W roku, w którym większość blockbusterów albo nie dowiozła finansowo, albo rozczarowała jakością (często: jedno i drugie), "Uciekinier" jest przykładem wysokooktanowej rozrywki, która spełnia w
"Uciekinier" Paula Michaela Glasera z 1987 roku z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej był jednym z hitów ery VHS. Ekranizacja dystopijnej wizji z powieści Stephena Kinga (wydanej pod pseudonimem Richard Bachman) ostrzegała przed upadkiem społeczeństwa, które na skutek ekstremalnego zubożenia zwraca się w kierunku ekstremalnych teleturniejów telewizyjnych, w których do zgarnięcia są pieniądze niedostępne nigdzie indziej. Haczyk polegał na tym, że udział w tych programach wiązał się najczęściej z utratą zdrowia, a nawet życia. Nowa wersja "Uciekiniera", którego akcja dzieje się w 2025 roku (nie, jak u Glasera, w 2017), powiela te wątki, ale robi to z dużo większym rozmachem.
Ben Richards (coraz popularniejszy Glen Powell) jest ciężko pracującym robotnikiem, którego charakteryzują dwie wiodące cechy: jest uczciwy, ale też niesamowicie wściekły. Oba te elementy często wpędzają go w tarapaty; nie dość, że – broniąc interesów innych pracowników – zostaje wyrzucony z pracy, to jeszcze trafia na czarną listę, co w praktyce czyni go "niezatrudnialnym". Richards znajduje się w sytuacji bez wyjścia: nie mając pieniędzy na leczenie chorej córeczki, zgłasza się do wszechmocnej sieci telewizyjnej ("ICS" z 1987 roku zastąpiono nazwą "The Network"), chcąc wziąć udział w jednym z teleturniejów i zdobyć niezbędne fundusze. Choć obiecuje żonie (Jayme Lawson), że pod żadnym pozorem nie weźmie udziału w najbardziej niebezpiecznym i najchętniej oglądanym "Uciekinierze", w wyniku testów przeprowadzonych w siedzibie telewizji trafia właśnie do tego programu. Cyniczny i potężny producent teleturnieju Dan Killian (Josh Brolin) roztacza przed Richardsem wizje bogactwa i wyjścia z ekonomicznego kryzysu, obiecując jednocześnie, że w teleturnieju będzie mógł dać upust gniewowi, który trawi go każdego dnia. Trudno ocenić, który z argumentów bardziej przekonuje głównego bohatera, ale już po kilku godzinach ucieka ulicami Co-Op City w Nowym Jorku, stając się zwierzyną w oglądanym przez miliony polowaniu.
W porównaniu z wersją z 1987 roku, w "Uciekinierze" Edgara Wrighta zaszło kilka zmian. Ben Richards tym razem nie jest idealistycznym policjantem, który popada w niełaskę, gdy odmawia zmasakrowania bezbronnych cywili. U Wrighta jest jednym z wielu zubożałych członków społeczeństwa, który bierze udział w teleturnieju z zupełnie innych pobudek. Richards-Schwarzenegger nie miał rodziny, której dobro było dla niego najwyższą wartością; Richards-Powell walczy o przetrwanie i powrót do żony i córeczki, którą pragnie wyleczyć. W "Uciekinierze" Glasera główny bohater początkowo miał dwóch sprzymierzeńców, dawnych współosadzonych, ale jego partnerką w zbrodni była przede wszystkim kobieta, którą najpierw wziął na zakładniczkę. U Wrighta Richards niemal na każdym etapie rozgrywki otrzymuje wsparcie od różnych sprzymierzeńców; raz jest to dawny znajomy, innym razem influencer-aktywista, a nawet kobieta-zakładniczka (Emilia Jones), co zapewne stanowi ukłon w stronę ekranizacji z 1987 roku. To wszystko możliwe jest także dlatego, że tegoroczny "Uciekinier" ma w sobie więcej z kina drogi – pościg za Richardsem nie ogranicza się tylko do "strefy gry", jak to miało miejsce u Glasera, ale przebiega przez kilka stanów wschodniego wybrzeża USA, od Nowego Jorku przez Boston aż do… Derry w stanie Maine, co stanowi znakomite nawiązanie do "King-wersum". Właśnie w tym miasteczku rozgrywa się przecież akcja kultowej powieści i filmu "To".
Paramount Pictures
Ross Ferguson
W obu wersjach "Uciekiniera" niezwykle istotna jest rola, jaką pełni Richards w przebudzenia społeczeństwa, które w miarę przebiegu gry coraz śmielej buntuje się przeciwko wyzyskowi. U Edgara Wrighta Ben jest kimś, kogo w języku angielskim określa się mianem "reluctant hero" – to postać, która w rolę bohatera wchodzi niejako wbrew własnej woli, ale z czasem przyjmuje ją z pełną odpowiedzialnością. Glen Powell kreuje więc protagonistę, który bardzo długo kieruje się tylko wolą przetrwania i uratowania rodziny, konsekwentnie jednak pobudzając społeczeństwo do buntu. Istotną rolę odgrywa tu postać Eltona Parrakisa (Michael Cera), zdeklarowanego preppera i antysystemowca, który napędza Richardsa do działania, fundując mu błyskawiczny kurs mentorski. To dzięki niemu główny bohater uświadamia sobie wagę swojej misji, której miarą sukcesu okaże się doprowadzenie do upadku znienawidzonej sieci telewizyjnej.
W roku, w którym większość blockbusterów albo nie dowiozła finansowo, albo rozczarowała jakością (często: jedno i drugie), "Uciekinier" jest przykładem wysokooktanowej rozrywki, która spełnia w zasadzie wszystkie oczekiwania. Dostarcza zarówno efektowne sekwencje akcji, jak i wyrazistych bohaterów (znakomity Cera, Lee Pace w roli komiksowo przerysowanego złola). Glen Powell potwierdza, że jest w stanie unieść na barkach wysokobudżetową produkcję, zaś Edgar Wright dowodzi, że nawet z historii, w której humor nie odgrywa wiodącej roli, potrafi wykrzesać mnóstwo frajdy dla widza. Jedyną zagadką pozostaje to, jak nowy "Uciekinier" poradzi sobie w box office. Znacznie większe i obiecujące produkcje zaliczały przecież w ostatnich latach spektakularne upadki…