Recenzja filmu

Samotny mężczyzna (2009)
Tom Ford
Colin Firth
Julianne Moore

Barwy cierpienia

Mówi się czasem, że czyjeś życie "nabrało kolorów". "Samotny mężczyzna" jest filmowym ekwiwalentem tego frazeologizmu.
Cieszą mnie aktorskie wybory Colina Firtha. Gdy wydawało się, że już zawsze będzie nosił zgrzebne sweterki i z ciapowatym uśmiechem uderzał w konkury do kobiet dumnych lub uprzedzonych, złapał drugi oddech. W "Wojnie domowej" odmalował portret etosowego romantyka, na planie "Mamma Mia!" pokazał, że jego vis comica to coś więcej niż brytyjska flegma, zaś w "Genui. Włoskim lecie" koncertowo zagrał cierpienie, którego nie sposób przegnać. Za "Samotnego mężczyznę" zgarnął nagrodę aktorską w Wenecji. Na ekranie znów przeżywa gehennę, a jego egzystencja zostaje wyprana z wszelkich barw. Tym razem dosłownie.

Profesor uniwersytecki George Falconer traci w wypadku samochodowym ukochanego. Uwięziony w matni wspomnień, zaczyna przechodzić przez kolejne stadia boleści. Snuje się jak bezrobotny aktor w scenografii z odwołanej sztuki. Rekwizyty przywołują cienie przeszłości, te zaś sprawiają niewyobrażalną mękę. Pojedyncze chwile pozwalają zapomnieć, ale trwają zbyt krótko. Falconer spotyka się z przyjaciółką, rozmawia z latynoskim Jamesem Deanem, idzie na kolację z intrygującym go studentem. Czy wśród tych skrawków codzienności znajdzie powód do dalszego życia?

Zamiast inwestować energię w pracę dla Gucciego, projektant Tom Ford sięgnął po kamerę. Nie trzeba stosować wobec niego taryfy ulgowej. Żadnych cudzysłowów i porozumiewawczego puszczania oczka – to świetne kino i przy okazji jeden z najciekawszych, obok "Głodu" Steve’a McQueena, tegorocznych debiutów. Jego tożsamością, punktem wyjścia i dojścia, środkiem do celu i celem samym w sobie, jest styl. Wizualną integralność opowieści osiągnął Ford jednym prostym zabiegiem, mianowicie dynamiczną (tj. dokonywaną "na gorąco", nawet w obrębie tych samych sekwencji) korekcją barw. Monochromatyczną tonację przełamują sceny kolorystycznie nasycone. Gdy z rzadka na Falconera padają promyki nadziei, barwy stają się żywsze, zaś kiedy bohater na powrót zamyka się w kokonie samotności, kamera rejestruje inwazję szarzyzny.

Ów prosty środek poetycki stanowi o emocjonalnym bogactwie tej fabuły. Jego opis wystarczyłby za całą recenzję. Mówi się czasem, że czyjeś życie "nabrało kolorów". "Samotny mężczyzna" jest filmowym ekwiwalentem tego frazeologizmu.
1 10
Moja ocena:
7
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
To jeden z tych filmów, podczas oglądania których człowiek zamiera. Film, który odejmuje mowę. Wzrusza.... czytaj więcej
Niedopowiedzenie to rzecz, jaką cenię sobie w filmie najbardziej. Reżyser pozostawia widzowi... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones