Po obejrzeniu Osatniego Tanga w Paryżu i przeczytaniu biografii Marlona jestem nim jeszcze bardziej zachywcony. Wciąż nie uważam, żeby był najlepszy w historii ( dla mnie najlepszy jest De Niro ), ale szczerze mówiąc wątpie, żeby Robert, czy Al, mieli odwagę zagrać w Ostatnim Tangu w Paryżu. Oni nie są tacy kontrowersyjni. Dbają o swoją kariere. Unikają skandali. Brando miał to wszystko w dupie. Akademie, box office i te wszystkie Hollywodzkie pierdoły. Nie był wzorem. Miał za dużo panienek:). Ale był symbolem, ikoną. Ikoną buntu. I sory fani Roberta ( mówię do siebie ), fani Ala, czy Nicholsona, ale to nie oni, a Brando są największą legendą kina
Pozdrawiam