Christopher NolanI

Christopher Jonathan James Nolan

8,7
30 828 ocen pracy reżysera
powrót do forum osoby Christopher Nolan

Który w żaden sposób nie wpłynął na kino, nie ukształtował kina. I przecież wiadomo, że nigdy nie będzie w stanie tego zrobić, ponieważ liczy tylko na kasę i wciąż pieczołowicie liże tyłki szefom Warner Bros. (teraz jako producent i zbawca "Supermana"). Nolan, wierny piesek hollywoodzkiego systemu.

4. Nolan


A za Nolanem-Midasem, zamieniającym wszystko w tandetę:

5. FRANCIS FORD COPPOLA

6. AKIRA KUROSAWA

7. GEORGES MELIES

8. FRITZ LANG

9. WOJCIECH HAS

15. INGMAR BERGMAN

45. MARTIN SCORSESE

49. MICHAEL HANEKE

52. ALFRED HITCHCOCK

68. JOHN HUSTON

74. FEDERICO FELLINI

83. ANDRIEJ TARKOWSKI

84. SERGIO LEONE

96. FRED ZINNEMANN

119. MICHELANGELO ANTONIONI

221. LUCHINO VISCONTI

233. ROMAN POLAŃSKI

136. DAVID LEAN

151. DAVID LYNCH

CHARLES CHAPLIN - BRAK PROFESJI REŻYSER (SIC!)

ORAZ słusznie nie pozostawiający suchej nitki na Nolanie - DAVID CRONENBERG, miejsce w tej chwili 283 (średnia z 8,6 na 8,4 tylko za to, że powiedział szczerą prawdę na temat nolanowskich filmideł).

Ci Panowie są bogami kina. To oni stworzyli kino swoimi wybitnymi filmami. Nie petit-maitre Nolan bez wizji.

A patrząc na komerchę i dozgonną miłość nieobytych widzów, również i oni wypadają w rankingu słabiej od totalnie sflaczałego Nolana:

16. David Fincher

43. Quentin Tarantino

87. Ridley Scott

STEVEN SPIELBERG - BRAK PROFESJI REŻYSER (SIC!)

Tymczasem najlepszy obecnie młody reżyser amerykański, Paul Thomas Anderson, którego filmy mają coś ważnego do zakomunikowania widzowi, zawszę są bezkompromisowe i szczere, zajmuje w rankingu odległą pozycję numer 155. Nolan za 100 lat nie doścignie Andersona. Po prostu nie ma talentu.

Dzieje sie coś bardzo złego. Jeszcze trochę i ta reżyserska miernota, Nolan, zaatakuje pozycję Kubricka. Niby nic takiego, a jednak coś niepokojącego.

użytkownik usunięty
La_Pier

Trudno się nie zgodzić. Nolan ala wystawna pierdołka ala mroczny batman ala genialna incepcja ala nowatorskie memento ala zaskakujący prestiż.
Christopher to nic innego jak pieszczotka dla mało wymagających widzów - nie skłania do refleksji, nawet nie próbuje dać czegokolwiek godnego refleksji, nic, zupełnie nic. Ridley Scott w swoim pseudo-ambitnym "Gladiatorku" przynajmniej próbował pokazać, że film ma jakąś głębie poprzez słynne już ujęcia jak np. dłoń falująca w zbożu. Nolan nawet tego nie potrafi zrobić, jedyne co robi to papki pełne pieniędzy, które lecą w głównej mierze na efekty specjalne, zdjęcia, dźwięk i montaż. Prawdziwy z niego artysta.
Tacy reżyserzy jak Polański, Kubrick czy Hitchcock przy minimalnym nakładzie środków potrafili zrobić prawdziwe arcydzieła, a Nolan z setkami milionów robi tylko kupy.

Ta dłoń falująca w zbożu została powielona w setkach innych filmów. To tylko świadczy o klasie Ridleya, że nawet w tak infantylnym "Gladiatorze" miał kilka niezłych momentów.

Nolan jest do niczego nawet z budżetem 350 mln $ nie zdołałby wyczarować scen akcji wgniatających widza w fotel. Zastanówmy się przez chwilę, przecież Nolan nawet nie wie jak epicko pokazać finałową konfrontację. Kłania się "Mroczny Rycerz" - to co miał najlepsze czyli starcie Batman - Joker na ulicy, władował w środek filmu, a w finale jedynie na co go było stać, to okrutna zżynka z pierwszego "Batmana" Burtona czyli Joker-Ledger na dachu dyndający. Taki z Nolana wielki wizjoner.

"Memento" niby film ambitny, uwaga - będzie tajemnicze dla dzisiejszego Nolana słowo - artystyczny (i tak dalej). I co z tego wynika? Nic. W pierwszym lepszym filmie Hitchcocka lub De Palmy jest więcej zagadki i suspensu. Napluć do piwa a następnie wypić - ah, ta nolanowska subtelność. Cronenberg i Verhoeven bledną.

użytkownik usunięty
La_Pier

"Jest więcej zagadki i suspensu" To w "Memento" był w ogóle suspens jakiś?

Miał być, ale Nolan całą historię tak skonstruował, że nie było. Ani to przejrzysty dramat psychologiczny ani pierwszorzędny thriller. Nie wiadomo co i jak. To znaczy wiadomo, bo pod koniec wiele kwestii zostaje zasugerowanych, ale oczywiście całe "Memento" zmierza donikąd, zupełnie jak Leonard w swoich nieustających dociekaniach. Ktoś powie: bo o to właśnie chodzi. Ja odpowiem: nie wracaj już nigdy więcej w te strony. Takie hasło reklamowe powinno widnieć na plakatach "Memento".

użytkownik usunięty
La_Pier

Memento wyprzedziło swoją epokę. Obiektywnie jest lepsze niż 95% filmografia Hitchcocka oraz 100% filmografii De Palmy. Jednak najlepsze jest to że Nolana nakręcił taki film zaledwie w wieku 30 lata, mistrz

Gołym okiem widać, że z takim scenariuszem jaki mamy w "Memento", znacznie lepiej poradziłby sobie Malick dla którego pamięć i wspomnienia mają jakąkolwiek wartość, czego nie można powiedzieć po obejrzeniu wersji Nolana. Żadnego przełomu nie ma, tym bardziej, że już wcześniej były filmy wykorzystujące zabieg zaburzonej chronologii wydarzeń. Takie proste sztuczki kino stosuje nie od 2000 roku.

Nolan przy Hitchcocku, to zwykły kurdupel kina. Te marne plot twisty w "Prestiżu" wołają o pomstę do nieba.

użytkownik usunięty
La_Pier

Nie no Malick, błagam cię, gdyby on nakręcił Memento to pewnie głównych bohater tego filmów co chwile rzucałby pseudofilozoficznym tekstami, których nie powstydziłby się sam Paulo Coelho.

Tu nie chodzi o zaburzoną chronologię, lecz wsteczną narrację, Memento jest właśnie pierwszym tego który w ten sposób opowiada historię. 2 lata temu został nakręcone Nieodwracalne z Monica Bellucci które również wykorzystywało wsteczną narracje, jednak ten film wyszedł dużo słabszy, choć pewnie tobie bardziej by się spodobał, bo jest tam sporo sexu

O pomstę do nieba to wołają twisty w Złodzieju w hotelu, Podejrzeniu czy Akicie oskarżenia

"Nieodwracalne, jednak ten film wyszedł dużo słabszy, choć pewnie tobie bardziej by się spodobał, bo jest tam sporo sexu"

Nie wiem, dla mnie liczy się story jako całość, a nie pojedyncze sceny seksu, a że sobie czasami żartuję na Filmwebie, to inna sprawa.

Malick rzeczywiście, tu się zgodzę, potrafi nieźle dowalić w stylu "zabiłem człowieka, to gorsze niż gwałt" - można parsknąć ze śmiechu. Ale on przepięknie pokazuje retrospekcje, Nolan nie posiada aż tak rozwiniętej wrażliwości.

Gdzieś czytałem, że jest film, który został nakręcony na długo przed "Memento" i w którym historia toczy się od końca do początku. Niestety nie jestem pewny jaki to tytuł.

"O pomstę do nieba to wołają twisty w Złodzieju w hotelu, Podejrzeniu czy Akicie oskarżenia"

Bo to akurat nie są nadzwyczajne filmy Hitcha i raczej na efektowne zwroty akcji nie ma co liczyć.

użytkownik usunięty
La_Pier

No nie wiem z tego co kojarzę to retrospekcje z Cienkiej czerwonej linie ociekały nieco patosem były dość mdławe, u Nolana chyba lepiej wykładało...

Jeżeli nawet kiedykolwiek powstał taki film to był to raczej jakiś niszowy film-eksperyment, o którym pewnie sam Nolan nigdy nie słyszał.

Prestiż to tez nie jest opus magnum Nolana...
Z tych trzech filmów które wymieniłem to Podejrzenie było świetnym filmem, a raczej mogło być gdyby nie rozczarowujące zakończenie.

Zakończenie w "Podejrzeniu" jest takie niby optymistyczne, ale kto wie co wydarzyło się dalej kiedy dotarli do domu. W sumie nie wiem jak dziś oceniłbym ten film... Grant tutaj jako evil character, a jak dla mnie był stworzony do grania pozytywnych bohaterów.

"Prestiż" mógł być arcydziełem, bo prawdziwym magikiem tego filmu jest sam Nolan, który od pierwszych kadrów prowadzi grę z widzem. Cóż z tego. Finał jest zaskakująco mało realistyczny jak na te całe demaskatorskie ciągoty Nolana.

użytkownik usunięty
La_Pier

Zakończenie filmu może i nie jest zaskakujące - na pewno nie jedna osoba oglądając ten film brało pod uwagę fakt iż Borden ma brata bliźniaka, zresztą nawet padła taka sugestia filmie, jednak w końcówce to wszytko zostało przedstawione w taki sposób że potrafiło zrobić spore wrażenie. To tak jak w Psychozie niby już wcześniej domyślamy się kto jest zabójcą a film i tak nas zaskakuje.

użytkownik usunięty

był w wielu scenach

"Christopher to nic innego jak pieszczotka dla mało wymagających widzów"
Wiec czemu go nie lubisz?

Sebu_BGZ

I'm back!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

AlterkontOwnera

Wiem od dawna

Sebu_BGZ

Wygrane internety! :-D

napisz scenariusz i wyreżyseruj dobra ambitną rozrywkę pseudo kinomaniaku :) stresuj się stresuj a Nolan i tak jest na 4 miejscu :)

La_Pier

Proponuje władzom filmwebu, zlikwidować rankingi ludzi. Wejdzie taki młody człowiek na filmweb i zostanie nieźle zmylony, tym 4 miejscem Nolka.

GhostFace

Tak i uważam, że nadszedł czas aby kurtyna definitywnie opadła. Czas powiedzieć całą prawdę o Nolanie i jego braku profesjonalizmu. To reżyser nieustannie podążający najłatwiejszą drogą, a wiedzie ona wprost do tyłków szefów Warner Bros.

La_Pier

Melies, Haneke, Lang, Huston, Fellini, Zinnemann, Antonioni, Visconti - faktycznie same powszechnie znane nazwiska! Ty naprawdę oczekujesz tego, że oni jakimś cudem wskoczą nad Nolana, kiedy 3/4 portalu ich nie zna? Zlkwidować rankingi i tyle.

Sebu_BGZ

Rankingi od dawna się nie sprawdzają. Wszyscy twórcy których wymieniłem mają o wiele większy wkład w rozwój światowego kina niż Nolan. Rzeczywiście ciężko aby nagle Antonioniemu przybyło 1000 głosów. Pewnie gdyby żył i wyreżyserował film pt. "Mroczny Rycerz powstaje", to od razu wskoczyłby na 4 miejsce, zupełnie jak Nolan.

Wysadzić te rankingi, dobra myśl. Łącznie z filmowym, bo pierwsza 10 to sztampa jakich mało: "Skazani", "Ojczulek", "Zielona mila", "Lot nad gniazdem", "Pulp fiction", "12 gniewnych". Niżej nie zaglądam, bo pewnie mamy: "Gwiezdne wojny", "Listę Schindlera", "Podziemny krąg", "Władcę pierścieni". Hollywood w najbardziej oczywistym wydaniu.

La_Pier

Ranking na filmwebie to nie jest lista osób, których wkład w kino jest największy, tylko lista ulubionych twórców/filmów ogółu, uśredniony gust. Dlatego logiczne, że hollywoodzkie blockbustery będą plasować się wysoko.

Nie rozumiem też dlaczego Hollywood jest dla Ciebie słowem o zabarwieniu negatywnym

TripleM

No nie proszę Cię, Hollywood jest całe lata świetlne w tyle za Europą i Japonią. A kiedy w końcu mogły w Hollywood powstawać filmy wybitne (Cassavetes, Coppola, Pakula, Polański i "Chinatown"), to Lucas i Spielberg, odpowiednio "Gwiezdnymi wojnami" i "Szczękami", zapoczątkowali nową erę kina, kina w którym liczy się nie jakość scenariusza, ale to czy film zdoła zarobić grube miliony dolarów. I ta marna era do dziś trwa w Hollywood. Podziwiaj ją i kiepskie filmy Nolana.

"Ranking na filmwebie to nie jest lista osób, których wkład w kino jest największy, tylko lista ulubionych twórców/filmów ogółu, uśredniony gust."

Ranking powinien uczyć, wskazywać godne pozycje filmowe do obejrzeć. Ranking Filmwebu jest beznadziejnie słaby. I wiadomo dlaczego.

użytkownik usunięty
La_Pier

he he jakość scenariusza to jest właśnie to czego nie doświadczy się w filmach azjatyckich i europejskich.

Ciekawa teoria.

La_Pier

Bez przesady. Pisałeś poniżej o "Mistrzach kina akcji", a teraz wyjeżdżasz z jakąś gadką snoba. Zgadzam się, że Hollywood może Europie i Japonii co najwyżej buty wiązać, ale z zupełnie innych względów.

Lata 80-te były o tyle korzystne, że panował porządek. Artyści (Forman, Allen, Kubrick, Scorsese, Joffe) tworzyli sztukę filmową. Utalentowani rzemieślnicy (Spielberg, Lucas, Cameron, Zemeckis, Donner) kręcili rozrywkę na wysokim poziomie. Ok, może artyści nie mieli tak łatwo jak w latach 70-tych. Ale coś za coś, bo w branży rozrywkowej też powstały filmy wybitne.

A moim zdaniem lepiej być zdolnym rzemieślnikiem i znać swoje miejsce w szeregu, niż nie udolnie zgrywać artystę. I dlatego uważam, że jeżeli Spielberg zniszczył kino amerykańskie, to nie "Szczękami", a "Listą Schindlera". To kontrowersyjna teza, ale jestem świeżo po seansie "Fortepianu" i mam mieszane uczucia. Z jednej strony zachwyt nad filmem Campion, z drugiej smutek, że prawdziwe amerykańskie arcydzieło nie dostało Oscara (gdy ta nagroda miała jeszcze jakiekolwiek znaczenie). Zwycięstwo Spielberga przyciągneło jak hieny jego kolegów komercjuszy. I wszyscy oni dostali po złotym ludku: Zemeckis (Forrest Gump), Cameron (Titanic), Howard (Piękny umysł). Zaś kino rozrywkowe zostawili Emmerichowi, Bay'owi i innym koszmarnym tandeciarzom.

I tak komercjusze zostali "wielkimi artystami", a fajansiarze - "Mistrzami rozrywki". Daj kurze grzędę, a ona: wyżej siędę. "Ordnung muss sein" - oto morał z tej bajki.

feuerbach

"I dlatego uważam, że jeżeli Spielberg zniszczył kino amerykańskie, to nie "Szczękami", a "Listą Schindlera"."

Śmiałe stwierdzenie! Dla mnie głównym niszczycielem jest jednak Lucas, ze swoimi nieszczęsnymi "Star Warsami". "Szczęki" "E.T" czy nawet Indy to pierwszorzędne kino. To Lucas zalał świat badziewiem, ta śmieszna, do przesady infantylna trylogia, nie robi już dzisiaj wrażenia, została jedynie muzyka.

Dla mnie "Lista..." cały czas wielka, może to wina Fiennesa;)

GhostFace

Nigdzie nie napisałem, że "Lista Schindlera" to gniot, bo to by była nieprawda. A jednak mam dość dyktatury tego fałszywego arcydzieła, o którym nie można powiedzieć złego słowa, pod groźbą nazwania "polaczkiem antysemitą". Nie jest to do końca udany i przemyślany film, co jest o tyle dziwne, że jankesi myśleli 50 lat nad hołdem dla ofiar Holocaustu. A powstał film film robiony pod nagrody, więc musiał wygrać. Gdyby wygrał "Fortepian" to mielibyśmy 3 zasłużone zwycięstwa z rzędu i 3 odważne decyzje Akademii (wcześniej "Milczenie owiec" i "Bez przebaczenia"). Nie wiem, czy to by odmieniło amerykańskie kino. Coś mi jednak podpowiada, że nie mielibyśmy zwycięstw "Forresta Gumpa" czy "Bravehearta" bez zwycięstwa Spielberga.

Uważam, że "Star Wars" to niezłe kino rozrywkowe. Niektórzy zdecydowanie je przeceniają, Ty chyba przesadzasz z krytyką. Pytanie: jakie są konsekwencje powstania "Star Wars"? Bo jeżeli Emmericha nazwać spadkobiercą Lucasa, to faktycznie kicha. Tylko jest to mocno niesprawiedliwe względem Lucasa. Na całe szczęście pojawił się Ridley Scott, który odmienił oblicze science-fiction, wprowadzając sporo pesymizmu i mroku. Więc wpływ Lucasa na kino uważam za nieznaczny.

Fiennes uratował "Listę" przed nudą. Kradnie każde ujęcie, w którym się pojawia. Problemem jest ostatnia godzina filmu, kiedy Goeth znika, a w jego miejsce pojawia się sporo banału.

feuerbach

Snobem nie jestem. Snob nie dałby "Predatorowi" 8 / 10, bo po pół godzinie miałby już dość tego filmu. Poza tym bardzo lubię "E.T.", "Poszukiwaczy zaginionej Arki" czy "Aliens". Rzeczywiście, straszny ze mnie snob. Okropny.

Kino rozrywkowe było kiedyś w USA na o wiele wyższym poziomie, ale to właśnie ten rodzaj kina sprawił, że dziś Hollywood patrzy jedynie na zyski, tnie filmy i wypuszcza je w PG-13. Kino prawdziwie artystycznie zostało zepchnięte w USA gdzieś na margines, tworzy się dla tego rodzaju kina małe festiwale mniejszej rangi, co praktycznie uniemożliwia takim produkcjom walkę w Oskarach. I zawsze w Hollywood chodzi tylko o te pieniądze. Nie liczy się pomysł, odważna i nowatorska wizja, głębsza refleksja, bo to wręcz sprawia, że nie dostaniesz pieniędzy na film. W takim razie, jaki rozwój ja się pytam? Dokąd zmierza Hollywood? Niewiele brakowało, a Paul Thomas Anderson nie zrealizowałby "The Master", ponieważ zabrakło finansowania na odpowiednim poziomie. W Europie Paul nie miałby większych kłopotów z uzyskaniem pieniędzy na tak frapujący projekt, ale w Hollywood musisz walczyć o swoje niczym lew. Najlepszym przykładem są scenarzyści, doszczętnie ruch*ni przez hollywoodzki system. Tam nie da się komfortowo pracować jeżeli nie jesteś producentem swojego filmu. Niezależność artysty jest mocno ograniczona. I już nie pamiętam kiedy Oskarem Amerykanie nagrodzili coś naprawdę ambitnego. Mieli szansę w 2007 roku, to wybrali powtórkę z rozrywki braci Coen ("To nie jest kraj dla starych ludzi" - mix "Śmiertelnie proste" i "Fargo" - bo właśnie tak bracia nakręcili ten film). "Aż poleje się krew", to też w pewnym sensie powtórka z przeszłości kina, ale za to jaka powtórka. Zupełnie inny film od wszystkich poprzednich dzieł PTA. Niezwykle zimny i ostry. I dlatego nie zgodzę się, że Oskary kiedykolwiek miały jakąkolwiek wartość. Patrz: Kubrick i Hitchcock - nigdy nie otrzymali statuetki za reżyserię, a powinni leciutko ze 3. Oskary zawsze były do niczego, zresztą jak wszystkie inne nagrody bez wyjątku.

Generalnie nikt mi nie powie, że kino amerykańskie zrobiło tyle samo albo więcej dla rozwoju światowego kina, co stare kino europejskie i azjatyckie. Bo prawda jest taka, że kino amerykańskie zawsze było do tyłu: jak nie fałszywe i sztuczne (kodeks Haysa), to rozbuchane do granic możliwości i puste (superprodukcje bez fabuły). Okazuje się, że nawet "Zawrót głowy" wyszedł spod ręki Europejczyka. Jedynie od strony technicznej Hollywood może zaimponować i dlatego właśnie tam Hitchcock pracował. Ale znakomity sprzęt, to nie wszystko. Treść na pierwszym miejscu. Szkoda, że w Hollywood prawie zawsze najważniejsze były obrazki, a nie fabuła. Nie pastwię się nad kinem amerykańskim. Po prostu trzeba wiedzieć, co jest w tym kinie dobre, a co złe. Wystarczy podać trzy filmy: "Reguły gry" (1939), "Rashomon" (1950), "Przygoda" (1960). Zwróćcie uwagę na daty produkcji - wolę nie myśleć, gdzie wtedy było Hollywood.

"Fortepian" naturalnie lepszy od "Listy", a to z prostej przyczyny: żaden film nie zdoła oddać koszmaru tamtych dni. Biografie i filmy historyczne, to najtrudniejsze gatunki. Campion opowiedziała natomiast z ogromną wrażliwością o miłości zwyczajnej i zarazem niezwyczajnej. Jej film nie jest wydumany, nie łasi się do widza za wszelką cenę i szkoda, że "Fortepian" wtedy przegrał. I oczywiście popieram, że Panowie: Zemeckis, Howard, Cameron, powinni zostać przy kinie rozrywkowym, a nie udawać wielkich artystów kina ambitnego. Dziś może Emmerich i Bay kręciliby filmy klasy D w koprodukcji niemiecko-peruwiańskiej. Wydaje się jednak, że jest to mało prawdopodobne, bo świeża krew i zmiana warty zawsze są w tym biznesie czynnikami nieuniknionymi.

"Lista Schindlera", spór o to czy jest to wielkie arcydzieło, czy żałosny szantaż emocjonalny, nadal trwa. Ale jedno jest pewne - strona techniczna tego filmu, to - (niecenzuralne słowo) - arcydzieło. Fiennes, to oczywiście gigant aktorstwa.

La_Pier

Widać nie zrozumieliśmy się. Za snoba Cię nie uważałem, bo udowodniłeś swoje rozsądne podejście postami poniżej. Oceny mnie mało obchodzą i nie musisz mnie nimi przekonywać. Sam stawiam jakie stawiam, a rekomendacje mam strasznie snobistyczne. Z krytyką Hollywood akurat zgadzam się w 100%. Tylko osobliwa wydała mi się teza, że Spielberg, Lucas i ich zabawy z kinem sprzed 30 lat, to przyczyna całego zła we współczesnym kinie amerykańskim. Moim zdaniem, problem jest bardziej złożony, ale to temat na potężną dyskusję.

"Snob nie dałby "Predatorowi" 8 / 10, bo po pół godzinie miałby już dość tego filmu."

Ha, to akurat ciekawe spostrzeżenie. Bowiem "Predator" nie słusznie uchodzi za przykład bezmyślnej rozrywki. I faktycznie po tej pół godzinie można odnieść wrażenie powtórki z "Rambo 2" czy "Delta force". Niejeden snobek pewnie wyłączył telewizor. Tymczasem to oczywiście przemyślana konstrukcja, w której McTiernan wodzi widza za nos. I po pół godzinie zaczyna się to co istotne: drwiny z amerykańskiej polityki siły. To należy podkreślić - "Predator" nie jest głupim filmem.

Akapit 2 - tu podzielam troski o kino amerykańskie, które mimo wszystko jest dla mnie ważne.

"I dlatego nie zgodzę się, że Oskary kiedykolwiek miały jakąkolwiek wartość."

To wymaga sprostowania, bo wygląda jakbym entuzjastą Oscarów (których nie znoszę). Oscary nigdy nie miały większego znaczenia, bo nigdy nie jakiejś jednej koncepcji w ich przyznawaniu. Nawet w szczytowych latach 70-tych zdarzały się wpadki jak "Żądło" czy "Rocky". Co nie zmienia faktu, że kiedyś te nagrody miały jakikolwiek prestiż. Zaś na początku lat 90-tych zaczęły być przyznawane odważnie ("Milczenie owiec" - ukłon w stronę Hitchcocka, "Bez przebaczenia" - ukłon w stronę Leone, Peckinpaha). Od totalnego zwycięstwa "Listy Schindlera" żaden film nie wygrał naprawdę zasłużenie, a Akademia strasznie się kompromituje.

"Wystarczy podać trzy filmy: "Reguły gry" (1939), "Rashomon" (1950), "Przygoda" (1960). Zwróćcie uwagę na daty produkcji - wolę nie myśleć, gdzie wtedy było Hollywood."

Cóż, Hollywood owszem miało swojego geniusza, który nakręcił jeden z największych kamieni milowych kina. Na imię mu było Orson, a na nazwisko: Welles. I bardzo szybko go zniszczono i zakneblowano. God bless America, god bless Hollywood :(

użytkownik usunięty
feuerbach

"Reguły gry" (1939), - Przeminęło z wiatrem, Czarnoksiężnik z Oz, Dyliżans - wszytki trzy filmy to absolutne rewolucje w kinie
"Rashomon" (1950) - Bulwar Zachodzącego Słońca, Wszystko o Ewie
"Przygoda" (1960). - Psychoza

nie mam pytań


Rocky słusznie otrzymał Oscara, film bez żadnego sztucznego poparcia, tworzony przez mało znanych wtedy twórców (reżyser, scenarzysta, aktor) a mimo to zebrał największe laury. Po tym właśnie poznaje się dobre filmy.

