JACK NICHOLSON całe życie pracował na trzy Oscary. HENRY FONDA otrzymał dopiero pod koniec życia, a RICHARD BURTON nigdy. Tymczasem Walc ma już dwa. FASSBENDER nadal bez nominacji. Błaznowanie zawsze wychodziło Akademii najlepiej.
Bez Oscara również tacy giganci aktorstwa jak np.
- OLDMAN
- R. FIENNES,
- TIM ROTH
- MALKOVICH
- NOLTE
- DEPARDIEU
- O'TOOLE,
- SELLERS,
- OLIVER REED
i wielu innych, większych aktorów niż Walc.
Walc, oddawaj swojego Oscara HOFFMANOWI za "Mistrza"!
Aż strach pomyśleć, co będzie, gdy Waltz zostanie nominowany po raz trzeci...
To marne, próbujące (słowo klucz) grać uczuciami widza dziełko jest lepsze od "Argo"? No raczej nie :) O "Nędzników" się spierać nie będę, nienawidzę musicali.
No, też nie jestem fanem ani "Bestii..." ani "Nędzników", ale moim zdaniem "Argo" jednak mniej ciekawe, bardziej wtórne i przewidywalne od "Bestii...". Ale co kto lubi. :P
Wiesz co ci powiem? Że w Hollywood chciałbym nakręcić tylko dwa filmy na swoich własnych warunkach, rozprawiające się w sposób bezceremonialny z mitem Dzikiego Zachodu. Generalnie, gdybym miał kręcić, to wyłącznie w Europie. Hollywood się kończy. Niektórzy tego zdają się nie dostrzegać. Przecież obecnie w Hollywood pracuje tylko jeden (sic!) świetny reżyser, reszta to buraki idące na łatwe kompromisy i liżące tyłki amerykańskich widzów.
Bo pan tak opowiadasz o tym Hollywood, że mam wrażenie, że chcesz pan je zmienić, bo się nie da.
W jakim chciałbyś kraju pracować?
I kim jest ten jeden świetny reżyser, bo aż jestem ciekaw? Michael Bay? :D
Nie wiem w jakim kraju, to byłby koprodukcje. Na pewno Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Włochy... Połączone siły. Musiałbym uciekać z Polski, tutaj ciężko kręcić na poziomie. Polański o tym wiedział.
Paul Thomas Anderson jako jedyny mierzy bardzo wysoko. Gdyby to były lata 70. w Hollywood, to zaraz inni poszliby w jego ślady, a że mamy takie czasy, jakie mamy, to okazuje się, że nikt nie bierze z niego przykładu. Bo i po co? Film, to biznes i musimy zarobić kupę szmalu.
Fakt, PTA kręci rzadko, ale kręci wspaniałe filmy, z których trzeba brać przykład.
(Czekam na odpowiedź na forum Day-Lewisa).
a co to ma do rzeczy ze oni nie mają Oscara? To znaczy ze Akademia ma nie doceniac innych? 'Sorry Christoph, ale nie dostaniesz Oscara bo Ralph Fiennes go nie ma' 'I za bardzo sie zblizasz z Oscarami do Nicholsona, więc mimo genialnej roli nie dostaniesz statuetki'
Do Nicholsona, to on się nie zdoła zbliżyć i za 500 lat. A Fiennes rzeczywiście o niebo wybitniejszy niż Walec drogowy.
I w związku z tym co? Jak dla mnie nie są wybitniejsi niż on, chociaz to nie ma nic do rzeczy. Uważam że Waltz slusznie dostal te dwa Oscary.
Fiennes o niebo wybitnieszy od Waltza?:) Zaraz ze smiechu umre. To ktore role Finnesa sa o niebo wybitniejsze od np roli Landy w Bekartach?:)
Synku, rozumiem, że twa przygoda z kinem jest stosunkowo krótka, ale to nie oznacza, że każdy ma się podniecać na widok Waltza wpie*dalającego strucle w "Bękartach".
Fiennes, to trzy Oscary, jak w banku: "Lista Schindlera", "Angielski pacjent", "Pająk". Każda z tych ról zupełnie inna, inaczej zagrana, a na dodatek po mistrzowsku. Oldman z kolei ostatnio się załapał za "Szpiega", ale w balona został zrobiony. Zresztą w tamtym roku ktoś inny o wiele bardziej zasłużył. Tymczasem nie otrzymał nominacji. Ale poczekajmy na "The Counselor", może teraz się uda. Bo w tej chwili jest aktor, który może zmiażdżyć Day-Lewisa, ale niestety jest notorycznie olewany przez Akademię.
w 1994 roku zarowno Fiennes jak i Malkovich zasluzenie przegrali z fenomenalnym Tommy Lee Jonesem w Sciganym
And the Oscar for The Best Joke goes to.... lerman89
Tommy w Ściganym pokazał mniej więcej tyle co Van Damme, Steaven Seagal w swoich bójko-filmach. Dodam tylko, że za takie występy nie przyznaje się (zasłużenie) nawet nominacji.
Poprawiłeś mi humor na koniec weekendu!
Fiennes w "Liście Schindlera" stworzył jedną z najlepszych kreacji w historii kina, a ty nie dość, że porównujesz go do Tommy Lee Jonesa w "Ściganym" (TLJ ma lepsze role na koncie - w "Trzech pogrzebach..." m.in) to jeszcze piszesz, że był gorszy!
Nie każdy musi mieć takie zdanie jak Ty. I nikt nie "podnieca się" Waltzem dlatego, że JADŁ w Bękartach strucle.
zgadzam się , że Fiennes czy Malkovich i inni zasługują, dlatego odpuściłam sobie przeżywanie oscarów, czy ktoś kto zasługuje go dostanie czy nie , OSCARY NIE SĄ ŻADNYM WYZNACZNIKIEM . kropka. a Waltz rolą w Django zasłużył .
Roth jest świetny, ale poza Nicholsonem, Fondą, Burtonem, Fassbenderem, Oldmanem, Fiennesem, Malkovichem, Noltim, O'Toolem, Sellersem, Depardieu, Reedem, Hoffmanem, to reszty z tej listy nie kojarzę
Oscar to nagroda bezpodstawna. Kilku ludzi wybiera aktorów wg. własnych preferencji, żałosne. Jeśli byłbym szanującym się i tak "wyróżnionym" aktorem, to przyjąłby tę nagrodę dla czystej komerchy i świętego spokoju.
Kilku? Swoją drogą to między innymi aktorzy są głosującymi w akademii, a trudniej połechtać kogoś bardziej niż nagrodą "od swoich".
A według jakich preferencji mają wybierać? Cudzych?
Oj tam, oj tam. Waltz nie pokonał żadnego z wymienionych przez Ciebie aktorów, no, z wyjątkiem Hoffmana (który moim zdaniem wypadł gorzej od Waltza, ale to moja skromna opinia), więc co ma piernik do wiatraka? :)
Akurat w latach, w których był nominowany - był najlepszy. Miał szczęście, że nie miał silniejszej konkurencji, że był bardzo dobry i że Akademia chciała go nagrodzić. A Ci inni po prostu szczęścia nie mieli. Podobnie, jak np. Richard Burton, James Dean (który miał dwie nominacje pośmiertne i teoretycznie mógł coś pośmiertnie wygrać), Cary Grant itp. itd.
Cóż. Życie.
Oscary od dawien dawna mnie nie kręcą. Wolę patrzeć na inne nagrody. Jeżeli chodzi o Waltza to hm... pierwszy Oscar- ok. Moim zdaniem super rola. Natomiast drugi Oskar- miło, sympatycznie, tworzył dobre tło z Foxxem,ale...nikt mi chyba nie zaprzeczy,że ekran rozwalił duet DiCaprio i L.Jacksona. Ok, ktoś może się nie zgodzić- DiCaprio i Oskar. Ja będę stać murem i głosić,że ten facet ma taki potencjał i tak się rozwija aktorsko jak niemało który aktor. A za Wilka mu się Oskar nie należał. Nadal mi przykro,że to film jednego z moich ulubionych reżyserów( może warto pomyśleć już o emeryturze?) . Ogólnie w tym roku Oskary to była kupa śmiechu (o ile od dłuższego czasu tak nie jest)- byle by nie mówiono,że są rasistowskie i nietolerancyjne . Np. Oskar Leto,czy pani Lupity (dziewczynki, która dopiero zagrała w swoim pierwszym filmie,a tu hop i Oskar spada z nieba). I Oskar dla Woody'ego- żeby się przypadkiem nie obraził.
Odbiegłam od tematu. Zgadzam się,że wielcy aktorzy nie mają wcale,albo za mało tej nagrody. Nicholson- który w ogóle otrzymał statuetki jeszcze za te "słabsze role"(Oczywiście oprócz "Lotu..."). Gdzie jest się pytam "Lśnienie", albo "Chinatown"? Nie porównywałabym jednak dobrych aktorów z Waltzem. To są błędy Akademii akurat na przestrzeni nominacji i nagrody w danym roku. Tak bym oceniała.
Myślę,że nikt się nie obrazi jak dodam kilka nazwisk do MOJEJ listy niedocenianych:
Norton
Phoenix
Sam Rockwell ( dokładnie chodzi mi o "Zieloną Milę", uważam,że on powinien dostać nagrodę Duncana)
No i oczywiście Samuel L. Jackson (SŁUCHAM?)
I czekam na Oskara wspomnianego Fessbandera- facet jest genialny w każdej roli.