"Personę non grata" Krzysztofa Zanussiego - pokazywaną w niedzielę w głównym konkursie festiwalu weneckiego - publiczność przyjęła pięciominutową owacją. W poniedziałkowej prasie włoskiej film zbiera znakomite recenzje.
Czołowy krytyk Tullio Kezich w
"Corriere della Sera" pisze o "powrocie wielkiego reżysera" filmem "surowym i bolesnym", w którym krytyk odnajduje podobny ton goryczy jak w twórczości Sándora Máraia. Film o spotkaniu dawnego bohatera "Solidarności" ze swoim rosyjskim przyjacielem jest według Kezicha symboliczną analizą postkomunizmu, czasów upadku ideałów i "toksycznej kultury podejrzeń".
Z kolei
"La Reppublica" poświęca
Zanussiemu więcej miejsca niż
Monice Bellucci, gwieździe filmu
"Bracia Grimm". Natalia Aspesi, recenzentka nazywa
"Personę..." filmem pięknym, oryginalnym, wspaniale granym. Jednym słowem godnym Złotego Lwa. Recenzentka przypomina czasy, kiedy kino
Zanussiego i
Wajdy nadawało ton życiu społecznemu w Polsce. Po upadku komunizmu kino Europy Wschodniej wydawało się mniej atrakcyjne, a
Zanussi - zbyt papistowski w swoim oddaniu Karolowi Wojtyle - pisze Aspesi. Ale dziś w jednoczącej się Europie, która uświadamia sobie swój upadek moralny, panującą korupcję, konsumpcjonizm i amerykanizację życia, głos
Zanussiego, katolika wierzącego w przyszłość Europy i przypominającego o jej korzeniach, okazuje się niezwykle potrzebny.