Recenzja filmu

Sekretne życie zwierzaków domowych 2 (2019)
Chris Renaud
Marek Robaczewski
Patton Oswalt
Kevin Hart

Merdać (znowu) każdy może

"Sekretne życie zwierzaków domowych 2" to balon animowanej energii – rozkoszny, giętki jak trampolina, wydający z siebie wesołe piski i merdający pastelowym ogonkiem. A poza tym właściwie
W co zamieni się wielka włochata kula, kiedy puścimy ją w dół stromej ulicy? Odpowiedź jest prosta: w tę samą wielką włochatą kulę, do której poprzyczepiały się gumy do żucia, pety i inne miejskie farfocle. "Sekretne życie zwierzaków domowych 2" to balon animowanej energii – rozkoszny, giętki jak trampolina, wydający z siebie wesołe piski i merdający pastelowym ogonkiem. A poza tym właściwie nieodróżnialny od pierwszej części, która z kolei zbyt długo przeglądała się w fabularnym zwierciadle "Toy Story". Nieważne, że twórcy wybrali dla swojej kulki inną ulicę do sturlania, skoro to wciąż to samo stare skrzyżowanie.



Chciałbym wierzyć, że kino nie traktuje swojej najmłodszej publiczności po macoszemu. Że jest w stanie zaproponować nieszablonową historię częściej niż raz na dwa, trzy lata. Bo "Sekretne... 2" to zakurzony katalog pełen mitów i stereotypów na temat kanapowców – identyczny jak w jedynce, tyle że zaaranżowany w kilku nowych lokacjach. Psy Max i Duke obrastają w kolejne cenne życiowe doświadczenia: ich pani ma stałego partnera, rodzi się potomek, a Max – po krótkim etapie niechęci – dostaje świra na punkcie bezpieczeństwa malucha. Nagle Nowy Jork zamienia się w gigantyczną miejską dżunglę, gdzie każdy warkot silnika niesie się jak ryk dzikiej bestii, a każdy zapach oznacza śmiertelne zagrożenie. Dżungla materializuje się również w inny sposób – do miasta zjeżdża cyrk, a jego właściciel, złowrogi, ubrany w czernie i futra Rosjanin, więzi w klatce młodego tygrysa syberyjskiego. To już zadanie dla królika Tuptusia, przekonanego o swoich superbohaterskich mocach i wpływie na rzeczywistość kanap, parapetów i pełnych misek. Gidget – suczka z ADHD – dostaje natomiast polecenie opieki nad ukochaną zabawką Maksa, kiedy ten uczy się wypasać owce na agrowczasach. I tak to się toczy – z codziennych domowych potyczek wyrastają zwierzęce makro-sprawy.


Wszystkie te rozproszone wątki zbiegają się w końcu w jednym punkcie kulminacyjnym – suma pościgów i histerycznego machania ogonem daje jeszcze więcej pościgów i wszechobecnej rozwałki. Trudno zaprzeczyć, dużo się tutaj dzieje, ale jest to dzianie się wtórne, ogołocone z ciekawych pomysłów, pozbawione inteligencji, aluzyjności i wdzięku, czyli znaków rozpoznawczych licznej rodziny współczesnej animacji. No bo co w świecie kanapowców zmienia wycieczka Maksa i Duke'a na farmę? Jaki nowy punkt ciężkości wytwarza? Zwierzęta gospodarcze to taki sam dwuwymiarowy ludzki stereotyp żywcem wyciągnięty z popularnej gry "FarmVille": owce są głupie, krowy bezczelne i uparte, indyki szalone, a pies pasterski Kogut to nieustraszony twardziel, szczekająca wersja Clinta Eastwooda z przenikliwym spojrzeniem. Prościutki morał z pierwszej części zastępuje morał jeszcze prostszy – nieważne, ile mierzysz, świat i tak leży u twoich stóp; nie liczy się wzrost, ale odwaga; nie mięśniem, lecz sprytem ich zwyciężaj. Chyba jakoś tak to idzie, zresztą w doskonałej symbiozie z pozostałymi filmowymi kliszami, na przykład: "każdy Rosjanin to sadysta, który trzyma w domu wilki" albo "samotna emerytka przygarnie wszystkie kotki, nawet te dwustukilowe".


Zgrywa zgrywą, ale humor także nie jest najmocniejszą stroną "Sekretnego...". W tym przypadku da się przynajmniej wyrazić uzasadnione wątpliwości – suche kwestie dialogowe i wszechobecne "spoko" (nie wiadomo, o co chodzi i co powiedzieć? No to SPOKO) mogą być po prostu efektem słabego polskiego dubbingu. Nie przesądzam, nie wyszydzam. Ten pastelowy miks wtórności, suchości i wartkiej akcji składa się jednak w konsekwencji na bardzo średnie animowane widowisko. Jedno z tych, które umykają pamięci równie szybko, co toczące się narysowanymi ulicami Nowego Jorku włochate kulki pinballowe: chomiki, króliki, pieseły, koty i tygrysy. Nie wystarczy po raz tysięczny obdarzyć zwierzęta mową, naciągnąć im sprężynki i pozwolić biegać, trajkotać i odbijać się od ścian i sufitów. Trzeba jeszcze wiedzieć, po co się to robi. A tego ewidentnie tutaj zabrakło.
1 10
Moja ocena:
5
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nowa animacja ze studia Illumination Entertainment, którego najlepsze dzieła to seria "Jak ukraść... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones