1. AL PACINO
Geniusz. Najlepszy aktor w historii kina!
To od NIEGO zależy, jaki będzie film, w którym gra. Kiedy pojawia się na ekranie, film ożywa. Odczuwamy wszystkie jego emocje, jego gra jest bardzo teatralna, a jednocześnie wiarygodna! Potrafi wykreować najróżniejsze postacie: od prostego wieśniaczka w Strachu na wróble, po śmiertelnie poważnego dona w Ojcu Chrzestnym. Wielu ludzi nieświadomie szufladkuje go do ról gangsterów. Niesłusznie! Wszak to aktor przede wszystkim: DRAMATYCZNY! Każdej postaci daje coś z siebie, a jednocześnie, każda jest inna, jedyna, ORYGINALNA. Wielki człowiek, niezastąpiony aktor!
Nie znam wszystkich aktorów wczesnego kina, także ciężko spekulować.. Choć wydaje mi się, że w niektórych filmach jest nie do pobicia. Wydaje mi się, że jest lepszy od samego Marlona..
ja tez nie znam - od Marlona nie raczej nie, chociaz w latach 70 mial swietne role, uwazam ze lepszy jeszcze od niego jest Nicholson i de Niro (najczestsze porownania sie robi z de Nirem a prawda jest taka ze obydwaj nie sa najlepsi) chociaz to moje zdanie twoje jest takie ze najlepszy jest Pacino i koniec - ok tez go lubie ;)
Kpisz... Ile filmów widziałeś z Marlonem, a ile z Alem?
Brando był dla Pacino mentorem. To, w głównej mierze, dzięki niemu Pacino zagrał w Ojcu Chrzestnym, co pozwoliło mu rozwinąć swoją karierę.
Kpisz, czy o drogę pytasz... : nie kpię, przecież wiesz, nie od dzisiaj, że uważam Ala za najlepszego..
Pamiętam czasy jak na piedestał stawiałeś Jacka, teraz mówisz Brando, i tylko Brando.. Ja mówię Al! Mało obchodzi mnie fakt, że Marlon był mentorem Pacino.. Uczeń przewyższa wiedzą mistrza..? Bywa i tak ;]
Acha, pytałeś: Z Alem widziałem prawie wszystkie filmy (co to za pytanie?) - dokładnie: 27.
Z Marlonem:
Ojciec Chrzestny, Czas apokalipsy, Superman, Appallosa, Odważny, Rozgrywka, Tramwaj.., Na nabrzeżach.
Że uważasz wiem, motywów nie pojmę.
Co ma Jack do Brando? U mnie zawsze Brando był na miejscu pierwszym. Przez chwilę Jack był ex.. Przez chwilę.
No, a teraz tak na poważnie.;-) Nie odpuszczę Ci. Żądam argumentów. Natychmiast.
Hmm. A może przeczytaj jeszcze raz mojego pierwszego posta - tam masz argumenty, wnioski.. wszystkiego po trochu ;] Potem powiedz mi z czym się nie zgadzasz ?
Argumentów na wielkość Pacino jest multum. Jego wyższości nad Marlonem nigdy nikomu nie udowodnię.. To leży w naszych gustach ;]
W pierwszym poście są tylko argumenty na geniusz Pacino. I ich wcale nie kwestionuje, podobnie jak geniuszu samego Pacino. Chcę argumentów wyższości Pacino nad Brando.
Rzumiem.. ale już Ci napisałem, że to jest niemożliwe ;]. Jak niby mam ich porównać? To Ty chyba kpisz.. ;]
Zresztą mniejsza o argumentację. Nie tu pies jest pogrzebany. Sęk tkwi w gustach. O tym już mówiłem. Ty zresztą też. To, że stawiam Ala nad Marlonem jest kwestią mojego "widzimisie". Argumentację to ja Ci mogę podać na wyższość Brando nad Mroczniem.. ;] Nie żądaj ode mnie niemożliwego.
Żądam. Jakbyś napisał, że bardziej lubisz Pacino, nic bym od Ciebie nie chciał. Tylko, że Ty wyraźnie dałeś do zrozumienia, że Pacino jest dla Ciebie lepszy od Brando. Chcę wiedzieć, dlaczego tak uważasz, w czym Brando jest gorszy. I żadnym wytłumaczeniem nie jest dla mnie "widzimisię".
Pacino jest dla mnie lepszy. To zdanie niech będzie tezą. Kluczowe są też słowa "dla mnie", które dają mi na prawdę dużo swobody w tej wypowiedzi.
Pierwszym i najważniejszym argumentem jest moja sympatia do Pacino ;] A poza tym:
-Pacino lepiej przykłada się do roli; w filmach daje z siebie wszystko
-Pacino jest naładowany energią; jest mistrzem w scenach uniesienia ;] , Brando nie kipi złością tak jak Pacino.. , jest raczej stonowany; w tym punkcie zdecydowanie wygrywa Pacino
-Teatralność, dzięki czemu doskonale rozumiemy postaci odtwarzane przez Ala; Brando w tej kwestii także ustępuje Pacino
-Wiarygodność; remis
-Naturalność; także remis, z lekkim wskazaniem na Brando
-Złożoność odtwarzanych postaci; wg mnie Pacino jest mistrzem kreacji, Brando jest świetny (Na nabrzeżach, Ojciec Chrzestny) , ale Pacino faktycznie: a) miał więcej ról takich ekscentryków ; b) jest lepszy ;]
-Pasja; Pacino niesamowicie potrafi się wczuć ;] ; miejscami myślę, że on faktycznie eksploduje na ekranie; w tym punkcie także Pacino lepszy
Teraz podsumowanie 8 powyższych podpunktów, rozpoczynając od argumentu pierwszego:
(oceniam podpunkty w skali 1-10)
Pacino:
10! + 10 + 10 + 10 + 10 + 8 + 10 + 10 = 78/80
Brando:
9! + 9 + 9 + 9 + 10 + 9 + 10 + 8 = 73/80
Oczywiście jest to podsumowanie podpunktów, które ja uważam za kluczowe; które dla mnie są najważniejsze. Jednak gdyby brać pod uwagę jeszcze cały szereg innych cech (które mi nie przyszły do głowy) wyglądałoby to bardziej obiektywnie; a tak musimy się zadowolić tym co jest powyżej ;]
W sumie całkiem nieźlie to rozpisałeś. Ale fakt, że Pacino to zdecydowanie twój ulubiony aktor (który w dodatku wystąpił w twoim ulubionym filmie) powoduje, że tracisz - w mniejszym czy większym stopniu - obiektywizm. Nawet nieświadomie.
W niektórym punktach, w których przyznałeś wyższość Pacino, ja z kolei bym postawił zdecydowanie na Brando. Ale jak napisałeś - kluczowe są słowa 'dla mnie'.
Przyznaje rację i zgadzam się z Ja - o wyższości Brando nad Pacino, a jeśli patrząc głównie na cechy, jakie wypisałeś, nad Pacino postawiłbym jeszcze nawet z 2 innych aktorów.
pozdrawiam
Tak, jak skonstatował już @arrival - zbudowałeś całkiem niezłą skale, wciąż jednak leje się z Twoich wypowiedzi subiektywizm.
Więc od początku:
pierwszy i ostatni myślnik - Gdzieś wyczytałeś, że Brando nie kochał aktorstwa i traktował to tylko, jako zarobek na życie, stąd pewnie to stwierdzenie.
Jednakże, fakt, że nie kochał aktorstwa, nie znaczy, że mniej przykładał się do swojej pracy lub grał bez pasji. By tę tezę obalić odsyłam do lektury mojej recenzji Dwóch obliczy zemsty i kilku artykułów na temat samego filmu.
Brando równo gówno interesował fakt, że film nie spodoba się krytykom, że posypią się na jego głowę gromy. Nic nie interesowało go też to, że przed kamerą jego filmu stał sam Sam Peckinpah. Zrobił wszystko, by zrealizować swoją artystyczną wizje. I to jest dopiero pasja oraz poświęcenie dla sztuki.
- teatralność - za dużo naczytałeś się Bezmózgiego oglądacza. Pacino jest teatralny w każdym swoim filmie, Brando potrafi ją stonować i zamienić na naturalność. Jeśli nie zauważyłeś teatralności w grze Brando, odsyłam raz jeszcze do filmów Kazana.
- Nie jest sztuką wyrazić emocje przez najprostsze środki wyrazu, łuki emocjonalne, takie jak np. gniew-krzyk - to potrafiłby wiarygodnie zrobić nawet średniej klasy aktor. Sztuką jest wyrażenie tych emocji w sposób oszczędny, tak jednak, by widz widział, co dana postać czuje na scenie w środku, jaką targają nią emocje. Tym razem odsyłam do Ojca Chrzestnego i Na Nabrzeżach.
-Złożoność postaci.
a)wymieniaj po kolei. Potem wymień takie rolę Brando. A nie wymienisz wszystkich, bo nie widziałeś zbyt dużo filmów z Marlonem. Sorry Winetou.
b) nie bądź zwyczajnie śmieszny.
-"Wiarygodność. Remis."Znów się nie zgadzam, ale to już temat na większą imprę. Innym razem. W innym poście. Jestem na nogach od 3 nad ranem, bez przerwy, aż do tej chwili byłem zajęty - zrozum.;-)
Zapomniałeś jeszcze o kilku punktach. Mowa ciała (w której nieznacznym zwycięzcom będzie Pacino, wszechstronność - w której z druzgocącą przewagą wygra Brando i wiele innych).
Pzdr.
Wszystkie wnioski wyciągnąłem sam z własnych obserwacji; nie sugeruję się opinią bezmózgiego.. nawet nie wiem o co konkretnie chodzi. Jeżeli chodzi o Brando, to faktycznie mam jego biografię, Pacino zresztą też (bardziej wywiad; choć po częśći biografia ;]) i z tym "Gdzieś wyczytałeś, że Brando nie kochał aktorstwa i traktował to tylko, jako zarobek na życie, stąd pewnie to stwierdzenie." masz rację; ale tylko po części.. Miejscami widać poprostu kto się ful angażuje, a kto nie ma tej "pasji" ;]
I teraz tak:
a) wcześniej wspomniałem, że Cię nie przekonam, bo to ciężka sprawa jest
b) wspomniałem o możliwym braku obiektywizmu, także wybacz..
Moja wcześniejsza wypowiedź i tak jest mało warta, bo się do tego nie przyłożyłem - co to prezentacja maturalna jest? Co mi przyszło na szybko do głowy to napisałem..
Rzeczywiście zapomniałem o jakże ważnej mimice; mowie ciała; tonacji głosu; dykcji; charyzmie.. ale usprawiedliwiałem się..
Jestem leniwy.. ;]
Mam nadzieję, że chociaż po części spełniłem Twoje oczekiwania ;]
Pozdrawiam; nie bij.
Bić nie zamierzam, nie wmawiaj mi za to na przyszłość, że Pacino jest lepszy od Brando, jeżeli nie masz odpowiednich podstaw, by to udowodnić.
Tematu koniec na dziś, ale pewnie i tak nie raz się jeszcze o to spierać będziemy. Co zrobić, takie życie.
A jednak nie poddam się tak łatwo ;] Zmotywowałeś mnie do potraktowania sprawy poważnie. Zapomnijmy o poprzednich postach. To są moje argumenty:
Więc, jeszcze raz: dlaczego JA uważam Pacino, za lepszego od Brando?
O wyższości Pacino, nad Brando:
1. IMO najważniejsze cechy aktorów:
-pasja
-teatralność
-naturalność; prawdziwość
-wiarygodność
-złożoność odgrywanych postaci
-wszechstronność
-mimika
-mowa ciała
-dykcja
-tonacja głosu
-charyzma
-wyrażanie emocji
-swobodność ruchu; poruszanie się
-przykuwanie uwagi widza
-kreatywność
-wrażliwość; umiejętność wczucia się
-prezencja
-czy ma ?to coś? co pozwala aktora lubić ;]
Cechy, które szczególnie cenię:
- pasja
-teatralność
-złożoność odgrywanych postaci
-mimika
-mowa ciała
-dykcja
-tonacja głosu
-charyzma
-wyrażanie emocji
-przykuwanie uwagi widza
-kreatywność
-wrażliwość; umiejętność wczucia się
-czy ma ?to coś? co pozwala aktora lubić ;]
Wszystkie powyższe cechy myślę, że są mocną stroną Pacino.
Pasja, czyli nastawienie do roli. Ja widzę to, że Pacino kocha grać.. i jest w tym bardzo dobry.
Teatralność, cecha, którą trudno przeoczyć u tego wielkiego aktora. W tej kwestii jest mistrzem. W tej kwestii miażdży Brando. Ja rozumiem, że Brando w Tramwaju? , czy chociażby w Na nabrzeżach kreuje role w sposób szczególnie teatralny.. Ale Pacino? On tą teatralność; podejście do roli ukazuje w niemal każdym jego filmie.
Złożoność postaci, czyli chodzi mi o umiejętność zagrania postaci ciekawych, nieraz ekscentrycznych; ale także chodzi o wachlarz cech charakteru, które możemy odczytać właśnie z gry aktora. Jestem przekonany, że Pacino ma więcej ról ekscentryków ((( wszystkie ekscentryczne, wyjątkowe role Pacino -godfather traktuję jako jedną rolę- : Kupiec Wenecki, Adwokat diabła, Sposób na Szekspira, Życie Carlita, Zapach kobiety, Glengarry Glen Ross, Dick Tracy, Człowiek z blizną, Pieskie popołudnie, Strach na wróble, Serpico, Ojciec chrzestny, Narkomani))) od Brando ;], ale w porządku, nie widziałem sporo ważnych ról Marlona (((z tych co widziałem: Ojciec Chrzestny, Czas apokalipsy, Na nabrzeżach -tramwaj to już bez przesady- ))) , aby obiektywnie stwierdzić. Dlatego remis.
Mimika, czyli gra twarzą. Minimalnie lepszy Brando ;]
Mowa ciała. Tutaj mam proste zadanie, jako, że już wcześniej napisałeś, że Pacino lepszy ;] Też tak uważam.
Dykcja. Hah. Więc, Brando z tą swoją dykcją ma na pewno wielu zwolenników (w tym mnie), ale pewnie nie wszystkim się ona podoba. Pacino raczej mówi wyraźnie i bez napisów rozumiem wszystkie jego słowa ;] Zgadnij kto wygrywa? Pacino.
Tonacja głosu. Obaj są w tym arcygenialni. Ale JA stawiam na Pacino. Jako przykład zawsze doskonała będzie Gorączka ;] Taka scenka, gdzie rozmawia z murzynem, aby ten zaczął sypać. Geniusz ;]. Brak słów.
Charyzma. Dam wyższość Brando ;]. Pacino za młodu wg mnie trochę brakowało charyzmy, ale to też zależy od roli.
Wyrażanie emocji. Pacino. Mógłbym się rozpisać na dwie strony. Naprawdę uważasz, że Brando w ten stonowany sposób lepiej wyraża emocje od Pacino, który zdaje się eksplodować na ekranie ?
Przykuwanie uwagi. Pacino i Brando to są tzw przykuwacze. Jednak to Pacino zawsze króluje w filmie. Z Brando występował tylko raz, był to jego pierwszy ważny film. A jego z założenia drugoplanowa rola stała się rolą pierwszoplanową.. Niby z założenia miał być w cieniu, ale tak naprawdę to on przez cały czas był głównym bohaterem i mu kibicowaliśmy..
Kreatywność. Z tego co wiem, Pacino od młodu starał się narzucać swoje zdanie reżyserowi. Wizja Michaela to jego wizja. Obydwoje byli także po drugiej stronie kamery. Tutaj remis.
Wrażliwość; umiejętność wczucia się. Zdecydowanie Pacino. Już w Ojcu jedynce widać jak bardzo się wczuł w odgrywaną rolę. Nikt w niego nie wierzył, a on przeciwstawił się wszystkim, zagrał po swojemu i osiągnął sukces.
Czy ma ?to coś? co pozwala aktora lubić? Myślę, że mają to obaj aktorzy. Mnie jednak porwał wdzięk Pacino.
2. Podsumowanie:
Rozpisałem się na temat 13. Podpunktów. Tym razem starałem się być obiektywny. W 10 wygrał Pacino. Co prawda w skali wyglądałoby to tak, że wygrał minimalnie. Jednak myślę, że tym razem przyłożyłem się lepiej i już zrozumiesz ?motywy? , którymi kieruję się mówiąc: ?Pacino jest nr1?. Nie chcę nikomu mojego zdania narzucać. Staram się tylko przelać na papier to co myślę o Alu, a że z kimś trzeba go zestawić, wybrałem Brando. Proszę bardzo.
Acha, i najważniejsze: Nadal uważam, że Pacino to najlepszy aktor wszechczasów i cieszę się z jego pierwszego miejsca w rankingu ;]
Już mam dość. Zmęczyłem się ;]
Pozdrawiam. I jak?
Sorry za zwłokę, jak jednak już mówiłem, Ty się obijasz, bo w tym roku zdajesz maturę, ja zapieprzam za dwóch trzech, a niefortunnym zbiegiem okoliczności musiałeś rzucić mi wyzwanie tą długą, merytoryczną wypowiedzią.
Swoją drogą, Twoje niedoczekanie, panie Kwicz...
Na początku zacznę od początku, pozwól mi (przepraszam za frywolny styl, wkraczam powoli w stan nieważkości).
Od kiedy teatralność jest cechą ocenianą, jeśli chodzi o aktora filmowego? Wymyśliłeś to na potrzeby Ala?;-)
Złożoność odgrywanych postaci, w żadnym wypadku nie jest cechą aktora, jeno filmu i roli. No, pomyślunku trochę wymagam, akurat od Ciebie, stary. Aktor odgrywa postać nie tylko tak, jak chcę ale głównie tak, jak każe mu reżyser.
Tonacja głosu, to kolejna bzdura wymyślona przez Ciebie po to, by gloryfikować Pacino. Nie ze mną te numery, Brunner. Chciałeś wydymać Freda, a Fred wydyma Ciebie.;-)
"To coś, co pozwala aktora lubić" - To ma świadczyć o wybitności danego aktora? A weź sobie załącz jakiś film z Von Sydowem, lubo - jeszcze lepiej - Klausem Kinskim, a potem powiedz mi, czy ich parszywe ryła wzbudziły w Tobie sympatie. Oczywiście, że nie wzbudziły, a mimo to nie należy kwestionować ich aktorskiej wielkości. No, Panie, daj pan spokój. To nie aktorzy porno - nie masz ich lubić, ani nie mają Ci się podobać, mają za to umieć zagrać coś więcej niż sztuczny orgazm.
Ponadto, emocje aktor wyraża, albo przez głos, albo przez język ciała, albo przez mimikę, więc to kolejny zbędny podpunkt. Charyzma to też zbyt ogólnikowe pojęcie. Na placu boju pozostaje więc:
-pasja
-naturalność; prawdziwość
-wiarygodność
-wszechstronność
-mimika
-mowa ciała
-dykcja
-swobodność (swoboda winno być) ruchu; poruszanie się
-przykuwanie uwagi widza
-kreatywność
-wrażliwość; umiejętność wczucia się
-prezencja
To jestem w stanie zaakceptować (choć to przykuwanie uwagi widza też mocno naciągane), przynajmniej na ten czas i te stężenie alkoholu etylowego w krwi.
No, a teraz dopiero przejdziemy do części właściwej, czyli podpunkcików. Jeśli mamy dyskutować dłużej zacznijmy je numerować - będzie łatwiej, przyjemniej i łatwiej i przejrzyściej (że będzie łatwiej, już powiedziałem?;-)):
1. Pacino kocha grać. No, nie sposób się nie zgodzić. Miłość w jakiś sposób łączy się z pasją, choć miłość Ala i aktorstwa zaczyna mi ostatnimi czasy przypominać stare małżeństwo - uczucie zmienia się w przyzwyczajenie i uzależnienie od siebie.
Ale dowodów na poparcie faktu, że Marlon grał bez pasji, nie podałeś. Czekam więc, albowiem bez tego podpunkt jest nic nie wart.
2. No dobra - Pacino gra teatralnie w każdym filmie, a Marlon zagrał teatralnie w dwóch filmach. Pacino gra teatralnie w każdym filmie, a Marlon zagrał teatralnie w dwóch filmach. Pacino gra teatralnie w każdym filmie, a Marlon zagrał teatralnie w dwóch filmach. Pacino gra teatralnie w każdym filmie, a Marlon zagrał teatralnie w dwóch filmach.
Wciąż nie kminisz? Już objaśniam:
Film od teatru różni się zasadniczo, ale nie o tym mowa, bo w aktorstwie filmowym to, ani wada (chyba, że dla Bezmózgiego - apropos, pozdrawiam Cię, @Bezmózgi, jeśli mnie czytasz, wpadaj częściej) ani zaleta.
Marlon Brando zagrał (nie zaprzeczysz!) genialnie i idealnie w dwóch filmach (Na nabrzeżach, Tramwaj), w których zagrał teatralnie. Więc pokazał, że umie zagrać również teatralnym stylem gry w kinie, przenieść go na srebrny ekran cholernie wiarygodnie i nadać tej teatralności nowego wymiaru. Ale nie o tym mowa.
Pacino - sam to przyznałeś, choć nie do końca Twoje stwierdzenie podzielam (chcę tylko wykazać spowodowany subiektywizmem brak logiki, jaki Cię dotyka) - gra teatralnie w niemal każdym filmie. Wychodzi więc na to, że inaczej nie potrafi, że jest mało wszechstronny, a w dodatku szalenie nudny.
Swoją drogą - chciałbym się dowiedzieć, co wg Ciebie znaczy ten teatralny styl gry?
3. Al Pacino - 27 widzianych przez Ciebie ról
Marlon Brando - 7 ---------- ' ' ---------------
Na jakiej podstawie twierdzisz, że Marlon zagrał mniej ról ekscentryków, skoro widziałeś prawie 4 razy więcej filmów z Pacino niż z Marlonem?
Potraktuj to, jako podpunkt a)
Bo podpunkt b) będzie pytaniem, a raczej dwoma - czy łatwiej jest zagrać Jacka Sparrowa, czy - dajmy na to, przykład z wykładu - znudzonego życiem Jana Kowalskiego, który stojąc na dachu wieżowca i zamierzając skoczyć, pyta się Boga o sens swojej egzystencji. Czyli, jakby to na algebrę przełożyć - łatwiej jest zagrać postać zwyczajną, czy postać ekscentryczną?
I pytanie nr 2 - czy naprawdę uważasz, że Marlon Brando zagrał w Na nabrzeżach postać ekscentryczną? A jeśli tak uważasz, to czy aby na pewno wiesz, czym jest postać ekscentryczna?
4. Mimika, czyli gra twarzą. Pacino zmiażdżony przez Brando. Ale, jako że emocje można wyrażać mimiką LUB ciałem, a Pacino lepiej robi to ciałem niż Brando, a Brando lepiej mimiką i głosem niż Pacino, powiedzmy, że nie przyznam w tym punkcie zwycięstwa nikomu i nie będę już odpowiadał na temat gry ciała.
5. Włącz Ojca Chrzestnego, scenę 1 - z Bonaserą - obejrzyj kilka razy, potem posłuchaj komentarzu do filmu kolejne kilka razy i napisz mi jeszcze raz, że Brando mówi nie wyraźnie. Zresztą - w dykcji nie chodzi tylko o wyraźne mówienie.
6. Słowo klucz - Herbaciarnia pod księżycem, słowo klucz - Ojciec Chrzestny, słowo klucz - Wyspa dr. Moreau
7. Znów Pacino zmiażdżony, choć w Serpico charyzmy mu nie brakowało akurat. Ale, gdzie Rzym, gdzie Krym.
8. Yyyy... A czy wiesz może, że w Ojcu Chrzestnym Brando miał mniej czasu ekranowego niż Pacino?
A, jak Brando, dostał magazynek w plecy, to pewnie modliłeś się, żeby umarł, a jego śmierć w ogrodzie nie zrobiła pewnie na Tobie żadnego wrażenia. Czyż nie?
9. Powiedzmy, że się zgadzam. Nie zapominaj jednak, kto od podstaw wykreował Don Vita.
10. Z tego, co pamiętam, na planie nie wierzył sam w siebie, a przed rezygnacją z roli - jak sam przyznał - ochroniła go tylko ojcowska ręka ... Marlona Brando.
A kto wierzył w powstanie westernu z podtekstem psychologicznym w 1961? Kto wierzył w nie praktykującego przez ponad dziesięć lat aktora, kiedy Marlon ponownie zagościł w latach 90' na ekranach kin?
A tak ogólnie - to Ty mnie teraz o wierze mówisz, czy o wczuwaniu się?
Na podsumowania za wcześnie. Jeszcze z Tobą nie skończyłem.
Pzdr.
Okropnie się rozpisałeś. :)
Pacino ma nad Brando jedną, zasadniczą przewagę - nawet w najsłabszej formie da się go oglądać. Irytował mnie w Rekrucie, śmieszył w Adwokacie Diabła, a mimo to jakoś wytrzymałem i obejrzałem te filmy do końca.
Za to z Brando sprawa wygląda ciut inaczej. Podczas oglądania Wyspy Dr. Moreau bolały mnie zęby od patrzenia na to, co "wielki Marlon" prezentuje przed kamerą. Ale to jeszcze nic. Niedawno widziałem film z nim i Matthew Broderickiem, nie pamiętam tytułu. "Widziałem" - dużo powiedziane. Wyłączyłem po jakichś 40 minutach, właśnie przez Brando. Rzadko zdarza się tak znany aktor, który potrafi swoją grą skutecznie obrzydzić człowiekowi filmowy seans. Więc to też możesz dopisać do jego "wyjątkowości".
Poza tym - nie umniejszaj wartości argumentu "jego bardziej lubię", bo jest to argument wręcz kluczowy.
Ja, na przykład, uwielbiam Nortona. I stawiam go wyżej, niż wszystkich Pacinów, De Nirów, Nicholsonów, itp. Nie dlatego, że jest lepszy pod względem
-pasji
-naturalności; prawdziwości
-wiarygodności
-wszechstronności
-mimiki
-mowy ciała
-dykcji
-swobody ruchu; poruszania się
-przykuwania uwagi widza
-kreatywności
-wrażliwości; umiejętności wczucia się
-prezencji (<- ten punkt nie jest potrzebny, tak swoją drogą, bo aktorów nie oceniamy za wygląd)
ale dlatego, że po prostu bardziej go lubię. Dlatego czekam z niecierpliwością na każdy jego film, nawet jeśli ma to być "Hulk". Lubię oglądać kolesia na ekranie, tak jak Uzi lubi Pacino. Proste?
Na forum Freemana ktoś napisał (nie zacytuję, napiszę w skrócie), że japa mu się cieszyła za każdym razem, kiedy Morgan się pokazywał. Jak dla mnie właśnie to jest wyznacznikiem klasy aktora - umiejętność wzbudzenia sympatii widza i przykucia go do ekranu samą swoją obecnością.
Brando nie szanuję i nie uważam za tego najlepszego (o czym wiesz od dawna). Nie szukam jego filmów, nie czekam kiedy nadadzą je w telewizji.
Nie dlatego, że nie podoba mi się jego
-pasja
-naturalność; prawdziwość
-wiarygodność
-wszechstronność
-mimika
-mowa ciała
-dykcja
-swobodność (swoboda winno być) ruchu; poruszanie się
-przykuwanie uwagi widza
-kreatywność
-wrażliwość; umiejętność wczucia się.
Dlatego, że kolesia po prostu nie lubię.
Z tego samego powodu uważam Pacino za lepszego aktora. I żaden argument nie będzie w stanie tego zmienić. Sądzę, że sytuacja z Uzim przedstawia się podobnie (mówię o sympatii dla Ala).
"Jeszcze z Tobą nie skończyłem." - a według mnie nie powinieneś był nawet zaczynać. :)
Pzdr.
Jeszcze jedno - poziomu/ilości (?) charyzmy zmierzyć się niestety nie da. Ale na moje oko Pacino ma jej duuużo więcej niż Brando. I mówię to całkowicie obiektywnie.
Amen.
Poprawka:
Na forum Freemana ktoś napisał (nie zacytuję, napiszę w skrócie), że *podczas oglądania "Batman - Początek"* japa mu się cieszyła za każdym razem, kiedy Morgan się pokazywał.
Przy ocenianiu, kto z dwójki Brando-Pacino, jest lepszy, mam nad Tobą jedną zasadniczą przewagę - żadnego z nich nie darzę antypatią, wręcz przeciwnie - admiracją.
Rekruta przeżyłem do końca, gorzej było z People i Know, Dr. Moreau obejrzałem tylko ze względu na Brando i obejrzałem do końca. Ty wyłączyłeś, ponieważ Marlona po prostu nie lubisz, za to, jaki był. Proste, nieobiektywne.
Twojego zachwytu nad Nortonem, nie zrozumiem prawdopodobnie nigdy, więc daruje sobie dalsze wywody na ten temat.
I Pacino i Brando mają wiele charyzmy. Ale o sile oddziaływania tego drugiego niech świadczy choćby fakt, że po wejściu do kin "Tramwaju zwanego pożądaniem" w mgnieniu oka, w modę weszły, znane wcześniej tylko amerykańskiej armii, T-shirty.
Wyspę Dr. Moreau widziałem całą, nawet dwa razy. Wyłączyłem film z M. Broderickiem, nie ze względu na osobistą antypatię w stosunku do Marlona, ale przez jego irytującą grę. Jeśli nie widziałeś tego filmu - było to coś na kształt komedii. Brando grał mafijnego bossa. Ale zamiast podejść do roli (i do siebie) z dystansem, jaki byłby wskazany w tym gatunku, on ordynarnie skopiował swoją rolę z Ojca Chrzestnego. Bez cienia dystansu, bez ani jednego "mrugnięcia okiem" w stronę widza. Miałem ochotę powiedzieć: trochę luzu Panie Brando. Zamiast tego zirytowany wyłączyłem telewizor. Proste, obiektywne.
Dalej. Może darzysz admiracją Brando i Pacino, ale tego pierwszego na pewno bardziej. Przez co Twoja ocena też nie jest tak do końca obiektywna (chociaż zdecydowanie bardziej niż moja - to fakt).
Poza tym Wasze podejście do sprawy, tj. Twoje i Uziego, do nikąd Was nie zaprowadzi. Nie da się porównać dwóch aktorów tego kalibru, stosując jakiś system punktowy (jak Uzi), albo wymieniając części składowe warsztatu aktorskiego i pisząc: "ten w tym jest lepszy, bo ja tak mówię" (jak Ty).
Nie prościej jest powiedzieć: "bardziej lubię Brando/Pacino, więc uważam że jest lepszy"? W gruncie rzeczy i tak wszystko się do tego sprowadza. Ty stawiasz na Brando, bo wolisz akurat jego. Uzi na Pacino, z tego samego powodu.
Mam nadzieję, że wyraziłem się wystarczająco jasno.
Niezrozumiały zapewne będzie też zachwyt, jaki wzbudzają we mnie Cusack, Freeman i Spacey. A to właśnie oni, do spółki z Nortonem, są (nie-telewizyjnymi) aktorami, których oglądać lubię najbardziej. Taki już mój gust. :)
Charyzma i siła oddziaływania to dwie różne sprawy. O t-shirtach słyszałem i wydaje mi się to bardzo prawdopodobne, bo nigdy nie twierdziłem, że Brando nie był postacią kultową, czy ikoną swoich czasów. Mimo to dla mnie zawsze będzie małym człowieczkiem.
A charyzmy więcej ma Pacino, tutaj zdania nie zmienię.
Dawno nie wymienialiśmy poglądów, to się rozpisałem troszkę.
Oczywiście również pozdrawiam.
"Dalej. Może darzysz admiracją Brando i Pacino, ale tego pierwszego na pewno bardziej. Przez co Twoja ocena też nie jest tak do końca obiektywna (chociaż zdecydowanie bardziej niż moja - to fakt).
Poza tym Wasze podejście do sprawy, tj. Twoje i Uziego, do nikąd Was nie zaprowadzi. Nie da się porównać dwóch aktorów tego kalibru, stosując jakiś system punktowy (jak Uzi), albo wymieniając części składowe warsztatu aktorskiego i pisząc: "ten w tym jest lepszy, bo ja tak mówię" (jak Ty).
Nie prościej jest powiedzieć: "bardziej lubię Brando/Pacino, więc uważam że jest lepszy"? W gruncie rzeczy i tak wszystko się do tego sprowadza. Ty stawiasz na Brando, bo wolisz akurat jego. Uzi na Pacino, z tego samego powodu.
Mam nadzieję, że wyraziłem się wystarczająco jasno."
To samo mówiłem na początku, opierając się tej czasochłonnej polemice ;]
Ale, Ja to tak obrócił , że wygląło na moją porażkę, a Tego nie chciałem ;].
Nie widziałem tego filmu z Broderickiem. Ale wiesz - w końcu o roli aktora decyduje reżyser, nie? Ale film obejrzę, wtedy pogadamy. Teraz się nie wypowiem.
Fakt - nierównomierna jest moja sympatia dla obu panów. Ale nie rzucam argumentami pokroju "jest lepszy, bo go lubię". Sorry @Uzi - nic osobistego w Twoją stronę, po prostu to wynikało z Twoich pierwszych postów (w przyszłości liczę na większą dawkę solidnego obiektywizmu).
Co do porównań - oczywiście masz słuszność. Nie ma to jednak, jak dobra, zdrowa kłótnia. Sam coś powinieneś o tym wiedzieć, mimo że my najczęściej się z sobą zgadzamy. A @Uzi i tak kiedyś będzie wielbić Brando, jak ja - wiem to.;-)
Admiracja w stosunku do Spaceya jest całkiem uzasadniona. Toż to jeden z najlepszych aktorów w historii kina ( i nie ma w tym, ani nuty przesady). Szkoda tylko, że ostatnio ról dla niego nie robią - gniot za gniotem w filmografii.
A dla mnie Brando zawsze będzie wielkim wzorem do naśladowania. Nie tylko, jako aktor. Aczkolwiek u Pacino też jest, co cenić - nigdy nie miał żony - bardzo, bardzo mądry człowiek (o ile nie jest gejem, to zmieniałoby nieco postać rzeczy;-)).
I ja również zdania nie zmienię. Brando jest lepszy. Basta. Ha, a miej na uwadze, że za mną stoi horda fanek Johnny'ego Deppa. W końcu Marlon zagrał z nim w dwóch filmach. To już jest solidny argument.;-)
Pzdr.
Oj nie wydaje mi się, żeby jakikolwiek reżyser miał coś do powiedzenia, pracując z aktorem o statusie Brando. Tak wielkie gwiazdy same wybierają sposób, w jaki będą w danym filmie grać, a zmuszane do czegokolwiek potrafią się na film wypiąć (jak Vince w Ekipie, na Aquamana II :)) Myślę, że Brando sam podjął decyzję o powtórzeniu roli z Ojca Chrzestnego. Błędną decyzję. Zresztą, kiedyś zobaczysz sam i ocenisz. Ja tego filmu nie polecam.
Nie rzucasz takimi argumentami, ale wiele z tych, które podajesz, wynikają bezpośrednio z sympatii dla Marlona. Samą dyskusję pewnie też podjąłeś ze względu na porównanie Pacino akurat do Brando. Gdyby Uzi napisał, że Pacino jest lepszy od (dajmy na to) De Niro, a Ty uważałbyś inaczej, to mimo wszystko nie sądzę, żebyś tak zaciekle bronił swojego faworyta.
Nie żebym miał coś przeciwko Waszej wymianie zdań. Dobra kłótnia nie jest zła. Jak zauważyłeś, coś o tym wiem. :)
Spacey jest genialny, przynajmniej tu się zgadzamy. Ale co złego powiesz o Freemanie, z którym w Se7en stworzyli jeden z najlepszych duetów, jakie widziałem na ekranie? Jak dla mnie obaj zasłużyli za ten film na Oskary. Freeman za pierwszoplanową, Spacey za drugo-. Bo w 7 Morgan w niczym nie ustępował Kevinowi, a może i nawet był lepszy.
Jeśli chcesz narobić dzieci, wypiąć się na większość z nich, a jedną z córek doprowadzić do samobójstwa, to proszę bardzo, niech Ci Brando będzie wyrocznią. :)
Pacino jest w porządku. Widziałem z nim kilka wywiadów, wyglądał na skromnego i sympatycznego gościa. Poza tym nie lubi Hanksa (zresztą nie on jeden w Hollywood) i uważa go za słabego aktora. Za to ma u mnie wielkiego plusa. Z Marlonem ma sporo wspólnego. Jeden i drugi swego czasu zbankrutował, pomimo ogromnych pieniędzy za filmy. Brando, z tego co mówiłeś, ratował syna przed pierdlem. Pacino po prostu żył ponad stan, co przy takich zarobkach wydaje się niemożliwe.
Fanki Depp'a? Dawaj. Załatwię je, jedna po drugiej. :)
Stawiam, że dla fanek Jacka Sparrowa Marlon Brando to jakiś stary dziadek, który w czymśtam kiedyś zagrał. Na ich poparcie bym nie liczył. Ale na wszelki wypadek Depp'a się nie czepiam. Już mnie i tak pół filmwebu nienawidzi za śmianie się z Wentyla, Prison Break'a i Hanksa. ;)
Pozdrawiam, ponownie.
Wiesz, Twoja wypowiedź to w gruncie rzeczy jest oparta na mojej, i nic nowego nie wniosłeś poza czepianiem się konkretnych punktów. Skoro tak ma być..
Ja, tak naprawdę rozmowę nawiązać mogę tylko odnośnie pasji i teatralności (wspomnę jeszcze o ekstrawagancji), ponieważ reszta to sorry, ale nie jest merytoryczna, tylko po prostu głupie czepianie się. Rozmawiamy poważnie, a Ty miejscami chyba ze mnie kpisz ;]
Na początek. Co to ma znaczyć, że odrzucasz konkretne i dobrze rozpisane argumenty? Jak już Cris wspomniał kwestia "To coś, co pozwala aktora lubić" jest bardzo ważną kwestią, TYMBARDZIEJ, że poruszam w niej sprawę wdzięku Pacino. Wdzięk Pacino, czy też właśnie prezencja to kluczowe aspekty dominacji tego aktora (obok teatralności). Czy Pacino wygłaszający monolog z twarzą Mroczka, to byłby ten sam Pacino? Wdzięk to oczywiście nie sama twarz, ale postawa, zachowanie; szereg bardzo istotnych cech, które w grze aktorskiej nie sposób przeoczyć.
Cris, podobnie ma się rzecz z prezencją;] Nietrafna Twoja teza. Oj, nietrafna. Przecież wygląd to bardzo istotna kwestia jest, a poza tym prezencja to znowuż jest szereg innych jednakowoż ważnych podmiotów;]
1. Skoro zgadzasz się, że Pacino ma pasję i kocha grać to bardzo się cieszę :]. Brando. Nie powiedziałem, że gra bez pasji. Jednak on zaangażowania i miłości do kina, Pacino, na prawdę może pozazdrościć ;]
Argumenty? Pacino, jak również powiedział Cris, jest "oglądalny" we wszystkich produkcjach. Brando natomiast spośród tych 8. widzianych przeze mnie ról rewelacyjnie zagrał tylko w czterech. Reszta to przeciętne, jeżeli nie słabe role. Poza tym w latach 90. chwytał się każdego gniota dla kasy, czy to jest pasja? Raczej pogoń za pieniądzem ;]
2. Bzdura. Bzdura. Bzdura. Bzdura. Bzdura. To ma być merytoryczna odpowiedź?
Teatralność to jest cholerna zaleta. Dlaczego? Dlatego, że jest cholernie mało aktorów, którzy grają teatralnie (i jednocześnie wiarygodnie). Warto od czasu do czasu zasmakować innych wymiarów kina, nieprawdaż? Pacino jest mistrzem w tej dziedzinie, i grzechem byłoby pominąć ten jakże istotny aspekt jego gry.
Czym jest teatralność? Sprawdzasz mnie?
Mógłbym pisać jakieś brednie z wikipedii, ale powiem Ci co ja myślę:
Teatralność jest to uwypuklanie; podkreślanie cech ludzkich, mająca na celu zrozumienie przez widza (nawet bez słów) zamiarów aktora. Przykład: Zamiast krzyknąć, on wrzaśnie; zamiast płakać, szlocha.. itd.
3. Co ma ilość widzianych przeze mnie ról Pacino, do Brando? Chcesz pokazać zbędny kontrast?
a) Zależy. Dla jednego prościej zagrać dziwaka, a inny będzie z łatwościa odgrywał sceny z życia wzięte.. Głupie pytanie.
b) Wiesz dlaczego dodałem to Na nabrzeżach? Właśnie, aby złagodzić wspomniany kontrast. Wszak nie jest to rola stricte ekstrawagancka, to zwykła też nie. Mówiąc, że postać Terry Malloy'a to zwykła postać, umniejszaasz trochę wartości filmu. Przecież postać grana przez Brando niemalże kontrastuje z zarysowanym przez reżysera społeczeństwem. Dziwakiem, czy jakimś innym wyjątkowym tworem on nie jest. Zgoda. Ale przykład jak najbardziej na miejscu.
5,6,7,8,9 tralala.
10. "Z tego, co pamiętam, na planie nie wierzył sam w siebie, a przed rezygnacją z roli - jak sam przyznał - ochroniła go tylko ojcowska ręka ... Marlona Brando."
I co z tego? Jakieś konkretne wnioski? Nie obchodzą mnie sytuacje z życia prywatnego aktorów, tylko to co pokazał na ekranie.
"A tak ogólnie - to Ty mnie teraz o wierze mówisz, czy o wczuwaniu się?" To niech będzie przykład Twojego czepiania się. Każdy wie o czym piszę, nie zgrywaj się..
Cris, ogólnie po całości się z Tobą zgadzam, aczkolwiek z tą prezencją to zbyt powierzchownie potraktowałeś.
Pozdrawiam.
Ja, Najważniejsze: założeniem tej dyskusji niech będzie czysta koleżeńska wymiana poglądów; tak jak rozmawiasz z Crisem. Nie starajmy się sobie dogryźć. Ja Ciebie szanuję i nie chcę aby nasze stosunki na fw uległy zmianie po tej dyskusji.. :]
Z @Crisem też sobie dogryzamy, jak nie osiągamy konsensu. Nie bój Ty się, my po prostu wymieniamy poglądy.
A kto rozpoczął dyskurs? Ja? Ja tu tylko dodałem parę wątków, których skomentować oczywiście nie raczyłeś.
Nie broń mi się tu Crisem, bo się gubisz, jak Kwachu w debacie z Pułtuskiem. "To coś, co pozwala aktora lubić" może pozwolić Ci na wepchnięcie go do ulubionych, nie jest jednak żadnym argumentem w kwestii samego aktorstwa. Zacznij rozróżniać te dwie sprawy.
No, czepiam się - a jak mam się nie czepiać, skoro Ty mi tu z takimi "argumentami", jak teatralność wyjeżdżasz? I będę się czepiać dalej, bo zaczynasz się wymigiwać od odpowiedzi.
"Ojciec Chrzestny, Czas apokalipsy, Superman, Appallosa, Odważny, Rozgrywka, Tramwaj.., Na nabrzeżach." To te filmy z Brando ponoć widziałeś.
Jeżeli uważasz, że 4 z tych ról to rolę średnie/słabe, to zaczynam powoli wątpić, czy rozróżniasz poziom filmu od poziomu gry aktorskiej w filmie.
Rzeczywiście, role w Odważnym i Rozgrywce, to żadna rewelacja. Ale stwierdzenie, jakoby były słabymi, to po prostu gruba przesada.
Które to są te konkretne i dobrze rozpisane argumenty? Tonacja głosu, teatralność, wyrażanie emocji, czy to "coś, co pozwala aktora lubić". Nie bądź śmieszny @Uzi, bo ta rozmowa traci sens.
A teraz punkty:
1. Już mu raczej niczego Brando nie pozazdrości. I wątpię, by kiedykolwiek to robił. Bo - mimo że w życiu prywatnym Brando odżegnywał się przed miłością do aktorstwa - to na ekranie bynajmniej nie było tego widać.
2. Jeżeli nie spełniam Twoich merytorycznych oczekiwań, mistrzu argumentu, to bardzo mi przykro.
Co do samego punktu:
Umiejętność zagrania Requiem Mozarta, na elektryku, przez członka grupy Behemot jest cholerną zaletą. A to dlatego, że jest cholernie mało heavy metalowców, którzy potrafią to zrobić. Warto od czasu do czasu zasmakować innych wymiarów kina, nieprawdaż? Gitarzysta Behemota jest mistrzem w tej dziedzinie, więc grzechem by było pominąć ten aspekt jego gry.
To może trochę zbyt drastyczny przykład, ale dla samego zobrazowania, co w trawie piszczy, akuratny. Chcesz pooglądać teatralny styl gry, idź do teatru lub zrób sobie w pokoju ołtarzyk i oglądaj w kółko Zapach kobiety.
Sam się wkopałeś. Napisałeś "od czasu do czasu". Pacino gra teatralnie w nieomal każdym swoim filmie, Brando zrobił to kilka razy i co najmniej tak dobrze, jak Pacino.
Obejrzyj sobie raz jeszcze Serpico, by potem zobaczyć Na nabrzeżach (postaci budowane na podobnych łukach emocjonalnych, obie zagrane w teatralny sposób) lub obejrzyj raz jeszcze Ojca Chrzestnego i powiedz mi, kto zagrał tam lepiej.
Jeżeli naprawdę uważasz, że teatralność polega na eksponowaniu cech odgrywanej postaci, to - proszę raz jeszcze - idź do teatru.
3. Nie, chcę pokazać fakt, że mówisz, że Pacino miał więcej ról ekscentryków, nie mając odpowiedniej wiedzy, by to stwierdzić (możesz najwyżej stwierdzić, że Pacino miał więcej ról ekscentryków w 27 filmach niż Brando w 7, czy tam 8).
a) To nie tak, jak mówisz. Znacznie łatwiej jest zagrać ekspansywnie, jakąś niecodzienną postać niż szarego, zwykłego człowieczka. Przeprowadź doświadczenie, a przekonasz się sam. Ekscentryk nieomal zawsze wyjdzie wiarygodnie, albowiem jest kimś oryginalnym, a wówczas wiarygodność nabiera nowego wymiaru. Zagrać wiarygodnie jakiegoś szaraczka, to wyzwanie.
b) Nie na miejscu. Nie gra postaci oderwanej od rzeczywistości, gra zwykłego prostaka, byłego boksera, który przeciwstawia się rządzącemu światem prawu tylko dlatego, że wywiera się na niego wpływy. To, jak najbardziej postać zwykła, stereotypowa, których w kinematografii, jak na lekarstwo. Jedyną taką rolę Pacino miał w Strachu na wróble. Za tą rolę (nie za sam film) należy mu się ukłon po same kolana.
10."Nikt w niego nie wierzył, a on przeciwstawił się wszystkim, zagrał po swojemu i osiągnął sukces."
"Z tego, co pamiętam, na planie nie wierzył sam w siebie"
Pojemaje, czy nie pojemaje?
Pozdrawiam.
PS - A co do prezencji - obejrzyj film z Kinskim.
Przepraszam, że się wtrącam - Wasza dyskusja jest pasjonująca. Czytam, czytam i na argumenty obydwaj jesteście niemożliwi. Wydaj mi się, podkreślam słowo "Wydaje mi się" że krytycy filmowi ustawili by to tak:
Marlon Brando
Robert DeNiro (chociaż nie ma tu o nim mowy)
Al Pacino
Ale oni też mogą się mylic, a własne zdanie może miec każdy.
