Trzeci dzień 29. FPFF

- / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Trzeci+dzie%C5%84+29.+FPFF-18415
Połowa festiwalu już za nami i muszę przyznać, że z dnia na dzień impreza się rozkręca a poziom filmów rośnie. Wczorajszy dzień rozpocząłem od projekcji "Wesela" Wojciecha Smarzowskiego - obrazu, który został bardzo dobrze przyjęty przez publiczność i mam nadzieję, że zostanie również doceniony przez jurorów.

Akcja "Wesela" rozgrywa się podczas wesela, które swojej jedynej córce wyprawia najbogatszy gospodarz w okolicy - Wojnar. Impreza ma być dla niego okazją do pochwalenia się przed sąsiadami swoim majątkiem, zaimponowania im, iż na wszystko go stać. Jednocześnie jednak, gdzie może, stara się zaoszczędzić nieco grosza. Wódkę ma z przemytu, weselny bigos zrobiono z nieświeżych produktów, a prezent dla pary młodej - drogi samochód, pochodzi z mocno podejrzanych źródeł. "Mnie nie zależy, mnie stać" - mówi Wojnar, ale kombinuje jak tu nie zapłacić należnych rachunków.
Impreza rozkręca się, kapela gra, ale w pewnym momencie panna młoda dostrzega, że obecny na weselu kamerzysta to jej były chłopak, którego ta cały czas kocha. Jakby tego było mało, Wojnara zaczynają nękać gangsterzy domagając się aktu notarialnego, który mieli otrzymać w zamian za sprowadzony drogi samochód. Problem w tym, że ziemia należy do teścia Wojnara, a ten nie chce jej oddać...

Zdjęcie z konferencji Wesele"Wesele" to moim zdaniem jeden z najlepszych filmów pokazanych jak na razie na festiwalu w Gdyni. To przezabawna, ironiczna, ale krytyczna pod adresem społeczeństwa polskiego opowieść, która nie tylko bawi, ale również skłania do myślenia. "To film o tym, jak ludzie zwariowali na punkcie pieniędzy" - mówi o swoim filmie Wojciech Smarzowski.
"Wesele" pełne jest celnych uwag i obserwacji oraz wspaniałych, barwnych bohaterów, jakich dawno nie oglądaliśmy na naszych ekranach. Ponadto cała opowieść przekazana jest w sposób bardzo prawdziwy, oglądając film ma się wrażenie, że faktycznie został nakręcony podczas wiejskiego wesela. W miarę upływu czasu twarze biesiadników stają się coraz bardziej czerwone i spocone, humory coraz lepsze, a język coraz mniej składny by wreszcie w finale wszyscy na stojąco odśpiewali "Rotę".
Tę atmosferę Smarzowski podgrzewa jeszcze sposobem prowadzenia kamery. Na początku filmu dominują długie, statyczne ujęcia, by w miarę trwania projekcji przejść do bardziej chaotycznych i kręconych z ręki. W obrazie nie zabrakło również weselnych gier i zabaw oraz jedynych w swoim rodzaju przebojów "Bara Bara" oraz "Biały miś" w wykonaniu Tymona Tymańskiego odtwarzającego postać lidera weselnej kapeli.
Pochwalić muszę Smarzowskiego również za to, że nie odpuścił sobie drugiego planu, co jest niestety częstym błędem w wielu współczesnych produkcjach. W "Weselu" postaci drugoplanowe są równie ważne co pierwszoplanowe i kamera poświęca im tyle samo uwagi co Wojnarowi i jego rodzinie.

Najmocniejszym atutem "Wesela" obok scenariusza są aktorzy. Marian Dziędziel odtwarzający postać Wojnara jest moim kolejnym kandydatem do nagrody aktorskiej. Z kolei Arkadiusz Jakubik i Jerzy Rogalski mogą zostać lauretami nagród za role drugoplanowe. Wszystkie kreacje są prawdziwe, nie ma w nich żadnego udawania. Sam Smarzowski wspominał, że na konferencji prasowej podczas festiwalu w Locarno - gdzie "Wesele" było pokazywane - dziennikarze pytali się go, czy aktorzy na planie byli trzeźwi.

Zdjęcie z konferencji WeseleCo ciekawe "Wesele" było początkowo planowane jako film niezależny. "Zacząłem już wątpić, że uda mi się zrobić kolejny film za fundusze oficjalne i pomyślałem o realizacji obrazu niezależnego" - wspominał na konferencji prasowej Smarzowski. "Zadałem sobie pytanie co najłatwiej nakręcić ręczną kamerą i od razu na myśl przyszło mi wideo-wesele. I tak narodził się pomysł na film. Z czasem udało nam się jednak pozyskać inwestorów, zainteresować filmem m.in. TVP i "Wesele" zostało ostatecznie w pełni profesjonalną produkcją, której budżet wyniósł nieco ponad 3 miliony złotych".
Praca na planie - jak wspominają aktorzy - nie należała do najłatwiejszych. "Nie mieliśmy zbyt wiele czasu i musieliśmy się spieszyć. Film kręciliśmy w lipcu, kiedy noce są krótkie - a o tej porze rozgrywa się większa część obrazu - zatem musieliśmy się mocno sprężać, żeby wyrobić się w czasie" - wspominał Marian Dziędziel.
"Nie byłoby to możliwe, gdyby nie drobiazgowe przygotowania" - dodaje Smarzowski. "Przed rozpoczęciem zdjęć dużo rozmawialiśmy, omawialiśmy wszystkie szczegóły. Na planie już tylko pracowaliśmy". Efekty tej pracy widzowie będą mogli zobaczyć już 15 października, kiedy film wejdzie do kin.

Po "Weselu" przyszła pora na "Ono" Małgorzaty Szumowskiej, film, który obok "Pręg" Magdaleny Piekorz i "Mojego Nikifora" Krzysztofa Krauzego był jednym z najbardziej oczekiwanych obrazów tegorocznej imprezy. Ja na pokaz szedłem z pewnymi obawami. Książka Doroty Terakowskiej na podstawie pomysłu Małgorzaty Szumowskiej w ogóle do mnie nie trafiła i podejrzewałem, że z filmem może być podobnie. Niestety, miałem rację.

Bohaterką "Ono" jest 22-letnia Ewa, która zachodzi w niechcianą ciążę. Początkowo chce dziecko usunąć, ale przypadkiem dowiaduje się, że nawet kilkutygodniowy płód wszystko słyszy i wtedy jej życie nabiera nowego sensu. Dziewczyna zaczyna opowiadać swojemu dziecku o świecie, o tym, co ją otacza. "Chciałabym ci opowiedzieć cały świat" - mówi. Chce przygotować 'Ono' do życia, które na nie czeka.

Zdjęcie z konferencji OnoFilm Małgorzaty Szumowskiej niestety zupełnie do mnie nie trafił. Sama reżyserka przyznaje zresztą, że jej obraz bardziej podoba się kobietom niż mężczyznom i ja chyba jestem wzorcowym przykładem tego stwierdzenia. Historia opowiedziana przez Szumowską przeszła obok mnie. Owszem, dostrzegłem w niej poszczególne sceny, intrygujące rozwiązania formalne, ale zupełnie nie przejąłem się samą fabułą, która, im dłużej film trwał, tym wydawała mi się bardziej nierealna. Chyba bardziej przejąłem się losami prostytuującej się Iwonki niż ciężarnej Ewy.

"Ono" należy jednak pochwalić za kreacje aktorskie. Debiutująca w kinie Małgorzata Bela stworzyła bardzo wiarygodną kreację Ewy. Co ciekawe, w pierwszą ciążę aktorka zaszła dopiero po zakończeniu zdjęć do filmu i swoją postać budowała na podstawie rozmów z młodymi matkami oraz kobietami ciężarnymi, jak również Małgorzatą Szumowską. Wspaniałe role stworzyli również Teresa Budzisz-Krzyżanowska i Marek Walczewski w roli rodziców Ewy. Dla mnie jednak największą gwiazdą filmu po raz kolejny okazał się Andrzej Chyra, który wystąpił w epizodycznej roli prowadzącego teleturniej "Co to za song?".
Miłośnicy Macieja Maleńczuka na pewno wypatrzą swojego idola w jednej ze scen, ponadto w filmie pojawia się jego piosenka "C'est la vie".

Zdjęcie z konferencji OnoTeraz już wiem, czemu to "Ławeczka" a nie "Ono" zdobyło nagrodę publiczności w Kazimierzu. "Ono" jest po prostu filmem trudnym, który adresowany jest do niewielkiego i wyrobionego grona odbiorców. Ponadto - to jest moje zdanie - głównie do kobiet.

Po "Onym" przyszedł czas na "SPAM" Radosława Hendela - film, o którym nic nie wiedziałem a tym samym nie maiłem zielonego pojęcia, czego się po nim spodziewać. I znowu czekała mnie miła niespodzianka. Obraz, któremu bliżej do kina niezależnego niż oficjalnych produkcji, ujął mnie ciekawą i intrygującą fabułą oraz solidnym aktorstwem w wykonaniu głównie młodych artystów.

Bohaterem "SPAMU" jest młody chłopak - Albert, który nagi i nieprzytomny trafia do miejskiego szpitala. Przez kilka dni pozostaje w śpiączce, po wybudzeniu z której wykazuje objawy amnezji i autyzmu. Jego losem wzrusza się salowa Hania, która postanawia zabrać chłopca do siebie. Albert powoli adaptuje się do nowego środowiska. Poznaje sąsiadów, zaczyna pracować w sklepie. Z czasem jednak, staje się zagrożeniem dla okolicznych mieszkańców skrywających makabryczną tajemnicę...

"SPAM" został zrealizowany za nieduże pieniądze (musiały być bardzo nieduże, bo twórcy za nic nie chcieli zdradzić wysokości sumy jaką dysponowali) przez młodych artystów i wyreżyserowany przez człowieka, który wcześniej zajmował się jedynie scenopisarstwem i o reżyserii miał pojęcie raczej nieduże. Jednak - jak się okazuje - zapał i dobre chęci często z powodzeniem zastępują filmowe wykształcenie. "SPAM" choć nie wolny od warsztatowych i technicznych błędów pozostaje solidnym filmem trzymającym w napięciu, skłaniającym do przemyśleń a jednocześnie nie popadającym w banał.

Duża w tym zasługa młodych aktorów odtwarzających główne role. Wcielający się w postać Alberta Mariusz Ostrowski stworzył wiarygodną postać samotnego, spragnionego miłości i chorego człowieka, który wbrew swojej woli staje się wrogiem ludzi, których uważał do tej pory za swoich przyjaciół. Bardzo dobrze wypadł również Michał Rolnicki w roli dresiarza Roberta oraz Katarzyna Cynke jako Monika.

"Film został zrealizowany za bardzo nieduże pieniądze" - mówili twórcy na późniejszej konferencji prasowej. "Oczywiście, jeśli doliczylibyśmy zaangażowanie i dobrą wolę naszych przyjaciół, którzy pomogli nam w realizacji, to okazałoby się, że 'SPAM' był bardzo kosztowną produkcją".
Największym zainteresowaniem dziennikarzy cieszyła się osoba odtwórcy głównej roli Mariusza Ostrowskiego. "Dość długo przygotowywałem się do roli" - wspominał aktor. "Spotykałem się z ludźmi chorymi na autyzm, obserwowałem jak się zachowują. Skontaktowaliśmy się również z fundacją zajmującą się autyzmem, której pracownicy bardzo nam pomogli. Dostarczyli nam fachowej literatury, służyli konsultacjami".

Jak dla mnie "SPAM" to kolejna po "Tulipanach" niespodzianka festiwalu. Mam nadzieję, że jury również doceni młodych twórców i wyróżni ich jedną z nagród.

Po "SPAMie" pobiegłem na komedię Marka Rębacza "Atrakcyjny pozna panią", której, z powodu opieszałości organizatorów festiwalu, nie udało mi się obejrzeć pierwszego dnia imprezy. Cóż, jak się okazało, mogłem go w ogóle nie oglądać.

"Atrakcyjny pozna panią" jest filmową adaptacją popularnej sztuki Marka Rębacza, której niezłą inscenizację mogliśmy również oglądać w Teatrze Telewizji. Na potrzeby kina Rębacz tekst nieco zmienił i rozbudował, co jednak nie wyszło mu na dobre.

Bohaterem filmu jest Stasio Tuchała, stary kawaler, mieszkaniec wsi Sucha Wólka. Kiedy jego siostra wyjeżdża do Ameryki Stasio zostaje sam i - jak się niebawem okazuje - nie radzi sobie zupełnie z gospodarstwem. Jego przyjaciele postanawiają go więc ożenić. W miejscowej gazecie umieszczają anons matrymonialny...

"Atrakcyjny pozna panią" podzielił widzów na festiwalu. Jednym się podobał, innym - w tym również niżej podpisanemu - wcale. Film zapowiadany jest jako komedia, ale ja podczas pokazu zaśmiałem się zaledwie kilka razy. Powtarzane do znudzenia żarty o penisach, "szeksie", cycuszkach oraz natrętne przekręcanie wyrazów przez bohaterów mnie nie rozbawiły, a jedynie zirytowały. A wierszyki w stylu "Kefir krzepi, kefir poi, po kefirze lepiej stoi" wywołały na mojej twarzy jedynie uśmiech politowania.
Nie do końca rozumiem również o czym tak naprawdę miał być ten film. Rębacz opowiada historię Stasia Tuchały, ale jednocześnie ciągnie również wątek tajemniczego Janko Muzykanta i miejscowego proboszcza, które do historii starego kawalera pasują jak - przysłowiowa - pieść do oka.

Niewielki plusik "Atrakcyjny..." złapał u mnie za drugoplanowe role Andrzeja Grabowskiego (mało oryginalna w jego repertuarze, ale śmieszna) oraz Marka Perepeczki. Warto również odnotować obecność na dużym ekranie Krzysztofa Cugowskiego - wokalisty Budki Suflera, wcielającego się w rolę proboszcza. Drugi plusik przyznaję za muzykę Marka Raduli. Gitarowe kompozycje może nie zawsze pasują do filmu, ale jako stary bluesman nie mogę przejść obok nich obojętnie.

"Atrakcyjny pozna panią" to chyba - jak na razie - moje największe rozczarowanie tegorocznego festiwalu. Przaśny, plebejski, prosty, żeby nie powiedzieć prostacki humor w nienajlepszym wykonaniu to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Film pierwszego października wchodzi do kin, ale już teraz przestrzegam przed tym tytułem. Nie warto.

Trzeci dzień festiwalu zakończyłem projekcją filmu "Osiemnaście" pokazywanego na festiwalu ramach konkursu kina niezależnego. Obraz opowiada historię pary nastolatków - Anki i Roberta, którzy postanawiają wybrać się wspólnie na kilka dni pod namiot. Jednak autobus, którym jadą psuje się i dalej bohaterowie podróżują stopem. Po drodze plany ich wycieczki ulegają zmianie. Docierają do Warszawy, a wreszcie na rockowy koncert, gdzie Robert spotyka swojego kolegę - handlarza narkotyków...

"Osiemnaście" to niezależna, młodzieżowa produkcja zrealizowana przez Przemysława Młyńczyka z Fundacji Młodego Kina, która ujęła mnie swoją ciepłą historią i wspaniałą muzyką towarzyszącą nam przez cały czas projekcji. Sama historia nie jest wydumana i choć widać, że grający główne role aktorzy są amatorami to jednak ich błędy i potknięcia - mnie przynajmniej - w ogóle nie przeszkadzały. "Osiemnaście" ogląda się bardzo dobrze. Film ma niezłe tempo, nie nuży a rówieśnicy ekranowych bohaterów na pewno z łatwością wczują się w opowiadaną na ekranie historię. Anka i Robert doświadczają różnych przygód. Tracą pieniądze, popadają w konflikt z handlarzami narkotyków, rozdzielają się na kilka dni. Przez ten czas dowiadują się wiele osobie i pod koniec z pełną świadomością mogą już podjąć decyzję, czy zostać ze sobą, czy też nie.

Wspomniałem już o muzyce ilustrującej film. Część zdjęć do "Osiemnaście" zarejestrowano podczas festiwalu na Basowiszczach, gdzie usłyszeć możemy m.in. Cool Kids of Death. Ścieżkę dźwiękową uzupełniają ponadto kompozycje formacji Pidżama Porno, Triquetra, Andy, BN, Zero-85, Przyjaciel św. Franciszka oraz Fantomas.

Jak na razie "Osiemnaście" jest najlepszym filmem, jaki obejrzałem w tegorocznym konkursie kina niezależnego. Liczę, iż docenią go również jurorzy.

I tyle na dziś. Niestety, nie udało mi się obejrzeć w całości "Serca gór" Rafała Lipki a nieuczciwie byłoby pisać o filmie, którego widziało się jedynie połowę, zatem o tej produkcji przeczytacie na naszych łamach w innym terminie. Dziś czekają mnie "Pręgi" Magdaleny Piekorz, "Mój Nikifor" Krzysztofa Krauzego oraz tradycyjnie kilka produkcji niezależnych. Do jutra.



"Młodości dodaj mi skrzydła" - podsumowanie festiwalu w Gdyni

"Pręgi" zdobywają Złote Lwy, "Mój Nikifor" wielkim przegranym

Nowy film Wojcieszka i szantaż dystrybutora - piątek na festiwalu w Gdyni

Czy "Mój Nikifor" zdobędzie Złote Lwy - czwartek na festiwalu w Gdyni

Wtorek na festiwalu w Gdyni

Poniedziałek na festiwalu w Gdyni

Lista filmów konkursowych

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones