Gotuję, więc jestem

Pod względem realizacji dzieło Gelba jest takie jak kuchnia jego bohatera: skromne, eleganckie, klasyczne. Podoba mi się też dyskretne ekranowe poczucie humoru.
Jaki smaczny dokument! Obstawiam, że może spodobać się nawet tym widzom, którzy przedkładają nóż i widelec nad pałeczki, a hasło "sushi" kojarzy im się raczej z objawami przepicia niż kulinariami.

Tytułowy bohater, liczący osiemdziesiąt kilka wiosen Jiro Ono, prowadzi w Tokio  restaurację  Sukiyabashi Jiro. Posiłek kosztuje w niej co najmniej trzysta dolarów, a wizytę trzeba zamówić z miesięcznym wyprzedzeniem. Jak twierdzą znawcy tematu, gra o stolik jest warta świeczki. Niepozorna knajpka otrzymała od autorów prestiżowego przewodnika Michelina najwyższą ocenę – trzy gwiazdki. Z kolei Jiro san nosi nieoficjalny tytuł mistrza świata i okolic w przyrządzaniu sushi.

W filmie Davida Gelba nie brakuje tradycyjnych obrazków "od kuchni". Kamera przygląda się uważnie kolejnym etapom pracy nad posiłkiem: wizycie na targu rybnym,  patroszeniu, smażeniu, wędzeniu oraz gotowaniu. Najważniejszy jest, oczywiście, finał, czyli moment, gdy na połyskującej czarnej tacce ląduje porcja posiłku. Jeśli podaje ją sam Jiro, nawet największy chojrak będzie miał powody do zdenerwowania. Surowy kucharz w takim samym stopniu co autorytetem emanuje grozą. Nie zdziwiłbym się, gdyby w rękach bohatera jedzenie zamieniło się w zabójczą broń użytą przeciwko klientowi, który nie umie się zachować przy stole. Polscy miłośnicy japońskiej przekąski przeżyją mały szok w trakcie seansu. Okazuje się bowiem, że dania serwowane w naszych sushi-barach mają się tak do oryginału jak wyrób seropodobny do dojrzałego ementalera.

Amerykański dokument jest jednak czymś więcej niż tylko pełnometrażowym klonem programów w stylu "Podróży Roberta Makłowicza" czy "Kuchennych rewolucji". To przede wszystkim imponujący portret artysty, który całe swoje życie podporządkował sztuce (o tym, że gotowanie może nią być, nie muszę chyba nikogo przekonywać). Jak twierdzi pojawiający się w filmie krytyk kulinarny i admirator twórczości Ono, jego idol znalazł idealną receptę na sushi dawno po przekroczeniu wieku emerytalnego. Dla bohatera samodoskonalenie się to nieustający proces, który stanowi o sensie istnienia. Poprawiam się, więc jestem.

Gelb nie unika trudnych pytań. Dekady intensywnych poszukiwań smakowych wpłynęły z pewnością na  relacje Jiro z rodziną. Obaj synowie na jego wyraźne życzenie (rozkaz?) porzucili marzenia o dalszej edukacji, aby pomagać przy pracy w knajpie. Dziś, choć sami są wybitnymi kucharzami, nadal żyją w cieniu ojca. Tokio jest za małe dla dwóch  (albo i trzech) geniuszy. Zwłaszcza, jeśli tylko jednego z nich media ogłosiły objawieniem.

Pod względem realizacji dzieło Gelba jest takie jak kuchnia jego bohatera: skromne, eleganckie, klasyczne. Dobrze pasuje do niego podniosła muzyka Philipa Glassa. Podoba mi się też dyskretne ekranowe poczucie humoru oraz otulająca całość filozoficzna mgiełka. Wyszedłem z tego filmu syty. Mam nadzieję, że podobnie będzie z Wami.
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones