Rola nieco krótka,ale jakże epicka,i wymowna.Doskonale stworzył kreacje Ojca kirka.Poświecenie oraz Pożeganie naturalnie emanowało z jego grubego głosu i ciekawej gestykulacji.Z zimno krwia przedstawił czlowieka rozdartego wewnetrznie przed obliczem śmierci,oraz wyznaniem najszerszych uczuc wgledem małżonki.Scena z jego udzialem uplasowała sie na samym poczatku najlepszych scen w Star Treku....
Wszystko swietnie, tylko ze zarowno aktor jak i cala ta pseudoromantyczna i pseudoheroiczna scena sa wlasnie najslabsze w calym filmie. Tym bardziej, ze tego typu dramatycznych momentow FINALOW nigdy nie wstawia sie na sam poczatek filmu! Hitchcock'owskie "trzesienie ziemi" zupelnie by wystarczylo, zamiast tej calej niepotrzebnej blazenady.
A jedyne co Kirk-ojciec przekazal Kirkowi-synowi to bycie zupelnie nijakim na ekranie.
"tego typu dramatycznych momentow FINALOW nigdy nie wstawia sie na sam poczatek filmu!" - co za BZDURA! Bo co?! Bo ty tak powiedziałeś? Eksperymentować można na różne sposoby i skoro reżyser miał taki zamysł to chwała mu za to, że nie opiera się na sprawdzonych pomysłach.