Nie ma w tym roku w konkursie polskiego filmu, ale w sekcji seansów o północy uczestnicy festiwalu obejrzeli
"Summer Love" Piotra Uklańskiego - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Na okładce folderu z dziennikarskimi materiałami - zakrwawiona twarz kowboja i reklamowa formułka "pierwszy polski western". W kraju słynącym ze spaghetti westernów taki napis wzbudził zainteresowanie.
- W dotychczasowych pracach wykorzystywałem elementy obrazu filmowego, nakręcenie filmu wydawało mi się więc naturalną tego konsekwencją - mówi
Piotr Uklański, artysta, autor performance'ów, który wystawiał swoje rzeźby, kolaże i fotografie w Nowym Jorku, Paryżu, Kolonii, Warszawie, Wenecji. - A dlaczego western? Bo to najbardziej skodyfikowany i jednocześnie banalny gatunek. A ja zawsze w banalnym temacie starałem się zawrzeć coś bardzo osobistego.
"Summer Love" jest opowieścią o miłości, bólu, niespełnieniach, ambicjach, próbie budowania nowego życia. W zapyziałym miasteczku, gdzie wszystko koncentruje się wokół saloonu, zjawia się Obcy, wioząc na koniu martwego człowieka, za którego wyznaczona jest wysoka nagroda. Jego przybycie ujawnia skrywane namiętności i dramaty mieszkańców.
- To nie jest pastisz ani hommage dla westernu - mówił na konferencji prasowej
Uklański. - Aktorzy chodzą w kowbojskich kapeluszach, ale to tylko kamuflaż. Chciałem zrobić film o aspiracjach i ambicjach. O moim własnym kraju, z którego wiele osób wyjeżdża albo chce wyjechać. Kraju, gdzie ludzie często chcą być kimś innym w innym miejscu.
Jeden z włoskich dziennikarzy nazwał
"Summer Love" połączeniem stylu Tadeusza Kantora i
Sama Peckinpaha.
- Porównanie do Kantora pochlebia mi - stwierdził
Uklański. - Choć osobiście mam wrażenie, że mój film jest raczej jak taniec chochołów u Wyspiańskiego.
Znakomite role stworzyli w
"Summer Love" Bogusław Linda i
Katarzyna Figura, jednak dziennikarzy interesowało głównie to, jak reżyser pozyskał
Vala Kilmera, który zgodził się zagrać u niego... trupa.
- To były długie zabiegi i rozmowy z agentem - wyjaśnił artysta. - Pomogło nam, że jeden z producentów filmu był z nim w bliskim kontakcie. Reszta to łut szczęścia.
Film
Uklańskiego jest eksperymentem, który z pewnością wzbudzi wiele emocji. Zapewne nawet w Polsce więcej niż tu, w Wenecji. Ciekawe natomiast, że drugi z pokazywanych na festiwalu polskich filmów
"Hiena" Grzegorza Lewandowskiego, też nie jest współczesnym dramatem społecznym, lecz... thrillerem.
Polskie ślady wiodą w tym roku również do nowego filmu
Davida Lyncha "Inland Empire", który zostanie pokazany w Wenecji dzisiaj wieczorem. Część zdjęć do tego filmu powstała w Polsce, z udziałem polskich aktorów. Ale jak to u
Lyncha - dopiero po pokazie wieczornym przekonamy się, na ile polski wątek rzeczywiście w tym filmie zagościł.