"Fusi" to nie tylko zajmująco opowiedziana współczesna baśń, lecz także świadectwo artystycznej przewrotności. Reżyser z kamienną twarzą opowiada wyborne dowcipy, a w dodatku – choć pozornie
Warto było czekać aż sześć lat na nowy film Dagura Kariego. "Fusi" to nie tylko zajmująco opowiedziana współczesna baśń, lecz także świadectwo artystycznej przewrotności. Reżyser z kamienną twarzą opowiada wyborne dowcipy, a w dodatku – choć pozornie spogląda na ekranowy świat chłodnym okiem – oferuje widzowi pokrzepienie. W zastosowanej przez Kariego strategii łatwo rozpoznać wpływy jednego z jego mistrzów – Akiego Kaurismakiego. O ile jednak Fin od dawna wierzy w siłę wspólnoty, Islandczyk deklaruje się w swym nowym filmie jako radykalny indywidualista.
Tytułowy bohater "Fusiego" ma poczucie niedopasowania do otoczenia, jest gnębiony przez kolegów i poddany presji apodyktycznej matki. W pewnym momencie przeżywa szok, gdy nakrywa rodzicielkę na seksie. Można by pomyśleć, że doświadcza na naszych oczach typowych bolączek wieku dojrzewania. Problem w tym, że Fusi ma już 43 lata. Bohater Kariego to Piotruś Pan z monstrualną nadwagą, którego ulubioną rozrywkę stanowi tworzenie makiet wielkich bitew. Zafascynowany wojnami Fusi w prawdziwym życiu dawno już wywiesił jednak białą flagę. Kapitulacja mężczyzny objawia się przede wszystkim zgodą na życiową monotonię i pozbawione ekscytacji rytuały, takie jak zamawianie codziennie jednakowego posiłku w tej samej chińskiej spelunie.
Tę smętną rutynę próbuje, oczywiście, zakłócić zewnętrzny świat, ale wysiłki te z reguły kończą się niepowodzeniem. Mężczyzna, którego Fusi mógłby uważać za prawdziwego kumpla, ostatecznie okazuje mu tę samą pogardę, co wszyscy inni. Zaprzyjaźniająca się z bohaterem córka sąsiadów ściąga natomiast na niego podejrzenie o pedofilię. Scena, gdy policjanci zabierają Fusiego na posterunek i poddają go groteskowemu przesłuchaniu wygląda zresztą na delikatną drwinę z "Polowania"Thomasa Vinterberga. Jednocześnie śmiało może zostać odczytana jako reżyserskie credo Kariego dowodzące, że nie obchodzi go żadna „wiwisekcja skandynawskiej duszy”. W "Fusim" liczy się tylko i wyłącznie tytułowy bohater.
Wątek fałszywego oskarżenia mężczyzny stanowi także istotną przestrogę dla widza. Kari na każdym kroku przekonuje go, że pozory mylą, a ekranowy świat jest bardziej skomplikowany niż mogłoby się wydawać. Podobne wrażenie wywołuje sposób przedstawienia relacji Fusiego z atrakcyjną Sjöfn wyglądający na kpinę ze schematów komedii romantycznej. Zamiast opowiadać o rozkwicie miłości, Kari pokazuje narodziny samoświadomości bohatera, który – po kolejnej z wielu klęsk – postanawia wreszcie zerwać z marazmem i wziąć życie w swoje ręce.
Przemiana mężczyzny, choć kluczowa dla fabuły, została ukazana z najwyższą dyskrecją. Aby w pełni ją zobrazować, Kariemu wystarczy właściwie prosta metafora związana z miejscem pracy bohatera, który jest zatrudniony na lotnisku. Pomysł – stanowiący zresztą łącznik pomiędzy "Fusim", a poprzednimi filmami reżysera - nie pozostawia wątpliwości, że Islandczyk po raz kolejny wzniósł się na wyżyny talentu.
Krytyk filmowy, dziennikarz. Współgospodarz programu "Weekendowy Magazyn Filmowy" w TVP 1, autor nominowanego do nagrody PISF-u bloga "Cinema Enchante". Od znanej polskiej reżyserki usłyszał o sobie:... przejdź do profilu