Recenzja filmu

Mr. Brooks (2007)
Bruce A. Evans
Kevin Costner
Demi Moore

Życie jako niekończąca się wojna

Kiedy przyjrzeć się wielkim religiom świata, wszystkie one uczą jednego: człowiek jest polem bitwy, a jego życie to niekończąca się wojna. Od chwili narodzin aż po grób w człowieku toczy się
Kiedy przyjrzeć się wielkim religiom świata, wszystkie one uczą jednego: człowiek jest polem bitwy, a jego życie to niekończąca się wojna. Od chwili narodzin aż po grób w człowieku toczy się walka między siłami dobra a siłami zła. Za dobro uważa się altruizm, chęć budowania świata, za zło egoizm i skłonności do niszczenia świata wokół. Nauka, w postaci psychologii, mówi w zasadzie to samo, choć używa innego języka. Ową walkę opisuje takimi terminami jak popędy, instynkty, uzależnienie. Niezależnie od tego, jak to nazwiemy, prawda pozostaje prawdą: każdy dzień jest udręką, w której walczyć musimy z pokusami świata. Dla większości z nas są to pokusy powszechnie uważane za nieszkodliwe: konieczność wypicia porannej kawy, "niewinny" romans na boku, pieniądze. Są pechowcy, których pragnienia są silniejsze i bardziej destrukcyjne: alkoholicy i narkomani. Jest jednak i nieliczna grupa, żyjąca w mroku całkowicie nieprzeniknionym, gdzie rządzą impulsy najgorsze i najpotężniejsze - czyste, nieskrępowane pragnienie zniszczenia ludzkiego życia. Do tej ostatniej grupy zaliczają się bohaterowie filmu "Mr. Brooks" Evansa. Earl Brooks jest szanowanym biznesmenem. Choć bez wykształcenia, udało mu się zorganizować firmę przynoszącą olbrzymie dochody. Jest osobą szczodrą, chętnie pomaga organizacjom charytatywnym. W życiu prywatnym to wspaniały mąż i cudownie tolerancyjny ojciec. Można by wręcz rzec: ideał mężczyzny. Jest to jednak fasada i do tego niezwykle krucha. Pan Brooks dzień po dniu modli się o siły, by wytrwać w tym fałszu. W jego głębi bowiem kryje się mroczna siła o olbrzymiej, odurzającej i destrukcyjnej mocy. Siła ta przyjęła nawet ludzką postać: alter ego Earla - Marshall. Marshall jest równie inteligentny co Earl. Potrafi być uroczy i zabawny, lecz jego kwintesencją jest instynkt zabójcy. Śmierć działa na niego jak najlepszy narkotyk. Jest siłą, z którą nic na świecie nie może się równać. I choć Earl bardzo pragnie się go pozbyć - nie potrafi. Nie pomogą żadne modlitwy, nie ważne jak bardzo stara się utrwalić fasadę porządnego obywatela - w końcu i tak ulega i zabija ponownie. Tym razem jednak na zabójstwie się nie skończy. Brooks popełnił błąd. Zabił przy odsłoniętych oknach. Świadkiem zdarzenia jest szarawy człowieczek, który lubił podglądać ofiary Brooksa, jak uprawiają seks. Jednak dopiero widząc morderstwo poczuł prawdziwy przypływ adrenaliny. Postanawia zaszantażować Brooksa. Nie chodzi mu o pieniądze. On chce, żeby Brooks zabrał go, kiedy będzie znów zabijał. Niechętnie Earl się na to zgadza. Tymczasem do domu nagle i niespodziewanie wraca córka Earla, informując że a) rzuciła studia b) jest w ciąży. Już to mogło przyprawić każdego ojca o ból głowy. Jednak wkrótce Earl pozna więcej szczegółów związanych z nagłym przyjazdem córki i od tej pory Brooks już nigdy nie zaśnie spokojnie. Bruce Evans wykorzystując klasyczną książkę Roberta Louisa Stevensona "Niezwykły przypadek dr Jekylla i pana Hyde'a", stworzył mroczną opowieść o człowieku potępionym. "Mr. Brooks" jest historią całkowicie wyprutą z optymizmu. Człowiek walczy tutaj ze swoimi demonami i zawsze przegrywa. Może się szarpać, modlić, bać, czuć odrazę, unosić się dumą - koniec zawsze jest ten sam. Mroczne pragnienia, chęć popełnienia grzechu zawsze wygrywają czyniąc z nas potworów w oczach opinii publicznej. Śmierć jest jedynym wybawieniem. Muszę powiedzieć, że jestem pełen podziwu dla Evansa, że w końcu, po 20 latach zrobił film na miarę talentu, jakim zdawał się być obdarzony w 1987 roku, kiedy za "Stań przy mnie" otrzymywał nominacje do najważniejszych nagród w amerykańskim przemyśle filmowym. Od tamtej pory jednak nie zrobił nic, za co warto by go było zapamiętać. Teraz to się zmieniło. "Mr. Brooks" jest filmem dobrze skonstruowanym. Znakomicie udało mu się oddać zmagania "dobrej" i "złej" strony bohatera. Klimatyczna opowieść o nieuchronności popełnienia grzechu i absolutnej mocy uzależnienia jest autentyczna i wciągająca. Bardzo dobrze wypada duet Kevin Costner i William Hurt. Czuć idealne zgranie aktorów, ową mityczną "chemię", dzięki którym wszystko układa się w spójną całość. Szczególnie Hurt wykazał się znakomitą techniką aktorską. Costner wypada nieco gorzej, zwłaszcza w scenach, gdzie gra wyrzuty sumienia, załamanie. Jakoś nie do końca mnie przekonał. Całkiem nieźle radzi sobie Demi Moore. Nie jest już "najdroższą aktorką Hollywood", dzięki czemu ma w końcu możliwość wykazania się talentem. Nie jest on może szczególnie wielki, jednak na ten film wystarczający. Zaskoczeniem był dla mnie występ Danego Cooka. Nie spodziewałem się zobaczyć tak solidną grę aktorską w jego wykonaniu. W sumie cała obsada została bardzo dobrze dobrana. Plusem są również zdjęcia Lindleya. Dzięki nim powstał całkiem udany, klimatyczny thriller o seryjnym mordercy z wyrzutami sumienia. Evans nie wkroczył na tereny zarezerwowane dla prawdziwych artystów kina. Jednak jako obraz rozrywkowy, "Mr. Brooks" jest wielce satysfakcjonujący.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Earl Brooks (Kevin Costner) ma wszystko, czego pragnie większość mężczyzn po czterdziestce. Pomimo braku... czytaj więcej
"Mr. Brooks... and Marshall". Równie dobrze tak mógłby nazywać się ten film. Skojarzenia z "Dr Jekyll i... czytaj więcej
Bruce Evans serwuje widzom kolejny film o seryjnym mordercy. Dla odmiany, głównym bohaterem jest sam... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones