Recenzja filmu

Batman i Robin (1997)
Joel Schumacher
Elżbieta Jeżewska
George Clooney
Arnold Schwarzenegger

Batman na dyskotece

Neonowa kolorystyka, ociekające sztucznością dekoracje, fantastyczne stroje bohaterów, czy wreszcie batmobil przypominający wyścigówki Hot Wheels i energia bijąca z każdego kadru sprawiają, że
Uwaga, materiał zawiera spojlery.

Zamaskowany bohater przyjmował zdumiewająco wiele twarzy. Przez ponad siedemdziesiąt lat walczył z pospolitymi przestępcami i geniuszami zbrodni, piekielnymi pomiotami i tęczowymi stworami, terrorystami i systemem. Szybko stał się jednym z najpopularniejszych, a z czasem również najbardziej ikonicznych bohaterów popkultury. Nic dziwnego, że film o nim kręcił między innymi sam Andy Warhol. Jednak prawdziwą personą srebrnego ekranu Człowiek-Nietoperz stał się dopiero za sprawą serialu i towarzyszącego mu filmu - Batman zbawia świat. Kampowy Batman był kwintesencją tzw. srebrnej ery, która swoje apogeum osiągnęła właśnie w latach '60. Połączenie slapstickowego humoru z komedią absurdu było strzałem w dziesiątkę, a słynny bat-spray odstraszający rekiny, zagadki Człowieka-Zagadki czy problemy z pozbyciem sę bomby na stałe weszły do kanonu popkultury.
Z czasem jednak w komiksach zaczął pojawiać się poważniejszy ton, bliższy pierwszym historiom, a lata 80. przyniosły dwa być może najlepsze komiksy o zamaskowanym krzyżowcu. "Zabójczy żart" Alana Moore'a oraz "Mroczny Rycerz powraca" Franka Millera nadały nowy wymiar postaci Batmana oraz wniosły na karty komiksów ponure wątki obce wcześniejszym historiom. W chwilę potem w kinach pojawia sie gotycka baśń Tima Burtona. Reżyser, zachowując ciężką atmosferę współczesnych komiksów, doprawia ją typowym dla siebie czarnym humorem i umiłowaniem dziwactw. Jego dwa filmy utrwaliły mroczny wizerunek miasta Gotham i Batmana jako tajemniczego mściciela. Jednak pomimo artystycznego i finansowego sukcesu, studio Warner Bros nie było zadowolone z wyników sprzedaży ("Powrót Batmana" zarobił mniej niż poprzednia część), decyduje się więc zatrudnić nowego reżysera i odświeżyć serię, odchodząc od niepokojącego i groteskowego tonu poprzednich obrazów.


Tutaj na scenę wkracza Joel Schumacher, twórca doświadczony w łączeniu elementów grozy z kinem familijnym (pozytywnie przyjęci Straceni chłopcy). Nowy reżyser zdecydował się sięgnąć do czasów srebrnej ery i wprowadzić w ponure mury Gotham powiew kiczu i beztroski. Jednocześnie wniósł do filmu charakterystyczną dla jego stylu skłonność do pełnych przepychu, ekstrawaganckich i kolorowych inscenizacji. Podobnie jak u Burtona - to, co w pierwszym filmie było jedynie mniej lub bardziej nieśmiało zasygnalizowane, w drugim zdominowało obraz, sprawiając, że rękę reżysera widać w każdym ujęciu, a historię Batmana można niemal uznać za pretekst do prezentacji jego wizualnych upodobań.

Dynamiczny duet po raz kolejny musi zmierzyć się z ekscentrycznymi przestępcami. Tym razem są to pani biolog, w obronie roślin gotowa poświęcić ludzkość oraz okaleczony doktor, który nie cofnie się przed niczym, aby uleczyć śmiertelnie chorą żonę. Dwójka aktorów podkreśla przerysowany, komiksowy charakter bohaterów. Uma Thurman bawi się rolą femme fatale, z której co chwila wychodzi nieporadność poprzedniego wcielenia, a Arnold Schwarzenegger parodiuje sam siebie, wyrzucając raz za razem mrożące krew w żyłach one-linery. Na ich tle batrodzina wypada blado; Dickowi Graysonowi Chrisa O'Donnella brakuje indywidualności, która uczyniła by z niego kogoś więcej, niż zbuntowanego nastolatka, natomiast George Clooney jako Bruce Wayne przez cały film pokazuje ten sam błądzący uśmiech i zatroskane spojrzenie. Gdy przywdziewa maskę Batmana, jest lepiej - pewny siebie, ale nie nazbyt poważny, stanowi przeciwwagę dla lekkomyślnego Robina. Ich duet jest jednak zbyt statyczny wobec werwy Trującego Bluszczu i Dr.Freeze'a, a pojawiająca się pod koniec Batgirl nie zmienia w żaden sposób dynamiki zespołu.

 

Głównym punktem ciężkości scenariusza są jednak oczywiście sceny akcji. Schumacher w pełni wykorzystuje potencjał Gotham; w trakcie potyczek i gonitw prowadzi nas po mrocznych zakamarkach miasta, przez opustoszałe łaźnie, muzea i wystawne sale balowe, aż na szczyty wieżowców i ponad dachy metropolii. Metropolii zupełnie odmienionej w stosunku do poprzednich filmów. Monumentane, gotyckie budowle zatopione są teraz w dyskotekowych światłach, a w zdezelowanych budynkach spotykają się gangi, których kreacji pozazdrościła by niejedna gwiazda rocka. Takie połączenia podkreśla ścieżka dźwiękowa, w której poważne brzmienia Elliota Goldenthala przeplatane są jazzowymi i popowymi kompozycjami (Smashing Pumpkins, R.E.M., Moloko...). Niektóre sekwencje mają wręcz transowy charakter - pelne fluorescencyjnych świateł, szybkiego montażu, rozbłysków, wartkiej akcji i towarzyszącej jej elektronicznej muzyki.

Schumacher, który przed karierą reżyserską zajmował się kostiumografią i scenografią, zadbał o to, żeby film miał spójny styl. Neonowa kolorystyka, ociekające sztucznością dekoracje, niewiarygodne kreacje Trującego Bluszczu czy fantastyczna zbroja dr. Freeza, wreszcie batmobil przypominający wyścigówki Hot Wheels i energia bijąca z każdego kadru sprawiają, że seans Batmana i Robina jest niczym przejazd batkolejką przez wytwórnię zabawek.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tytuł to jedna z wielu zostających w pamięci kwestii, jaką w "Mrocznym rycerzu" wypowiedział Joker. Sam... czytaj więcej
"Batman i Robin" to z pewnością nie najgorszy obraz na świecie, ale najgorszy "Batman" na pewno. W... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones