... Dopiero wtedy zaczęło mi brakować tego serialu. Jeśli chodzi o teatr to również po raz pierwszy w życiu zaczynam trochę walczyć o to, żeby pomóc swojej karierze, bo dotychczas raczej czekałam na propozycje. aktywne zabieganie o role, rozmyślne planowanie kariery raczej nie leży w mojej naturze. Może jednak ta sytuacja czegoś mnie nauczy. Zobaczymy.

FilmWeb: Zatem życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.