Ciekawy sposób rozpoznawania "dobrych" filmów. Zwycięstwo "Rocky'ego" nad "Taksówkarzem" czy "Wszyscy ludzie prezydenta" to wielkie nieporozumienie. "Rocky'ego" dawno nie oglądałem, ale pamiętam to jako mocno naiwną bajkę.

użytkownik usunięty
feuerbach

Są filmy które zdobywają nagrody po znajomości i za same nazwiska twórców. Rocky natomiast osiągnął sukces tylko dlatego że był po prostu dobry filmem, którego nawet Frank Capra komplementował, mówiąc iż ma on taką inspirującą moc w sobie, której żaden z jego własnych filmów nie miał.

Rocky nie jest naiwną bajką, ci co choć trochę interesują się boksem lub w ogóle sportem powinni to wiedzieć, z resztą film jest inspirowany autentyczną walką bokserską w której to nikomu nie znany bokser Chuck Wepner o mały włos nie pokonał Muhammada Al'ego. Naiwną bajką równie dobrze mogę nazwać Taksówkarza... Wszyscy ludzie prezydenta nie oglądałem ale dobrze że nie powołałeś się na przereklamowaną Siec Lumeta.

Przyznam że dla mnie, taki hollywoodzki "Zawrót głowy" (wiem że Hitch, ale Hitch w Hollywood) kasuje "Reguły gry" "Rashomona" czy nawet "Przygodę", na ten moment mojej filmowej egzystencji;)

użytkownik usunięty
GhostFace

wiadomo, przecież "Zawrót głowy" to obecnie film wszech czasów, zdetronizował tym samym Obywatela Kane

Spokojnie...

Jest jednym z wielu wielkich, rankingi największych powinny być od A do Z, bez cyferek.

feuerbach

"Cóż, Hollywood owszem miało swojego geniusza, który nakręcił jeden z największych kamieni milowych kina. Na imię mu było Orson, a na nazwisko: Welles. I bardzo szybko go zniszczono i zakneblowano. God bless America, god bless Hollywood :("

Rzeczywiście Hollywood w błyskawicznym tempie powiesiło Orsona na szubienicy. Szkoda, prawdziwy artysta, ale to właśnie artystom Hollywood często rzuca kłody pod nogi. Przecież "Wspaniałość Ambersonów" mogła być kolejnym wielkiem arcydziełem Wellesa. Tak się jednak nie stało, bo Orson podczas realizacji filmu nie miał wolnej ręki, co przełożyło się na jakość filmu. Wycięto ponad 40 minut i zmieniono zakończenie na bardziej szczęśliwie. Welles miał później powiedzieć: "Zniszczyli Ambersonów i to zniszczyło mnie".

Dobra jest Twoja teoria dotycząca "Listy Schindlera". Gdyby zamiast 'Listy" na Oskarach zwyciężył "Fortepian", to kto wie, może nastałyby dla amerykańskiego kina lepsze czasy na miarę lat 70-tych. Może chociaż przez dekadę nie wygrywałyby filmy z okropnym patosem i tanim sentymentalizmem jak np. "Lista Schindlera".

użytkownik usunięty
La_Pier

ha ha ha "To nie jest kraj dla starych ludzi - mix Śmiertelnie proste i "Fargo" a to dobre, o ile można powiedzieć że Fargo jest zimową wersją Śmiertelnie proste o tyle To nie jest kraj dla starych ludzi to zupełnie inna bajka, zarówno pod wzgledem historii jak i treści. Natomiast powtórką z rozrywki było Aż poleje krew - historia karierowicza jakich wiele Obywatel Kane, Olbrzym... a zakończenie zrzynka z Mechanicznej pomarańczy. Oscar za rok 2007 trafił we właściwe ręce, zresztą krytyka jak i widownia również była po stronie Coenów

Hehe tym postem wykazałeś całą swoją ignorancję w ocenie filmów. Jeżeli upraszczasz "Aż poleje się krew" do kolejnej historyjki o karierowiczu, to ja mogę uczynić podobnie. Zatem "No country..." to kolejny kryminał o przestępcach, policjantach, przypadkowym gamoniu i walizce z pieniędzmi. To oznacza powtórkę z rozrywki bo mieliśmy taki schemat w "Fargo" i "Big Lebowski". Pamiętaj, ja tylko zastosowałem Twoje prostackie kryteria.

Swoją drogą chętnie się dowiem, dlaczego zakończenie jest zerżnięte z "Mechanicznej pomarańczy"?

użytkownik usunięty
feuerbach

Niestety to co jest w filmie Andersona mogliśmy już wielokrotnie zobaczyć wcześniej w innych filmach. Atomista "No country..." ciężko przyrównać do Lebowskiego czy Fargo, czy jakiegokolwiek innego thrillera.

W Pomarańczy Alex na kończy krzyczy Ozdrowiałem! W Aż poleje... Daniel w podobny sposób Skończyłem! po czym pojawia się muzyka i tytuł filmu.

Litości... Nie rozumiesz, że zakończenia w tych filmach mają zupełnie różny sens? Formalne podobieństwa są nieznaczne i nie mają znaczenia.

użytkownik usunięty
feuerbach

sens jest inny, ale w podobny sposób przedstawione

Aż się podepnę po takim czasie.

A w "Tarzanie" tytułowa postać zaczyna drzeć ryja, po czym pojawia się tytuł filmu i napisy. :D

"Natomiast powtórką z rozrywki było Aż poleje krew - historia karierowicza jakich wiele Obywatel Kane, Olbrzym... a zakończenie zrzynka z Mechanicznej pomarańczy. Oscar za rok 2007 trafił we właściwe ręce, zresztą krytyka jak i widownia również była po stronie Coenów".


Dorzuć jeszcze "Skarb Sierra Madre". Ja dorzucę "Zatokę Sztormów", co nie zmienia faktu, że "Aż poleje się krew", to film niesamowity. Niestety, ale w budowaniu dramaturgii i w pisaniu ciętych dialogów, braciszkowie Coen nigdy nie dorównają PTA. Bo to właśnie Paul Thomas Anderson jest w tej chwili absolutnym numerem jeden amerykańskiego kina. "Magnolia" i "Aż poleje się krew" zdeklasowały całą konkurencję. Mam nadzieję, że rozpoczęty Festiwal Filmowy w Wenecji potwierdzi pozycję i klasę tego reżysera.

użytkownik usunięty
La_Pier

he he he Jeśli chodzi o cięte dialogi to Coen nikt w tej chwili nie dorównuje a już na pewno nie Anderson. PTA najlepszym reżyserem amerykańskiego kina tez na pewno nie jest a nakręcenie Magnolii i Aż poleje się krew nie jest żadnym wielkim osiągnięciem, jest wiele innych amerykańskich reżyserów którzy w ostatnich latach kręcili więcej lepszych filmów.

Potrafisz tylko mechanicznie odbijać piłeczkę pingpongową, ale jak zwykle brakuje ci finezji w zadaniu decydującego ciosu.

użytkownik usunięty
La_Pier

a oglądałeś wcześniejsze filmy Altmana, lub puzniejsze Traffic Soderbergha, Nim diabeł dowie się że nie żyjesz, czy trylogie Iñárritu, chyba lepsze to filmy są od Magnolii

Jeżeli chodzi o amerykańskich twórców z ostatnich lat, to największe wrażenie zrobiły na mnie filmy Thomasa Andersona i "Synekdocha, Nowy Jork" Kaufmana. Wciąż w wysokiej formie jest Lynch - "Mulholland Drive" i "Inland Empire" (przy tym filmie słabsi zawodnicy od razu odpadają). Soderbergh ma spore ambicje, ale nigdy ich w pełni nie wykorzystał. Altman, to oczywiście wielki stary Mistrz. Uważam jednak, że dopiero PTA w "Magnolii" doprowadził do mistrzowskiej perfekcji styl opowiadania różnych historii w jednym filmie.

użytkownik usunięty
La_Pier

Co do Lyncha to się zgadzam, "Mulholland Drive" - wielki film, podobnie jak niesłusznie jechane "Inland Empire". Szkoda że Lynch zaprzestał kręcenia, bo jego dwa ostatnie filmy uważam za najlepsze.

Synekdocha, Nowy Jork - dla mnie jest jeden ze słabszych filmów na podstawie scenariusza Kaufamana, Zakochany... i Adaptacja lepsze Malkovich chyba też. Pierwszą cześć filmy wygląda jak jakiś zlepek poszczególnych scenek niż spójny filmy, druga cześć to z kolei jakieś podmianki,... strasznie meczący kawał taśmy filmowej i chyba tez nie najlepiej wyreżyserowany, Spike Jonze nakręcił by to lepiej.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones