Ethnofilmfest - relacja

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Ethnofilmfest+-+relacja-15452
W Berlinie festiwal goni festiwal. W kwietniu swoje święto miało młode kino brytyjskie, po nim pokazywano w poszerzonym zakresie filmy francuskie, ze szczególnym uwzględnieniem lekko skandalizującej reżyserki Catherine Breillat ("Romans"), a od 7. do 17. czerwca stolica Niemiec gościła u siebie, w ramach festiwalu "Ethnofilmfest", artystów związanych z szeroko rozumianym nurtem etnologicznym.

Tworzone pod znakiem etnologii kino zawitało do Niemiec już po raz 6., a liczba pokazywanych filmów (do konkursu zgłoszono ponad 100 filmów z 40 krajów) niewątpliwie świadczy o rosnącej międzynarodowej randze imprezy. Honorowy patronat nad przeglądem objęła Heidemarie Wieczorek-Zeul, minister odpowiedzialna za rozwój i gospodarczą współpracę, a ciężar organizacji tradycyjnie wzięło na swoje barki miejscowe Muzeum Etnograficzne, dzielnie wspierane przez studentów berlińskich uczelni oraz ambasady Kolumbii i Australii.

Ethnofilmfest to nie tylko pokazy filmów, ale również spotkania z twórcami, warsztaty, dyskusje z udziałem publiczności oraz poświęcone poszczególnym problemom sekwencje filmów, dające możliwość globalnego porównania danego zjawiska. Dlatego też filmy nie były wyświetlane w porządku narodowościowym, lecz pogrupowano je pod względem poruszanych tematów.
Oficjalny plakat festiwalu EthnofilmfestMieliśmy więc miedzy innymi Filmy Podróżnika, gdzie otaczający świat opisywany był z perspektywy nieświadomego dziecka, które każdego dnia dokonuje kolejnych odkryć; filmy stricte etnologiczne, których twórcom przyświecała zapewne cytowana w oficjalnym programie idea Bronisława Malinowskiego. Nie tylko obserwować, ale i brać udział, tak, by na światło dzienne wyszły obce niekiedy naszej kulturze egzotyczne zwyczaje.
Kolejna duża grupa to Filmy uchodźców, czyli głownie filmy przedstawicieli narodów, które w ostatnich latach dotknęły klęski wojny (m.in. Macedończycy, Kurdowie) czy też nędzy (filmy z Ameryki Południowej), rejestrujące zjawiska związane z wyprawą do nieistniejącego w większości przypadków raju oraz problemami związanymi z asymilacją. Tematyka polityczna była widoczna również w Cieniach z Przeszłości, czyli serii dzieł, gdzie pokazano wpływ upadłych reżimów na społeczeństwo (Filmy z Chile, Argentyny i Republiki Południowej Afryki).
Na festiwalu wyświetlono także dokumenty ilustrujące społeczne problemy współczesnej Japonii i życie młodocianych przestępców w slumsach kolumbijskiej stolicy Bogoty. Nie zabrakło działu muzycznego, czyli dokumentów opisujących życie ulicznych grajków wszystkich kontynentów oraz serii filmów opowiadających o codziennych zmaganiach z rzeczywistością przeciętnych ludzi. W tej ostatniej serii serca publiczności podbił reprezentujący Polskę dokument Barbary Medajskiej "I Could Have Been Human", czyli relacja o przyjaźni dwóch spotykających się na wysypisku śmieci bezdomnych. Uwagę zwraca także Noc Filmów Lesbijsko - Homoseksualnych, Dzień Afryki (problemy związane z AIDS) oraz organizowany we współpracy z festiwalem Femme Fatale przegląd filmów feministycznych.

Ze szczególnie dużym zainteresowaniem oczekiwano na prezentacje zupełnie nieznanych w Europie filmów Juju, czyli thrillerów rodem z Ghany. Reprezentujące ten gatunek filmy maja za swą tematykę najczęściej motywy związane z rodzimymi wierzeniami, często pojawiają się w nich np. zombie. Jak piszą w programie organizatorzy Ethnofilmfestu, w Europie filmy te uchodziłyby z pewnością za kino klasy B; w Afryce natomiast, gdzie raczkujące kinematografie Ghany i Nigerii produkują około 50 takich obrazów rocznie, cieszą się one niesłabnącą popularnością.

Szósta edycja festiwalu poświecona była w szczególności dwóm egzotycznym, jak na nasza szerokość geograficzną, kinematografiom - kolumbijskiej i australijskiej, gdzie z kolei położono nacisk na prezentacje nieznanej na ogół kultury Aborygenów (aż 30 filmów).
Jeśli chodzi o filmy z Kolumbii, to ich specyfika polegała na tym, ze zostały one nakręcone w ramach lokalnego projektu mającego na celu resocjalizacje młodych przestępców, którzy za przedmiot filmu niejednokrotnie obierali własne życie i złodziejskie praktyki (pokazano np. film instruujący, jak profesjonalnie ukraść rower). Samą realizację projektu również uwieczniono na taśmie w dokumencie "If Zou Know What I Mean".
Filmy australijskie to natomiast próba objęciem kamerą, spychanych przez długie lata na margines, społecznych problemów Aborygenów. Twórcy dokumentów odrzucili różowe okulary i ukazali tragiczne skutki karygodnej polityki, jaką białe rządy Australii prowadziły przez długie lata w stosunku do rdzennych mieszkańców kontynentu. Do kamery mówią wiec dzieci siłą odebrane rodzicom, zrozpaczeni rodzice, którym odebrano potomstwo, słowem. - jak głosi tytuł jednego z filmów, "Skradzione Generacje". Chociaż na festiwalu pokazano także dzieła dokumentujące dorobek artystyczny Aborygenów, największe wrażenie pozostawiły po sobie bez wątpienia właśnie owe świadectwa utraconej i z mozołem odzyskiwanej tożsamości.

Ostatniego dnia festiwalu przyznano oczywiście nagrody. Nagrodę Jury otrzymał belgijski twórca Peter Brosens za ukazujący mongolskie stepy film "Citz of the Steppes", nagrodę Etnologiczna kolumbijska seria "El barco producciones", a nagrodę publiczności autobiograficzna opowieść Peruwiańczyka Juana Alejandro Ramireza o podroży do Indii "Farawy From Here".
Należy żałować, że wśród 120 filmów znalazło się tylko 1. miejsce dla szczycącego się wspaniałą tradycją polskiego dokumentu (wspomniany wyżej film Barabary Medajskiej). Na pociechę jednak trzeba przyznać, że podobny los dotknął wszystkich Europejczyków, chyba wyjątkowo nielicznie w tym roku reprezentowanych.