Oczywiście mowa tutaj o Ojcu Chrzestnym, Na nabrzeżach i Tramwaju zwanym pożądaniem. Reszta filmów to...kompromitacja pana Brando. Bardzo niesmaczna rola w Ostatnim tangu, rola"łysola bez twarzy" w Apocalypse now a lata 90' to już kompletna katastrofa: W Odważnym i Rozgrywce aż strach patrzeć na tego 200-kilowego schorowanego dziadka, a w Wyspie Doktora Moreau przeszedł samego siebie; ta rola to kompletna katastrofa osobowościowa. Skończył koszmarnie, tak pewnie i będzie z R.De Niro i A.Pacino którzy ostatnimi czasy grają w dennych filmach.
Uważasz, że role w Czasie Apokalipsy i Ostatnim tangu są słabe? Przecież to role jak najbardziej Oscarowe i jedne z najlepszych w filmografii Brando. Pragnę dodać, że zagrał rewelacyjnie również w Juliuszu Cezarze i w Suchej białej porze.
widzę, że lata 50-te i 60-te właściwie pominąłeś (poza 2 filmami) a to przecież jego najlepszy okres, Brando nawet przed zagraniem w "Ojcu Chrzestnym" był już legendą kina, popatrz chociażby ile dostawał rożnych nagród w tamtych dwóch dekadach
o gustach się nie dyskutuje, każdy ma swój! Ja myślę jednak, że miał znacznie więcej dobrych filmów w swojej karierze...
W ojcu oczywiście zagrał świetnie mimo iż nie jestem fanem filmu. W czasie apokalipsy, nie uwiódł mnie jako widza zupełnie, będę musiał obejrzeć więcej filmów by stwierdzić czy jest aktorem wielkim.
Gość miał sporo dobrych ról, gorzej z dobrymi filmami z nim w roli głównej. Rewelacyjnie zagrał na przykład w Przełomach Missouri.
MŁODE LWY!
Zadzwonił do mnie z innego świata
głos, który boli wciąż po stu latach.
Nagle wróciły jaskrawe dni
i stare wczoraj jest nowym dziś.
Wódka jasno płonie w nas
i bliżej znowu do gwiazd...
Tak opaleni i tacy głodni,
grosze w kieszeni wytartych spodni.
Przyjaźń na wieki, braterstwo krwi,
suche powieki, wygasłe sny.
Wódka jasno płonie w nas
i bliżej znowu do gwiazd.
Urodzeni, żeby biec,
nie mogą w miejscu stać.
Młode lwy, głodne stado pędzące na łów.
Młode lwy, zawsze twardzi, nieczuli na ból.
Młode lwy, każdy wiedział, że świat będzie nasz.
Młode lwy, o jak dzisiaj brakuje mi was.
Karnawał znowu kończy się rano.
Lotnisko w deszczu, w popiele diament.
Darujcie sobie tych kilka kłamstw.
Ty nie napiszesz, tym bardziej ja.
Wódka jasno płonie w nas
i bliżej znowu do gwiazd.
Urodzeni, żeby biec,
nie mogą w miejscu stać.
Młode lwy, głodne stado pędzące na łów.
Młode lwy, zawsze twardzi, nieczuli na ból.
Urodzeni by biec.
Parzę palce zapałkami,
nocą szukam starych zdjęć.
Stygnie garnek z marzeniami,
jak się czuję, chyba źle.
Młode lwy, głodne stado pędzące na łów.
Młode lwy, zawsze twardzi, nieczuli na ból.
Młode lwy, każdy wiedział, że świat będzie nasz.
Młode lwy, o jak dzisiaj brakuje mi was.
Młode lwy, bojownicy na życie i śmierć.
O, młode lwy, szkoda czasu nam było na sen.
Młode lwy, jak pochodnie sunące przez noc.
Młode lwy, bił się o nas i diabeł, i mrok.
Młode lwy, bojownicy na życie i śmierć.
Młode lwy, szkoda czasu nam było na sen.
Młode lwy, bojownicy na życie i śmierć.