Gdy przeczytałam opis Vantresci pomyślałam Joaquin!
Po drugiej stronie sali siedzący przy bogato rzeźbionym biurku mężczyzna pisał coś pospiesznie.
– Avanti – zawołał ponownie, odkładając pióro i przywołując ich gestem ręki.
Olivetti poprowadził ich w jego kierunku, poruszając się wojskowym krokiem.
– Signore – odezwał się przepraszającym tonem – no ho potuto...
Mężczyzna przerwał mu w pół słowa. Podniósł się zza biurka i przyjrzał dokładnie gościom.
Kamerling zupełnie nie przypominał kruchych, dobrotliwych staruszków, którzy w wyobraźni Langdona przechadzali się po Watykanie. Nie był też ubrany w bogate szaty liturgiczne ani nie trzymał różańca. Zamiast tego miał na sobie prostą, czarną sutannę, która podkreślała jego silną budowę. Wyglądał na niecałe czterdzieści lat, a więc był jeszcze dzieckiem, jeśli brać pod uwagę watykańskie standardy. Miał zaskakująco przystojną twarz, kręcone, brązowe włosy i zielone oczy, z których bił taki blask, jakby zasilały je tajemnice wszechświata. Jednak kiedy mężczyzna zbliżył się do nich, Langdon dostrzegł w tych oczach przede wszystkim głębokie wyczerpanie – zupełnie jakby minionych piętnaście dni było dla tego człowieka najcięższymi w życiu.
– Nazywam się Carlo Ventresca – przedstawił się doskonałą angielszczyzną. – Jestem kamerlingiem zmarłego papieża. – Jego głos brzmiał skromnie i uprzejmie. Niemal nie było w nim słychać włoskiej modulacji.
I wszystko jasne :)
hehe...no...masz racje..ten opis idealnie do Joaq'a pasuje..!!!
ja wlasnie czytam Anioły i Demony i juz wiem kogo sobie bede wyobrazala podczas dalszego czytania..:))
pozdr.
Nie chodzi tylko o wygląd, ale uważam, że to dość ciężka rola, a on z pewnością by sobie poradził. Gdyby tylko dostał tę rolę....