To chyba dobry znak. I zagrał też nieźle. Możliwe że Efron to jeden z tych nielicznych przypadków kiedy diaboliczny początek ( szmirstwo HighSchoolowe) szufladkuje negatywnie do końca kariery. Być może szkoda chłopaka. Gdyby poszedł podobną drogą jak Pettyfer, który coraz częściej bierze role konkretnych sku*wieli, może mógłby zyskać przychylność choćby części publiczności...