W szkaradnej ekranizacji "Greya" jedyne co mi przychodziło na myśl, to śmiech, bowiem był po prostu komiczny w tej roli. Filmu nie dało się uratować, bo to opowieść o seksie bez elementarnej wiedzy nt. BDSM (w książce przynajmniej jest jakiś seks).
Gdyby zagrał w sitcomie dajmy na to, ciapowatego lalusia z dobrej rodziny, którego pilnuje przed napadem zepsutych kobiet zazdrosna mamusia to by było mistrzostwo świata!