Komunistyczni wychowankowie Mao Zedonga i kapitalistyczni następcy
Walta Disneya staną dziś razem na scenie w Hong Kongu, gdzie otwarty zostanie wart niemal półtora miliarda dolarów pomnik globalizacji - pierwszy chiński
Disneyland.
Spotkanie największej komunistycznej partii i najbardziej znanej na świecie korporacji rozrywkowej nie mieściło się zapewne w głowach ich twórców.
Walt Disney był wojującym antykomunistą, podczas gdy Mao stworzył mordercze sankcje i blokował filmy z Hollywood.
Jednak dzisiaj, przed kilkunastotysięczną publicznością, spadkobiercy obydwu tych doktryn podadzą sobie ręce. Azjatycka replika dziewiętnastowiecznego amerykańskiego miasteczka będzie gościła rocznie ponad pięć i pół miliona ludzi na terenie obejmującym 125 hektarów.
Zaraz po otwarciu tego fantastycznego i bajkowego parku rozrywki, jego główną ulicą przejdzie pochód, na czele którego stanie wiceprezydent Chińskiej Republiki Ludowej Zeng Qinghong. Partnerować mu będą Myszka Mickey, Pies Goofy, Kaczor Donald, prezes kompanii
Disneya - Michael Eisner i jeden z przywódców prowincji Hong Kongu - Donald Tsang. Będzie to najjaśniejszy symbol transformacji Chin, tego jak żądza pieniędzy zwycięża ideologię komunistycznej równości.
Jedyną różnicą pomiędzy tym Disneylandem, a znanymi już z Tokio i Paryża będzie karta dań. Azjaci zdecydowali zrezygnować z amerykańskiego smaku i udostępnić tam chińskie jedzenie. Ma to rozwiązać problem z niemożliwymi do pogodzenia przyzwyczajeniami żywieniowymi Chińczyków.
O ile wszyscy wydają się szczęśliwi, o tyle władze w Pekinie okazują raczej mieszane uczucia, jeśli chodzi o amerykańską inwazję kulturalną, dokonywaną pod wodzą ducha
Disneya. Postanowiono się bronić. Zaostrzono m.in. restrykcje dotyczące posiadania lokalnych mediów przez zagranicznych właścicieli i ograniczono dystrybucję amerykańskich, czy europejskich filmów.
Francis Lui, profesor ekonomii na hongkońskim Uniwersytecie Nauki i Technologii powiedział, że władza znacznie przychylniej patrzy teraz na staroświeckie wartości zawarte w klasycznych filmach
Disneya. "Teraz w Chinach zupełnie nie liczy się już ideologia. Wszystko sprowadza się do biznesu.
Disney nie jest zagrożeniem dla partii Komunistycznej. Oba te podmioty są bardzo konserwatywne w swoim zachowaniu i wyglądzie".
Firma
Disneya nabyła już tereny wokół swojego nowego parku, by podwoić jego rozmiar. Jeżeli się uda, analitycy sądzą, że otwarty zostanie kolejny taki park, ale tym razem w sercu Chin, w Szanghaju w 2012 roku. Budowa parku w Hong Kongu trwała sześć lat i kosztowała prawie półtora miliarda dolarów. Ma dać pracę 18 tysiącom osób i w ciągu 40 lat przynieść 15 miliardów dolarów zysku.