Artykuł
Berlinale 2010: Niedźwiadek kończy 60 lat
Filmweb / / 11-02-2010 10:18
W Berlinie rozpoczyna się dziś 60. Międzynarodowy Festiwal Filmowy. Wśród światowych premier są "Autor Widmo" Romana Polańskiego i "Wyspa tajemnic" Martina Scorsesego.
Okrągłe rocznice zobowiązują. Przed trzema miesiącami dyrektor festiwalu Dieter Kosslick zapowiadał, że program tegorocznego Berlinale będzie wyjątkowy. Wyjątkowość miała polegać na zróżnicowanym pod względem stylów, gatunków i reżyserskich pokoleń doborze konkursowych filmów. I rzeczywiście lista obrazów, które powalczą o Złotego Niedźwiedzia, wygląda interesująco. Obok znanych i wielkich nazwisk pojawili się młodzi twórcy, wśród nich debiutanci. Z dramatami rodzinnymi i historycznymi konkurują komedie i thrillery.
Festiwal rozpoczyna się wieczornym pokazem konkursowego filmu "Tuan Yuan" Wanga Quanana – laureata Złotego Niedźwiedzia sprzed trzech lat za "Małżeństwo Tui". To opowieść o przerwanej wojną miłości, do której podstarzały żołnierz wraca po latach. Kobieta nadal go kocha, ale ma też męża i dzieci. Mężczyzna musi więc przedstawić taką propozycję, aby nie ucierpiała na niej jej rodzina.
Na początek organizatorzy wystawili też najbardziej oczekiwany film – "Autora Widmo" Romana Polańskiego (premiera w piątek) na podstawie powieści Roberta Harrisa o ghostwriterze zatrudnionym do napisania pamiętników byłego premiera. W trakcie realizacji zlecenia mężczyzna odkrywa nadużycia, narażając tym samym polityka na niesławę i siebie na niebezpieczeństwo. Twarzami filmu w Berlinie będą Robert Harris oraz odtwórcy głównych ról – Ewan McGregor, Pierce Brosnan i Olivia Williams.
Tym ciekawiej zatem zapowiada się walka z Polańskim reżyserów mniej lub bardziej znanych, którą za dziesięć dni rozstrzygnie inna legenda kina kierująca tegorocznym jury – Werner Herzog. Thomas Vinterberg – współtwórca Dogmy, autor niezapomnianego "Festen" oraz "Mojej drogiej Wendy" – przyjeżdża z filmem "Submarino", w którym opowiada o dwóch przegranych z życiem braciach próbujących odbudować własne relacje. Michael Winterbottom pokaże "The killer inside me" – oparty na kryminalnej powieści Jima Thompsona obraz w stylu neo-noir o podwójnej osobowości teksańskiego oficera policji. Sieć intryg, zdradę i morderstwo – prawdopodobnie chińską wersję "Śmiertelnie prostego" braci Coenów – przedstawi Zhang Yimou ("Hero", "Dom latających sztyletów") w filmie "Kobieta, pistolet i sklep z makaronem". Z kolei Jasmila Zbanic – laureatka Złotego Niedźwiedzia za rewelacyjną "Grbavicę" – pokaże "Na putu". Reżyserka ponownie wraca do motywu wojennych ran z przeszłości, czyniąc go tym razem tłem dla konfliktu między religijną metamorfozą mężczyzny a próbą samospełnienia się kobiety w roli żony i matki.
Z nie mniejszą ciekawością czekam na nowe produkcje spod ręki Dunki Pernille Fischer Christensen ("Telenowela") i Rosjanina Alekseja Popogrebskiego ("Koktebel", "Proste sprawy"). Christensen pokaże "En Familie" – opowieść o młodej parze, w której kobieta staje przed wyborem między lojalnością wobec ojca i opieką nad rodzinnym biznesem a ułożeniem swojego życia z partnerem. Popogrebsky w "Kak ya provel etim letom" opowie z kolei o dwóch meteorologach wyrzuconych na wyspie gdzieś pośrodku Oceanu Arktycznego, z których jeden marzy o powrocie do rodziny, zaś drugi o wyczekiwanej od dłuższego czasu przygodzie. Ciekawie zapowiada się również "Jud Süß – Film ohne Gewissen" Oskara Roehlera o Ferdinandzie Marianie – odtwórcy głównej roli w sztandarze nazistowskiej propagandy "Żyd Süss" Veita Harlana z 1940 r., która przyniosła mu ogromny sukces, po czym zniszczyła jego życie. Znany polskim widzom z filmów drogi ("Aberdeen", "Kraina szczęścia") Norweg Hans Petter Moland pokaże gangsterski komediodramat "En ganske snill mann" ze Stellanem Skarsgardem grającym byłego więźnia, który chce naprawić relacje z synem. Z kolei scenarzysta filmów Wesa Andersona – Noah Baumbach – opowie w "Greenberg" o żywiołowej relacji służącej z bratem szefa w jednej z hollywoodzkich willi.
Kolejnym głośnym wydarzeniem ma być pozakonkursowa premiera "Wyspy tajemnic" Martina Scorsesego. To oparty na powieści Dennis Lehane thriller, w którym Leonardo DiCaprio w roli szeryfa poszukuje zaginionej w niewyjaśnionych okolicznościach morderczyni. Sęk całej sprawy taki, że kobieta nie powinna była ot tak zniknąć z psychiatrycznej kliniki-twierdzy na Shutter Island, a szeryf przygnieciony dramatycznymi wydarzeniami z życia nie potrafi sobie poradzić ze śledztwem. W dodatku nie może liczyć na pomoc rezydentów wyspy. Po przeczytaniu scenariusza Scorsese miał być zachwycony, ponieważ historia przywiodła mu na myśl dzieło Roberta Wiene'a "Gabinet doktora Caligari" z 1920 r.
Dla miłośników Bollywoodu Berlinale zgotowało prawdziwą ucztę o tytule "My name is Khan" Karana Johara. Bożyszcze azjatyckich (i nie tylko) kinomanów Shahrukh Khan gra tu Muzułmanina, któremu wydarzenia z 11 września 2001 r. rozbijają rodzinę. Film ma być melodramatycznym obrazem relacji między światem muzułmańskim a Zachodem. Nieprzypadkowo bohater nosi nazwisko gwiazdora, którego Stany przywitały w zeszłym roku kajdankami i kilkugodzinnym przesłuchaniem.
Przed kilkoma dniami Łukasz Maciejewski pisał o zapomnianym Ericu Rohmerze. Berlin nie zapomniał. Jego pamięci poświęcona jest w tym roku sekcja Berlinale Special. Tu ciekawie zapowiada się projekt kilku czołowych twarzy kina meksykańskiego (m.in. Carlos Reygadas, Rodrigo Plá, Gael Garcia Bernal, Diego Luna) "Revolución" – zlepek krótkometrażowych ekspresji na temat meksykańskiej rewolucji sprzed stu lat. Czekam też na najnowszy film Doris Dörrie ("Hanami – Kwiat wiśni") "Die Frieseuse" – rzecz o bezrobotnej fryzjerce, która ze względu na swój wygląd nie może znaleźć pracy w zawodzie, więc postanawia działać na własną rękę.
Jadę do Berlina z nadzieją, że znani przynajmniej nie zawiodą, a nieznani dadzą się zapamiętać. Jest w tym naiwność dziecka, ale też podwyższona poprzeczka oczekiwań. W końcu całym jubileuszowym marketingiem Berlinale nie pozostawia złudzeń, że ma być nadzwyczajnie. Jeśli nie będzie, na ślepo ruszę na pokazy z prestiżowej Panoramy w jednej trzeciej wypełnionej dokumentami, z której znane mi nazwiska mogę policzyć na palcach jednej ręki.
Ani w niej ani w innych sekcjach nie ma polskich filmów (jedyny nasz akcent to Xawery Żuławski w roli jurora konkursu krótkich metraży). Chciałoby się powiedzieć: jak zwykle. Ale to zły nawyk.
Okrągłe rocznice zobowiązują. Przed trzema miesiącami dyrektor festiwalu Dieter Kosslick zapowiadał, że program tegorocznego Berlinale będzie wyjątkowy. Wyjątkowość miała polegać na zróżnicowanym pod względem stylów, gatunków i reżyserskich pokoleń doborze konkursowych filmów. I rzeczywiście lista obrazów, które powalczą o Złotego Niedźwiedzia, wygląda interesująco. Obok znanych i wielkich nazwisk pojawili się młodzi twórcy, wśród nich debiutanci. Z dramatami rodzinnymi i historycznymi konkurują komedie i thrillery.
Polański i cała reszta
Festiwal rozpoczyna się wieczornym pokazem konkursowego filmu "Tuan Yuan" Wanga Quanana – laureata Złotego Niedźwiedzia sprzed trzech lat za "Małżeństwo Tui". To opowieść o przerwanej wojną miłości, do której podstarzały żołnierz wraca po latach. Kobieta nadal go kocha, ale ma też męża i dzieci. Mężczyzna musi więc przedstawić taką propozycję, aby nie ucierpiała na niej jej rodzina.
Na początek organizatorzy wystawili też najbardziej oczekiwany film – "Autora Widmo" Romana Polańskiego (premiera w piątek) na podstawie powieści Roberta Harrisa o ghostwriterze zatrudnionym do napisania pamiętników byłego premiera. W trakcie realizacji zlecenia mężczyzna odkrywa nadużycia, narażając tym samym polityka na niesławę i siebie na niebezpieczeństwo. Twarzami filmu w Berlinie będą Robert Harris oraz odtwórcy głównych ról – Ewan McGregor, Pierce Brosnan i Olivia Williams.
Tym ciekawiej zatem zapowiada się walka z Polańskim reżyserów mniej lub bardziej znanych, którą za dziesięć dni rozstrzygnie inna legenda kina kierująca tegorocznym jury – Werner Herzog. Thomas Vinterberg – współtwórca Dogmy, autor niezapomnianego "Festen" oraz "Mojej drogiej Wendy" – przyjeżdża z filmem "Submarino", w którym opowiada o dwóch przegranych z życiem braciach próbujących odbudować własne relacje. Michael Winterbottom pokaże "The killer inside me" – oparty na kryminalnej powieści Jima Thompsona obraz w stylu neo-noir o podwójnej osobowości teksańskiego oficera policji. Sieć intryg, zdradę i morderstwo – prawdopodobnie chińską wersję "Śmiertelnie prostego" braci Coenów – przedstawi Zhang Yimou ("Hero", "Dom latających sztyletów") w filmie "Kobieta, pistolet i sklep z makaronem". Z kolei Jasmila Zbanic – laureatka Złotego Niedźwiedzia za rewelacyjną "Grbavicę" – pokaże "Na putu". Reżyserka ponownie wraca do motywu wojennych ran z przeszłości, czyniąc go tym razem tłem dla konfliktu między religijną metamorfozą mężczyzny a próbą samospełnienia się kobiety w roli żony i matki.