No widzisz i tu problem. Widziałam "Tramwaj......" no i wiadomo, że to wspaniały film z wielką rolą Marlona. Rzeczywiście , pamiętam też to słynne zdjęcie z koszulką...
ale mi jakoś Al bardziej przypadł do gustu. I może właśnie sama robię błąd bo kieruje się sympatią. Brando - również wiadomo, że atut urody niewątpliwie posiada. Jednak Al ma to coś oprócz talentu , co mi sie podoba. Zauważyłam, że lubię aktorów mających wyrazistą mimikę, a miny Ala np. z "Gorączki" pamiętam cały czas.
I może to zabrzmi śmiesznie bo np. wiadomo, że np. Nicholson to od lat wielki aktor, ale bardzo, go polubiłam kiedy w "Infiltracji" zrobił szczura. No to było arcymistrzostwo - ta scena????????
Trudno po prostu arcytrudno to racjonalnie wytłumaczyc, dlaczego akurat woli się jedną gwiazdę od drugiej.................
No wytłumaczyć dlaczego jednego aktora, bardziej lubisz od drugiego jest akurat bardzo prosto. To zrobiłem w swoich pierwszych postach. Później jednak pisałem dlaczego uważam go za lepszego - i to było bardzo trudne. Szczerze, mój sposób z tymi podpunktami jest nietrafiony.. Ale cóż. Nie czas i miejsce na samokrytykę ;]
Pozdrawiam.
Ja zawsze myślałem, że teatralność to taka wyrazistość, przesada. Nie o to chodzi?? Wytłumacz mi to. To by znaczyło, że widzę u Pacino teatralność, a nie wiem co to jest... co najmniej dziwne ;]
1."to na ekranie bynajmniej nie było tego widać." A, wiesz, że się zgadzam? Tylko wciąż uważam, że Pacino ma większą pasję. Ma, nieprawdaż?
2."mistrzu argumentu, to bardzo mi przykro" Rozumiem, że to taka bardzo brzydka kpina jest..
3. a)W sumie też tak uważam. Ale to zależy ;]. Dobrze napisałem. Myślę, że znajdziemy aktora, któremu prościej zagrać szaraczka..
3. b)Ok.. nie był postacią ekstrawagancką. Ale nie przechodźmy z jednej skrajności w drugą. Zwykły też nie był. Zwykli byli ludzie, którzy bali się oskarżać mafię, którzy chowali się w tłumie.
10. No, tak... Wiesz, że cytat z mojej wypowiedzi jest bliższy prawdzie? Mianowicie on pewny siebie, oczywiście nie był.. przecież to JEGO 2 film był. Jednak moje zdanie: "Nikt w niego nie wierzył, a on przeciwstawił się wszystkim, zagrał po swojemu i osiągnął sukces." jest zgodne z prawdą. To siebie nie wyklucza.. Ani trochę. Pojemaje? ;]
Skoro się wymiguję od odpowiedzi, to odpowiem (na przekór;-))
5. Oczywiście, że w dykcji nie tylko o wyraźne mówienie chodzi. Mnie właśnie bardzo podoba się dykcja Brando. Myślę, że wiesz o co mi chodzi ;] Jednak widzisz Pacino też niczego nie zarzucisz.. I dlatego Twój argument jest bez sensu. Wmawiasz mi coś o czym wcale nie myślę, a o Pacino nic nie powiesz. Dykcja jest bardzo mocną stroną Pacino. Mocną stroną Brando niech bęędzie specyficzny wydźwięk. Tak jak u Pacino cenię teatralność; u Brando cenię jego "dźwięk;]".
6. Słowo klucz. Hmm..
7. Charyzma - nie ma o czym gadać, bo ja wyższość przyznałem Brando (na przekór;-))
8. Wiem. Wiem, że miał mniej. A wiesz, że Brando dostał oscara za rolę pierwszoplanową? (Równie idiotyczne pytanie ;]). Paradoks.
9. Zgadzasz się. To super, tylko tak zamieszałeś, że nie wiem odnośnie jakiego punktu, ale to małe piwo. Grunt, że w 3 argumentach się zgadzasz. Sukces;]
10. Odpowiadałem, prawda?
Pozdrawiam.
Łączę posty. Będzie czytelniej.
Odnośnie postu "Ja", z 18 października 2007 17:30 :
Ja zawsze myślałem, że teatralność to taka wyrazistość, przesada. Nie o to chodzi?? Wytłumacz mi to. To by znaczyło, że widzę u Pacino teatralność, a nie wiem co to jest... co najmniej dziwne ;]
1."to na ekranie bynajmniej nie było tego widać." A, wiesz, że się zgadzam? Tylko wciąż uważam, że Pacino ma większą pasję. Ma, nieprawdaż?
2."mistrzu argumentu, to bardzo mi przykro" Rozumiem, że to taka bardzo brzydka kpina jest..
3. a)W sumie też tak uważam. Ale to zależy ;]. Dobrze napisałem. Myślę, że znajdziemy aktora, któremu prościej zagrać szaraczka..
3. b)Ok.. nie był postacią ekstrawagancką. Ale nie przechodźmy z jednej skrajności w drugą. Zwykły też nie był. Zwykli byli ludzie, którzy bali się oskarżać mafię, którzy chowali się w tłumie.
10. No, tak... Wiesz, że cytat z mojej wypowiedzi jest bliższy prawdzie? Mianowicie on pewny siebie, oczywiście nie był.. przecież to JEGO 2 film był. Jednak moje zdanie: "Nikt w niego nie wierzył, a on przeciwstawił się wszystkim, zagrał po swojemu i osiągnął sukces." jest zgodne z prawdą. To siebie nie wyklucza.. Ani trochę. Pojemaje? ;]
Odnośnie postu "Ja", z 17 października 2007 23:03 :
Skoro się wymiguję od odpowiedzi, to odpowiem (na przekór;-))
5. Oczywiście, że w dykcji nie tylko o wyraźne mówienie chodzi. Mnie właśnie bardzo podoba się dykcja Brando. Myślę, że wiesz o co mi chodzi ;] Jednak widzisz Pacino też niczego nie zarzucisz.. I dlatego Twój argument jest bez sensu. Wmawiasz mi coś o czym wcale nie myślę, a o Pacino nic nie powiesz. Dykcja jest bardzo mocną stroną Pacino. Mocną stroną Brando niech bęędzie specyficzny wydźwięk. Tak jak u Pacino cenię teatralność; u Brando cenię jego "dźwięk;]".
6. Słowo klucz. Hmm..
7. Charyzma - nie ma o czym gadać, bo ja wyższość przyznałem Brando (na przekór;-))
8. Wiem. Wiem, że miał mniej. A wiesz, że Brando dostał oscara za rolę pierwszoplanową? (Równie idiotyczne pytanie ;]). Paradoks.
9. Zgadzasz się. To super, tylko tak zamieszałeś, że nie wiem odnośnie jakiego punktu, ale to małe piwo. Grunt, że w 3 argumentach się zgadzasz. Sukces;]
10. Odpowiadałem, prawda?
Pozdrawiam.