Witam,dziś miałem przyjemnośc obejrzeć dokument o życiu i filmografii Marlona Brando z cyklu TCM.Przyglądamy się w nim karierze i życiu prywatnemu enigmatyczego aktora(a takim z pewnoscią był Boski Marlon!)
Tak używam tego słowa bo w stosunku do tego aktora ma ono odpowiedni wydźwięk i nie obchodzi mnie gdy ktoś powie, że w dzisiejszym świecie popkultury straciło ono na znaczeniu jest poprostu wyświechtane.
W tym dokumencie było wszystko co by chciało się wiedzieć o Brando,coraz dłuzej oglądając miałem uczucie "tak rzeczywiściem rozumiem tego fajnego człowieka".Poczynając od rodziny dokładnego omówienia relacji z ojcem Marlonem seniorem, matką(alkoholiczką) aż do późniejszego zaangażowania się aktora w roli obrońcy (aktywisty) choć pewnie sam by sie tak nie nazwał, czarnych oraz Indian gdzie mamy przywołaną sytuację z Wounded Knee z 1973 roku.
Ciężko jest mi uporządkować myśli.Przez te 165 min zostałem "zasypany" w pozytywnym tego słowa znaczeniu informacjami o życiu aktora i przede wszystkim o jego grze i o znaczeniu jego stnienia. Jak mówi przeplatający się przez ekran Michael Winner : "Przed Brando aktorzy po prostu grali.Po Brando, żyli rolą. To jest różnica - wielka zmiana w historii teatru i kina"
Chyba żaden dotąd dokument nie poruszył mnie w ten sposób.Mówiąc jaśniej to obok fragmentów jego filmów,działalności politycznej jak i charytatywnej to jego rodzina przyjaciele aktorzy(m.in.Jane Fonda, Edward Norton,Al Pacino, John Travolta,John Voight,Robert Duvall,Dennis Hopper) i reżyserzy(Martin Scorsese i wspomniany wyżej Michael Winner) wskrzesili na 2 i pół godziny ducha Brando.