Z nie mniejszą ciekawością czekam na nowe produkcje spod ręki Dunki Pernille Fischer Christensen ("Telenowela") i Rosjanina Alekseja Popogrebskiego ("Koktebel", "Proste sprawy"). Christensen pokaże "En Familie" – opowieść o młodej parze, w której kobieta staje przed wyborem między lojalnością wobec ojca i opieką nad rodzinnym biznesem a ułożeniem swojego życia z partnerem. Popogrebsky w "Kak ya provel etim letom" opowie z kolei o dwóch meteorologach wyrzuconych na wyspie gdzieś pośrodku Oceanu Arktycznego, z których jeden marzy o powrocie do rodziny, zaś drugi o wyczekiwanej od dłuższego czasu przygodzie. Ciekawie zapowiada się również "Jud Süß – Film ohne Gewissen" Oskara Roehlera o Ferdinandzie Marianie – odtwórcy głównej roli w sztandarze nazistowskiej propagandy "Żyd Süss" Veita Harlana z 1940 r., która przyniosła mu ogromny sukces, po czym zniszczyła jego życie. Znany polskim widzom z filmów drogi ("Aberdeen", "Kraina szczęścia") Norweg Hans Petter Moland pokaże gangsterski komediodramat "En ganske snill mann" ze Stellanem Skarsgardem grającym byłego więźnia, który chce naprawić relacje z synem. Z kolei scenarzysta filmów Wesa Andersona – Noah Baumbach – opowie w "Greenberg" o żywiołowej relacji służącej z bratem szefa w jednej z hollywoodzkich willi.
Scorsese, Khan i duch Rohmera
Kolejnym głośnym wydarzeniem ma być pozakonkursowa premiera "Wyspy tajemnic" Martina Scorsesego. To oparty na powieści Dennis Lehane thriller, w którym Leonardo DiCaprio w roli szeryfa poszukuje zaginionej w niewyjaśnionych okolicznościach morderczyni. Sęk całej sprawy taki, że kobieta nie powinna była ot tak zniknąć z psychiatrycznej kliniki-twierdzy na Shutter Island, a szeryf przygnieciony dramatycznymi wydarzeniami z życia nie potrafi sobie poradzić ze śledztwem. W dodatku nie może liczyć na pomoc rezydentów wyspy. Po przeczytaniu scenariusza Scorsese miał być zachwycony, ponieważ historia przywiodła mu na myśl dzieło Roberta Wiene'a "Gabinet doktora Caligari" z 1920 r.
Dla miłośników Bollywoodu Berlinale zgotowało prawdziwą ucztę o tytule "My name is Khan" Karana Johara. Bożyszcze azjatyckich (i nie tylko) kinomanów Shahrukh Khan gra tu Muzułmanina, któremu wydarzenia z 11 września 2001 r. rozbijają rodzinę. Film ma być melodramatycznym obrazem relacji między światem muzułmańskim a Zachodem. Nieprzypadkowo bohater nosi nazwisko gwiazdora, którego Stany przywitały w zeszłym roku kajdankami i kilkugodzinnym przesłuchaniem.
Przed kilkoma dniami Łukasz Maciejewski pisał o zapomnianym Ericu Rohmerze. Berlin nie zapomniał. Jego pamięci poświęcona jest w tym roku sekcja Berlinale Special. Tu ciekawie zapowiada się projekt kilku czołowych twarzy kina meksykańskiego (m.in. Carlos Reygadas, Rodrigo Plá, Gael Garcia Bernal, Diego Luna) "Revolución" – zlepek krótkometrażowych ekspresji na temat meksykańskiej rewolucji sprzed stu lat. Czekam też na najnowszy film Doris Dörrie ("Hanami – Kwiat wiśni") "Die Frieseuse" – rzecz o bezrobotnej fryzjerce, która ze względu na swój wygląd nie może znaleźć pracy w zawodzie, więc postanawia działać na własną rękę.
Jadę do Berlina z nadzieją, że znani przynajmniej nie zawiodą, a nieznani dadzą się zapamiętać. Jest w tym naiwność dziecka, ale też podwyższona poprzeczka oczekiwań. W końcu całym jubileuszowym marketingiem Berlinale nie pozostawia złudzeń, że ma być nadzwyczajnie. Jeśli nie będzie, na ślepo ruszę na pokazy z prestiżowej Panoramy w jednej trzeciej wypełnionej dokumentami, z której znane mi nazwiska mogę policzyć na palcach jednej ręki.
Ani w niej ani w innych sekcjach nie ma polskich filmów (jedyny nasz akcent to Xawery Żuławski w roli jurora konkursu krótkich metraży). Chciałoby się powiedzieć: jak zwykle. Ale to zły nawyk.
Udostępnij: